Wniosek posłów PiS w sprawie wyboru I prezes Sądu Najwyższego to odpowiedź spóźniona, bo jak pamiętam pani prezes została wybrana w 2014 roku, więc było dużo czasu, żeby zwrócić uwagę na ewentualne nieprawidłowości - powiedział w "Jeden na jeden" były premier Leszek Miller.
Grupa 50 posłów Prawa i Sprawiedliwości złożyła do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zbadanie legalności wyboru I prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Gersdorf. Wnioskodawcą reprezentującym grupę parlamentarzystów jest Arkadiusz Mularczyk. Argumentował, że istnieją wątpliwości co do zgodności z konstytucją przepisów ustawy o Sądzie Najwyższym, a także regulaminu wyboru kandydatów na stanowisko I prezesa Sądu Najwyższego.
- To jest wyraz coraz ostrzejszego konfliktu między Sądem Najwyższym a partią rządzącą. Niedawno pani prezes wypowiedziała się krytycznie o mechanizmach funkcjonowania Trybunału Konstytucyjnego, no to mamy odpowiedź. Odpowiedź może spóźnioną, bo jak pamiętam pani prezes została wybrana w 2014 roku, więc było dużo czasu, żeby zwrócić uwagę na ewentualne nieprawidłowości - mówił Leszek Miller. - Mnie się wydaje, że to jest jak w szachach, gdzie groźba ruchu jest zawsze cięższa niż sam ruch. Natomiast w Polce przydałaby się poważna debata o funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości i sądownictwa - powiedział były szef rządu. - Pamiętam, że jak byłem posłem, to najwięcej listów krytyki i próśb interwencji spływało do mojego biura dotyczących krytyki wymiaru sprawiedliwości - stwierdził. - Nie odnoszę tego akurat do Sądu Najwyższego, ale generalnie rzecz biorąc do sądownictwa. Jak dobrze pamiętam, w tym momencie mamy 10 tys. sędziów i to jest drugie miejsce w UE pod względem liczby sędziów. Mamy też drugie miejsce w Unii pod względem czasu trwania procesów, drugie miejsce, ale od końca - dodał był premier.
Miller zaznaczył, że nie wie, jakie będą losy wniosku PiS złożonego do Trybunału. - [PiS - red.] ma prawo do różnych wniosków. Natomiast kwestią prawa i kwestią opinii publicznej jest ocena, czy to są wnioski uzasadnione - podkreślił. Przyznał, że on sam podobnego wniosku na miejscu PiS by nie składał.
Apelowała do sędziów, by się nie bali
Prof. Małgorzata Gersdorf w ostatnim czasie wielokrotnie zabierała głos w sprawie sytuacji w wymiarze sprawiedliwości i zmian przeprowadzanych przez obecne władze.
Na spotkaniu przedstawicieli Zebrań Sędziów Sądów Apelacyjnych oraz Zgromadzeń Ogólnych Sędziów Okręgów pod koniec stycznia mówiła, że "w Polsce skończyła się epoka, kiedy mogliśmy polegać na zadeklarowanej w art. 2 konstytucji zasadzie demokratycznego państwa prawnego”. - Od ponad roku powtarzam, iż sądy łatwo przekształcić w igraszkę w rękach polityków - mówiła prezes. - To, co dotychczas było zagrożeniem, staje się teraz faktem. Z ust przedstawiciela egzekutywy - ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego – równolegle piastującego mandat poselski usłyszeliśmy zapowiadane lub przewidywane przez nas już dawno słowa: sądy należy "zreformować". Pozwolę sobie ująć to stwierdzenie w cudzysłów, bo reform w Polsce mamy chyba już wszyscy dosyć. O nich mówi się jako o wartości samej w sobie. A chodzi o zmianę, która żadnej obiektywnej wartości nie przedstawia. Cel, o czym wszyscy doskonale wiemy, jest zupełnie inny niż czyjekolwiek dobro - stwierdziła. W rozmowie z portalem Onet mówiła, że władza lansuje obraz, iż sędziowie to tłuste koty, którzy opływają w luksusy za państwowe pieniądze. Zaapelowała też do sędziów, że "nie wolno się bać". Jej słowa spotkały się z reakcją wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego, który stwierdził, że elity sędziowskie są kompletnie oderwane od rzeczywistości. Ocenił, że jej wypowiedź to "próba obrony patologicznej sytuacji w polskich sądach”. Później w Sejmie wiceszef resortu przekonywał, że polscy sędziowie "kompromitują polskie państwo przed całą Europą”. Wcześniej Gersdorf zaskarżyła do Trybunału Konstytucyjnego nowelizację ustawy o Trybunale autorstwa PiS.
Tusk czy Saryusz-Wolski?
Były premier Leszek Miller w "Jeden na jeden" był pytany także o spekulacje dotyczące kandydatury na przewodniczącego Rady Europejskiej. Według "Financial Times" zamiast polski rząd byłby gotów poprzeć eurodeputowanego PO, Jacka Saryusz-Wolskiego zamiast Donalda Tuska. Leszek Miller nie ma wątpliwości, kogo powinna poprzeć Polska .- To oczywiste, że Tuska. To jak różnica między panną młodą i druhną. Obydwie panie są na weselu, ale ich role są zasadniczo odmienne - porównał. Podkreślił, że PiS doskonale wie, iż najlepszym kandydatem jest Tusk. - Ale żeby zrozumieć motywy ostatnich działań trzeba sobie uzmysłowić, że polityka zagraniczna w koncepcji Prawa i Sprawiedliwości jest zawsze funkcją sytuacji wewnętrznej. A więc każdy pomysł dotyczący jakiegoś rozwiązania na arenie międzynarodowej jest badany przez pryzmat spraw wewnętrznych - zauważył. Miller uznał, że PiS chce pokazać opinii publicznej, iż nie jest przeciwko kandydaturze obywatela naszego kraju na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej, ale "ma lepszego Polaka niż Donald Tusk, bardziej polskiego Polaka niż Donald Tusk". Były szef rządu stwierdził, że krytyka posłów PO pod adresem partyjnego kolegi jest zrozumiała, gdyż Saryusz-Wolski nieustannie milczy w tej sprawie. Przyznał, że to "bardzo wymowne milczenie”. - Wnioskuję, że panu Saryusz-Wolskiemu coś obiecano - ocenił.
Autor: kło//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24