Minął rok od incydentu w centrum Katowic, w którym na szubienicach zawisły zdjęcia polityków Platformy Obywatelskiej. Mimo że policja szybko ustaliła tożsamości sprawców, wciąż nikt nie usłyszał zarzutów. - Oczywiście rok to jest więcej niż trzeba żeby, mając nagranie, próbować wyciągnąć z tego konsekwencje, ale nie wobec ofiar - stwierdził w "Faktach po Faktach" eurodeputowany Janusz Lewandowski.
25 listopada 2017 roku w centrum Katowic na szubienicach zawisły zdjęcia europosłów PO. Powiesili je tam członkowie kilku prawicowych organizacji, którzy porównali polityków opozycji do wieszanych członków targowicy. Policja szybko ustaliła tożsamość uczestników tego zgromadzenia.
Prokuratorskie śledztwo, które toczy się na wniosek europosłów i dotyczy stosowania gróźb bezprawnych z powodu przynależności politycznej, jest przedłużone do końca listopada. Pomimo tego, że od całej sytuacji minął dokładnie rok, to postępowanie toczy się "w sprawie", a nie przeciwko komuś. Nikt na razie nie usłyszał zarzutów.
"Neonazistowskie zjawiska trzeba dusić w zarodku"
- Generalnie rząd zajmuje się tym by dostarczać co parę dni jakiś sygnał, który wizerunkowo jest rujnujący dla nas, bo [rząd - przyp. red.] nie robi tego na własny koszt, czy wizerunek, tylko na koszt Polek i Polaków - ocenił eurodeputowany Janusz Lewandowski w niedzielnych "Faktach po Faktach".
Polityk Platformy Obywatelskiej za jeden z przykładów działań wpływających negatywnie na wizerunek Polski wskazał "najście funkcjonariuszy ABW na dziennikarza, który odsłonił rodzący się w Polsce faszyzm". - Albo jakaś akcja typu IPN, albo KNF - wyliczał Lewandowski.
Odniósł się w ten sposób do wydarzeń z piątku 23 listopada 2018 roku, gdy Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego wkroczyła do domu operatora TVN Piotra Wacowskiego, współautora reportażu Superwizjera "Polscy neonaziści", wręczając mu pismo z wezwaniem do prokuratury. W piśmie zawarte są zarzuty o propagowanie nazizmu (z art. 256 par. 1 kodeksu karnego) w związku z realizacją reportażu wcieleniowego na temat polskich neonazistów.
W niedzielę Prokuratura Krajowa poinformowała, że "przedwczesne jest stawienie zarzutów operatorowi TVN, który wykonywał gesty nazistowskiego pozdrowienia w trakcie spotkania ku czci Adolfa Hitlera w kwietniu 2017 roku i odwołała wyznaczony mu termin stawienia się w prokuraturze".
Od relacji z katowickiej demonstracji zaczyna się reportaż "Polscy neonaziści". Dziennikarze "Superwizjera" TVN dotarli między innymi do uczestników neonazistowskiego festiwalu "Orle Gniazdo", w którym brali udział także członkowie organizacji "Duma i Nowoczesność" oraz do osób obecnych na uroczystości "urodzin" Adolfa Hitlera. W związku z ujawnionymi nagraniami z lasu pod Wodzisławiem Śląskim kilku osobom postawiono zarzuty, ale nie ma jeszcze aktów oskarżenia. Jedna osoba dobrowolnie poddała się karze za publiczne propagowanie nazizmu.
"Neonazistowskie zjawiska trzeba dusić w zarodku"
- Oczywiście mamy różne tempo i przez to traci wiarygodność prokuratura krajowa i prokurator generalny Zbigniew Ziobro, tracą wiarygodność służby ułaskawionego przez pana prezydenta Dudę, pana Mariusza Kamińskiego - ocenił Lewandowski. - To tempo jest tak różne, jak już w tym dość kabaretowym najściu na biuro pana Chrzanowskiego, które nastąpiło po jego przylocie z Singapuru. Tu mamy też błyskawiczną akcję ABW, która rozeszła się po świecie - dodał.
- Oczywiście rok to jest więcej niż trzeba żeby, mając nagranie, próbować wyciągnąć z tego konsekwencje, ale nie wobec ofiar - stwierdził eurodeputowany. Zdaniem polityka Platformy Obywatelskiej "tego typu neonazistowskie zjawiska trzeba dusić w zarodku, zanim będą miały moc masowego rażenia".
Autor: asty//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24