Frustrujące jest to, kiedy po raz kolejny psuje się sprzęt i nie wiadomo, kiedy zostanie naprawiony, kiedy nie ma papieru toaletowego albo opatrunków - skarżą się lekarze rezydenci. Najbardziej jednak doskwiera im przepracowanie, bo często muszą pracować po kilkadziesiąt godzin bez przerwy. Materiał "Czarno na białym".
- Bardzo dużą część Polaków leczą dzisiaj ludzie, którzy zachowują się jak osoby pijane - powiedział Jakub Sieczko, 32-letni lekarz w trakcie specjalizacji z anestezjologii i intensywnej terapii. Jak wyjaśnił, ostatnio trafił na badania naukowe, z których wynika, że osoba, która nie spała 24 godziny, zachowuje się jakby miała 0,8 promila alkoholu we krwi.
"Nie działa tomograf, gastroskop, zepsuł się aparat do znieczulenia"
- To, co dziś mnie najbardziej frustruje w porównaniu z moim wyobrażeniem o życiu młodego lekarza, to jest to dziadostwo, w którym muszę pracować i które mnie otacza w moim miejscu pracy - oświadczył.
Wyjaśnił, że "frustrujące" jest to, kiedy po raz kolejny się słyszy, że jakiś sprzęt się zepsuł. - Nie działa tomograf komputerowy, zepsuł się aparat do znieczulenia, nie działa gastroskop i nie wiadomo, kiedy będzie działać. I po prostu mantra, którą się słyszy, jest taka, że szpital nie zapłacił faktury za poprzednią naprawę, wobec czego firma naprawiająca nie chce dokonać tej naprawy - powiedział.
Jak dodał, najgorsze w pracy lekarza jest przepracowanie. - Proszę mi wierzyć, że reanimacja w 30. godzinie dyżuru to nie jest reanimacja tak dobrze wykonana, jak reanimacja w drugiej, piątej czy nawet 15. godzinie dyżuru - stwierdził.
"Leki i opatrunki, których nie ma"
25-letni Robert Sankowski jest w trakcie stażu. Twierdził, że już od najmłodszych lat chciał pomagać innym. Jak dodał, kiedyś wydawało mu się, że praca lekarza przypomina amerykańskie filmy - diagnostyka trwa pięć minut i na wszystko są pieniądze. - Leki i opatrunki, których nie ma. Papier toaletowy, który jest po prostu cięty - wylicza. - To mnie po prostu zszokowało.
O trudnym zderzeniu z rzeczywistością opowiedziała Katarzyna Hawryluk-Macke, która jest lekarzem rezydentem w trakcie specjalizacji z anestezjologii. Jej rodzice są lekarzami, chciała iść w ich ślady. - To był szok. Wszystkie ideały legły w gruzach, bo to nie jest tak pięknie, jak nam się wydaje - przyznała ze smutkiem.
- Te pierwsze zderzenia z tym, że się nie opłaca leczyć tych pacjentów, były ciężkie dla mnie do przeżycia - powiedziała.
"Pacjent na SOR-ze to zło konieczne"
Hawryluk-Macke wyznała, że z przepracowania zdarzało jej się być niemiłą dla pacjenta. - Wtedy zrozumiałam, że często ci starsi lekarze, do których miałam pretensje, zachowywali się tak, a nie inaczej nie ze swojej winy. To wina systemu. Tak ten system zmienia lekarzy pełnych pasji kiedyś - oceniła.
W rozmowie z reporterem TVN24 powiedziała, że jej mąż wyjechał na specjalizację do Niemiec, gdzie "przeżył duży szok". - Na przykład jeśli chodzi o traktowanie pacjenta. W Polsce na SOR-ze pacjent to jest zło konieczne. Najlepiej, żeby go nie przyjąć. A tam o tego pacjenta się oddziały biją, bo opłaca się go przyjmować.
Wspomina także, jak jej męża szpital wysłał na kurs na drugi koniec Niemiec. Jak powiedziała, szpital opłacił mu szkolenie, udostępnił mu samochód służbowy i kartę do płacenia za benzynę. - W Polsce nie do pomyślenia - stwierdziła.
"Cztery doby non stop"
Katarzyna Pikulska ma 34 lata i jest w trakcie specjalizacji z anestezjologii. W rozmowie z reporterem TVN24 powiedziała, że o byciu lekarzem marzyła już w wieku 14 lat. - Chciałam pomagać ludziom z jak największą wiedzą. Głupie, idealistyczne. Nie zmieniło się - powiedziała.
Nie zgadza się jednak na warunki, w których przyszło jej leczyć ludzi. - Spotkałam się z sytuacją, że nie ma no-spy, nie ma papieru toaletowego, a łóżko pod pacjentem się wali - stwierdziła.
Jej rekord w szpitalu? Jak mówi, to "cztery dobry non stop". - Jeżeli jest szansa na sen, to śpię. Tylko że czasem są to dwie godziny - wyjaśniła.
Skarży się także na biurokrację. - Nie wyobrażałam sobie, że 20 procent to będzie praca z człowiekiem i medycyną, a reszta to będą papiery, kody i że będę rozliczana z ilości pieczątek postawionych równo - podsumowała Pikulska.
Autor: pk//now/ jb / Źródło: tvn24