Mariusz Kocój, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Podkarpackiego w Krośnie, zrezygnował z zajmowanego stanowiska. Ugiął się pod naciskiem lekarzy, którzy od kilku miesięcy domagali się jego odwołania. W sprawie odwołania dyrektora manifestowali też pacjenci. Jeszcze w poniedziałek były już dyrektor liczył, że jego podopieczni "prześpią się" ze swoimi roszczeniami.
- Zostawiam szpital w sytuacji, w której nie ma się czego wstydzić. Odchodzę, bo jestem lekarzem i jestem wierny temu przyrzeczeniu, że lekarz służy przede wszystkim pacjentom - tak na antenie TVN24 były dyrektor wyjaśniał powody swojej decyzji. Zaznaczył, że jeszcze dziś próbował nakłonić lekarzy w liście otwartym, by oddzielali zastrzeżenia "prywatne" od "zawodowych". - List pozostał jednak bez odpowiedzi - powiedział Kocój, który podkreślił, że ustąpił także dlatego, bo kieruje się zasadą "zło dobrem zwyciężaj".
Zamiana miejsc
Zarząd województwa już przyjął rezygnację i powołał na stanowisko dyrektora krośnieńskiego szpitala Mirosława Leśniewskiego. Nowy dyrektor pełnił dotychczas funkcję szefa Wojewódzkiego Zespołu Specjalistycznego w Rzeszowie. Zarząd zaproponował to stanowisko Kocójowi, który zamierza je przyjąć.
Szef Związku Zawodowego Lekarzy w krośnieńskim szpitalu, Paweł Wołejsza powiedział, że w związku z rezygnacją dotychczasowego dyrektora lekarze wycofają swoje wypowiedzenia z pracy, których termin upływa 30 listopada.
Wygaszeniem w wypowiedzenie
Walka na lini dyrektor-lekarze trwała w Krośnie od dawna. W zeszłym miesiącu weszła jednak w decydujący etap. Pod koniec października sejmik wojewódzki przyjął uchwałę, zgodnie z którą od 1 grudnia szpital miał formalnie przestać leczyć pacjentów. Inicjatorem tej uchwały był sam dyrektor. Tłumaczył, że była to jedyna możliwa reakcja na falę wypowiedzeń złożonych przez lekarzy (było ich aż 118).
W miniony czwartek wojewoda odmówił jednak zgody na wygaszanie szpitalnych oddziałów na czas od 1 grudnia br. do 28 lutego 2010 roku.
Nie chcieli ustąpić
Lekarze z chęci odwołania dyrektora nie rezygnowali. Ostatnią szansą na porozumienie miało być zaplanowane na ostatni poniedziałek spotkanie Kocója z pracownikami. Dyrektor jednak odwołał je "bezterminowo". - W związku z negatywnymi emocjami po stronie lekarzy, spotkanie nie ma sensu. Liczę, że przespanie się z tym pozwoli lekarzom dostrzec w stanowisku dyrekcji szanse dla siebie - argumentował. Powtarzał też, że wypowiedzenia lekarzy nie mają mocy prawnej.
W czasie tego spotkania dyrektor miał ogłosić konkurs ofert na udzielanie dyżurów i zażądać od ordynatorów grafiku personelu na grudzień. - Nam się wydaje, że pan dyrektor się pogubił i nie panuje nad sytuacją. W piątek w oparciu o opinie prawne mówi nam, że od 1 grudnia nie będziemy pracownikami szpitala, a dziś mówi nam, że jednak będziemy, bo nasze wypowiedzenia są nieskuteczne - odpowiadali mu lekarze.
"Wierni przyrzeczeniu"
Przyznawali też wprost, że "pole do negocjacji jest bardzo niewielkie" a na kolejne spotkania mogą przychodzić po to, by powtarzać swoje stanowisko. Nie zgodzili się też na podpisanie oświadczeń, potwierdzających, że nie zostawią pacjentów bez opieki. Miały one zapobiec ewakuacji szpitala.
Lekarze, w specjalnym oświadczeniu skierowanym do mieszkańców Krosna, podkreślili jednak, że dla nich "najważniejsze jest dobro pacjentów, dobro mieszkańców miasta i okolic". - Jesteśmy wierni naszemu przyrzeczeniu i nie zostawimy naszych pacjentów bez opieki. Pomimo złożonych przez nas wypowiedzeń, nie odejdziemy od łóżek i nie pozwolimy na likwidację naszego szpitala - zapewnili w piśmie.
Prawie dwa lata konfliktów
Konflikt w krośnieńskim szpitalu trwał od dłuższego czasu. Pierwsze wotum nieufności dla dyrektora lekarze złożyli w styczniu 2008 r. Kolejne było w maju 2008, a trzecie - w maju br. Zarzucali mu wówczas m.in. zrywanie porozumień z lekarzami, utrudnianie realizacji programów szkoleniowych, nakazywanie realizacji grafików urlopowych, które dezorganizowały - ich zdaniem - pracę szpitala.
Kością niezgody stał się także wprowadzony przed kilkoma miesiącami monitoring czasu pracy. Chodziło o to, że podczas podbijania karty pracy po jej zakończeniu zegar zawsze wskazywał godzinę 15:05, czyli godzinę o której kończą pracę etatowi lekarze. Tymczasem bywało, że lekarze zostawali dłużej, np. ze względu na operację i wychodzili znacznie później, ale zegar nadal wskazywał czas 15:05. Lekarze zatem zażądali zmiany ustawienia zegara.
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/fot.PAP