Nikt nigdy nie przedstawiał mi takiej listy - oświadczył stanowczo Zbigniew Wassermann odnosząc się do czwartkowych doniesień "Gazety Wyborczej" i Radia Zet. Dziennik napisał, że m.in. on za rządów PiS otrzymał od ABW listę nazwisk tajnych współpracowników UOP z początku lat 90.
- To kłamstwo, to zaplanowana akcja mająca uniemożliwić mi objęcie funkcji przewodniczącego komisji ds. nacisków - ocenił b. koordynator ds. służb specjalnych.
Według informacji medialnych prokuratura prowadzi w tej sprawie śledztwo. Zdaniem Wassermanna, mogła zajść uzasadniona sytuacja popełnienia przestępstwa, polegająca na "zawiadomieniu organów ścigania o przestępstwie, które nie zostało popełnione". "Deklaruję, że w tym zakresie złożę zawiadomienie do prokuratury" - zapowiedział.
Jak poinformowały "Gazeta Wyborcza" i Radio ZET, w 2006 r. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego przekazała ówczesnemu premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu listę nazwisk tajnych współpracowników UOP z początku lat 90. Według mediów lista, która liczyła ok. 20 nazwisk, miała klauzulę "ściśle tajne", zaś oprócz J. Kaczyńskiego dostali ją też prezydent Lech Kaczyński i Wassermann.
Pytany, czy taka lista istniała, odparł że wszystko wskazuje na to, że nie. - Nigdy jej nie widziałem. Gdyby była lista i była udostępniana to powinienem wiedzieć jako koordynator służb specjalnych - przekonywał Wassermann. - Szkoda, że nie możemy odnosić się do dokumentów, tylko do przecieków - zakończył były minister.
"To byłby dramat"
Oświadczenie Zbigniewa Wassermanna skomentował Sebastian Karpiniuk z PO. - Wassermann próbował zbagatelizować sprawę przedstawiając jakieś błahostki - powiedział Karpiniuk.
Członek komisji ds. nacisków zapowiedział, że zwróci się do prokuratury z wnioskiem o wydanie akt dotyczących sprawy. - Pan Wassermann i pan Kaczyński składali niespójne zeznania. Trzeba to sprawdzić - stwierdził Karpiniuk.
Poseł PO oznajmił, że komisja nie podejmie żadnych kroków dopóki nie otrzyma uzasadnienia wyroku Trybunału Konstytucyjnego. - Gdyby ta sprawa okazała się prawdziwa, to byłby kompletny dramat służb niepodległego państwa polskiego - dodał Karpiniuk.
Wyssane z palca?
Wcześniej głos w sprawie zajął Jarosław Kaczyński. - Ktoś to sobie wyssał z palca - powiedział krótko prezes PiS.
Jak poinformowały "Gazeta Wyborcza" i Radio ZET, W 2006 r. Jarosław i Lech Kaczyńscy otrzymali od ówczesnego szefa ABW Witolda Marczuka listę nazwisk tajnych współpracowników UOP z początku lat 90.
Według mediów lista, która liczyła ok. 20 nazwisk, miała klauzulę "ściśle tajne", zaś oprócz Kaczyńskich dostał ją także koordynator służb specjalnych w rządzie PiS Zbigniew Wassermann. Nie ma danych, czy informacje te zostały przeciwko komuś wykorzystane.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24