Ciąg dalszy sprawy lekarki zmarłej w czasie pracy w szpitalu w Białogardzie po czterech dobach na dyżurze. Kobieta nie była zatrudniona na etacie, prowadziła działalność gospodarczą. W tym przypadku trwający nawet kilkaset godzin dyżur okazuje się zgodny z prawem. Związki zawodowe alarmują: to zagrożenie dla życia i zdrowia pacjentów.
Lekarze będący na kontrakcie lub prowadzący samodzielną działalność gospodarczą mogą w świetle prawa przebywać na dyżurze nawet kilkaset godzin bez przerwy. Nie ma teź instytucji, która mogłaby skontrolować takie tasiemcowe dyżury, bo inspekcje pracy zajmują się tymi sprawami, które reguluje kodeks pracy.
Lekarka z Białogardu nie była na etacie, prowadziła działalność gospodarczą, więc zdaniem przedstawicieli szpitala wszystko jest zgodnie z prawem. Ale pacjenci szpitala są wstrząśnięci.
- Jak można cztery doby? O Matko Boska. Człowiek popracuje dzień i już ma dosyć. Czy kobieta, nie wiem, nie myślała? Może przez to, że daleko mieszkała, może chciała zaoszczędzić. Nie wiem, jak to tłumaczyć - powiedziała jedna z pacjentek. - Szok, bo ja po prostu boję się już tu być. Boję się - dodała.
190 godzin na dyżurze?
Według przedstawicieli szpitala kobieta zmarła po czterech dobach dyżuru. Rodzina lekarki poza kamerą powiedziała jednak reporterowi TVN24, że to była ósma doba dyżuru. To oznaczałoby ponad 190 godzin pracy bez przerwy.
Jak powiedziała reporterom TVN24 Teresa Cabała, nadinspektor pracy i ekspert ds. służby zdrowia w Okręgowym Inspektoracie Pracy w Krakowie, o organizacji pracy lekarzy niezatrudnionych na umowie o pracę decyduje pracodawca.
- Pracodawca ma pełną wiedzę na temat ilości pracy wykonywanej przez poszczególnych przedsiębiorców na terenie podmiotu leczniczego - powiedziała Cabała.
Ogólnopolski problem
Przedstawiciele związków zawodowych w szpitalu mówią, że kilkuset godzinne dyżury to niesamowite obciążenie dla lekarza, a lekarka mogła umrzeć z wycieńczenia.
- Z informacji uzyskanych od rzecznika prasowego Centrum Dializy wynika, że pani doktor pełniła dyżur cztery dobry, a z naszych informacji, ze strony pracowników przeciekają inne informacje - powiedział Wiesław Haik, przewodniczący "Solidarności" w szpitalu w Białogardzie. Wyjaśnił, że dochodzą do nich sygnały, iż lekarka pracowała dłużej niż cztery dni.
Jak zaznaczył, jest to problem ogólnopolski, a takie sytuacje są nagminne. Zauważył, że na rynku brakuje specjalistów, przez co lekarze muszą pracować nawet po 300 godzin bez przerwy. A to, jak podkreślił, zagraża zdrowiu pacjentów. Przewodniczący "Solidarności" w białogardzkim szpitalu ocenił, że odpowiedzialność za zdarzenie spoczywa na pracodawcy. - Powinien zwrócić uwagę, ile on (lekarz - red.) ciągnie dyżur - mówił. - To pracodawca czy właściciel szpitala, prowadzący szpital odpowiada za bezpieczeństwo leczonych w nim pacjentów - zaznaczył.
Trwa śledztwo
Śledztwo w sprawie śmierci lekarki prowadzi Prokuratura Rejonowa w Białogardzie. Kobieta zmarła w poniedziałek wieczorem Szpitalu Powiatowym w Białogardzie.
- Komenda Powiatowa Policji w Białogardzie zaplanowała przesłuchanie pracowników szpitala, administracji oraz osób z najbliższego otoczenia lekarki - powiedziała Joanna Brzezińska z Prokuratury Rejonowej w Białogardzie.
Autor: mw//rzw / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24