- Jak upadłem, byłem skończony. Zakrwawiony tu leżałem - tak Kamil Nowak z Bielawy opowiada o swoim spotkaniu z człekokształtnym zwierzęciem, które - jak twierdzi - pobiło go podczas wieczornego spaceru. Uratowało go dwóch kolegów. Opis ich dramatycznej przygody obiegł całą Polskę i na ustach wielu wywołał uśmiech. Teraz młodzi mężczyźni dokładnie opowiadają, co się stało i zapewniają, że nikomu nie byłoby do śmiechu po takim pobiciu.
Kamil utrzymuje, że został napadnięty przez małpę, prawdopodobnie szympansa, gdy 30 marca z dwójką swoich kolegów wracał ze spaceru po Bielawie. Jak mówią mężczyźni, zwierzę najprawdopodobniej wybiegło z jednej z okolicznych posesji. Było duże, ciężkie i bardzo silne. - Ciężkie to było. Było to słychać po samych uderzeniach w ziemię, jak to biegnie. Głuche uderzenia po ziemi - opowiada Kamil i dodaje: - Podobne do człowieka to było.
Pojedynek na ścieżce
Zwierzę dopadło go na ścieżce i próbowało wciągnąć na teren pobliskiej posesji. Z początku mu się wyrywał, dopiero po kilkunastu metrach małpa podcięła go łapiąc za golenie. - Jak upadłem, byłem skończony. Zakrwawiony tu leżałem - opowiada.
Na szczęście - podkreśla - zareagowali koledzy. Zaalarmował ich krzyk, który - jak opisują - brzmiał, "jakby Kamil wychodził z siebie".
Zaczęła się walka. Damian i Dawid ciągnęli Kamila w jedną stronę, zwierzę w drugą. Małpa była silna, nie chciał go puścić. Nie pomagały uderzenia, ani kopniaki. Użyty w chwili desperacji gaz łzawiący tylko rozwścieczył zwierzę. - Zaczęło nim rzucać. No ale jakoś żeśmy dali radę. Popuściło to trochę, wyrwaliśmy go i zaczęliśmy uciekać - opowiada Damian.
- Gdyby nie chłopaki, to po mnie by było - dodaje Kamil.
To nie żarty
Ich historia wywołała duże poruszenie. Ludzie śmieją się, że zaatakowała ich małpa. Mało kto chce im wierzyć. Pojawiają się głosy, że byli pod wpływem narkotyków, przeciwko czemu oni stanowczo protestują. Na dowód pokazują opinie lekarzy, którzy potwierdzają ślady po pobiciu. Żaden z nich - jak podkreślają - nie zauważył odurzenia.
- Niektórzy się śmieją, ale jakby to przeżyli na własnej skórze, to nie wydawałoby im się to takie śmieszne. Jak takie zwierzę rzuca człowiekiem, to jest nie do pojęcia - mówi Kamil.
Straż na straży
Sprawę poważnie potraktowała też lokalna straż miejska. - Ja byłem pierwszy, który z nimi tutaj przyjechał i oni opowiadali to z takim przekonaniem - myślę, że to jest możliwe, że coś takiego się tutaj zdarzyło - przyznaje st. insp. Roman Hubisz.
- Oni byli bardzo roztrzęsieni. Przede wszystkim Kamil był mocno posiniaczony, opuchnięty, a chłopaki - przerażeni wręcz - dodaje strażnik.
Patrole straży miejskiej pojawiają się w tym miejscu dwa razy dziennie, bo - jak podkreśla Hubisz - Bielawa to nieduże miasto. Strażnicy rozmawiali też z mieszkańcami z okolicy. Na trop szympansa nie udało się trafić.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24