Komunizm to "bomba", która była i nadal pozostaje nierozbrojona - mówił Aleksander Kwaśniewski podczas debaty "Niewysłany list" zorganizowanej przez Ośrodek Karta i Dom Spotkań z Historią.
Wtorkowa debata "Niewysłany list" została zorganizowana w związku z opublikowaniem napisanego w 1995 r. listu Zbigniewa Gluzy, prezesa Fundacji Ośrodka Karta do Aleksandra Kwaśniewskiego. Nie został on nigdy wysłany. Opublikowano go dopiero w wydanej w tym roku książce Gluzy pt. "Odkrycie Karty: niezależna strategia pamięci".
Prezes Karty apelował w liście sprzed lat do nowowybranego prezydenta o "przyjęcie patronatu nad publiczną rozprawą, w której podsądnym byłby polski komunizm. "Zwracam się do Pana jako osoby, której słowom zaufało blisko 10 milionów ludzi w Polsce. Do człowieka, który uważa siebie za demokratę, który mówiąc o przyszłości niejako odcina się od historii, z którą wiąże się całe jego polityczne zaplecze – a więc mimo wszystko nie ma zamiaru wracać do form władzy mafijnej, sprzedajnej, kłamliwej i bandyckiej. W tym punkcie chcę Panu wierzyć, choć nie jest mi łatwo" - pisał w nim.
"Gest rozpaczy" zamknięty na lata
Podczas debaty prezes Karty mówił o powodach, które kierowały nim 17 lat temu.
- Chwilę po wyborze Aleksandra Kwaśniewskiego na prezydenta miałem przekonanie, że grozi nam bardzo poważny zamęt w świadomości. Wtedy wraz z wyborem przedstawiciela SLD, formacja ta zyskała pełnię władzy w Polsce - tłumaczył. I zaznaczał, że tamtym momencie jego zdaniem żadna debata publiczna związana z przeszłością "nie mogła się zdarzyć".
Nie mogąc pogodzić się z takim stanem rzeczy, Gluza postanowił zaapelować do samego prezydenta. Choć jak przyznawał, jego publiczna działalność, szczególnie w końcowej fazie komunizmu, była trudna do zaakceptowania. - Ale miałem poczucie, że ten gest, rozpaczliwy akt, będzie skuteczny. (...) Wydawało mi się, że prezydent wychodzący z takiej formacji zgodzi się przyjąć patronat nad taką publiczną akcją, może zmienić bieg zdarzeń - wyjaśnił.
List napisał samodzielnie, bez konsultacji z kimkolwiek. Nie zaakceptował go jednak zarząd Karty. - To zostało potraktowane jako akt samobójczy, że takie starcie z polityką musi się dla Ośrodka skończyć klęską - opowiadał Gluza.
To zostało potraktowane jako akt samobójczy, że takie starcie z polityką musi się dla Ośrodka skończyć klęską. Zbigniew Gluza
Karta zdecydowała, że list należy utajnić. Opinia publiczna jego treść poznała dopiero po 17 latach.
"Komunizm - nierozbrojona bomba"
Kwaśniewski podczas debaty przyznał, że żałuje, iż list nie został wtedy do niego wysłany. - Nie wiem kto wtedy był w zarządzie, ale ci którzy byli i wstrzymali prezesa Gluzę przed wysłaniem, popełnili błąd - powiedział. I podkreślił: - Ze względu na znajomość ze Zbigniewem Gluzą na pewno zaprosiłbym go na rozmowę.
Były prezydent zaznaczył jednak, że spotkania w szerokie formule (z udziałem polityków, historyków, ekspertów i marszałka Sejmu), jaką proponował Gluza, już nie udałoby się zrealizować. Jak mówił, byłaby ona trudna do przeprowadzenia, m.in. ze względu na "brak dojrzałości środowiska" politycznego. - W 1996 roku chęć do debaty była wątła. To nie był moment, kiedy żyliśmy przeszłością - ocenił.
Kwaśniewski dodał, że tematyka rozliczenia z komunizmem do 2000 roku nie została potraktowana z odpowiednią uwagą, by ostatecznie można byłoby tę "bombę rozbroić". - Ona była i ciągle w pewnym stopniu pozostaje nierozbrojona - przyznał.
Gluza nie chciał zgodzić się ze stwierdzeniem, że zorganizowanie debaty nt. komunizmu nie zmieniłoby biegu zdarzeń. - Uważam, że była duża szansa - oświadczył.
"W wymiarze ukraińskim to wszystko uważam za klęskę"
Prezes Karty podczas debaty zarzucał Kwaśniewskiemu, że podczas swojej prezydentury nie doprowadził, ani nawet nie rozpoczął, procesu pojednania z Ukrainą, a obchody 60. rocznicy rzezi wołyńskiej, w których w 2003 roku ówczesny prezydent brał udział, nazwał "przegraną rocznicą". Ukraińcy nie przeprosili wtedy bowiem Polaków za zbrodnię. - W wymiarze ukraińskim to wszystko uważam za klęskę - podkreślił.
Kwaśniewski nie chciał zgodzić się z Gluzą, a jego ocenę ws. Ukrainy uznał za niesprawiedliwą. - W moim przekonaniu ten proces został uruchomiony. (...) Daleki jestem od ogłoszenia, że proces polsko-ukraińskiego pojednania jest zakończony sukcesem, ale też jestem jak najdalszy od stwierdzenia, że to nic nie dało - bronił swoich działań.
To nie jest jeszcze czas, żeby odtrąbić klęskę, poddać się i powiedzieć, że Ukrainę spisujemy na straty. Aleksander Kwaśniewski
Były prezydent zapowiedział, że podczas rozmowy z prezydentem Bronisławem Komorowskim zasugeruje mu, by za rok, z okazji 70. rocznicy rzezi w Wołyniu przygotować specjalny memoriał.
"Bandera nie był terrorystą"
Kwaśniewski podczas spotkania poruszył także kwestię Stepana Bandery, przywódcy jednej z frakcji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), której zbrojne ramię, UPA, jest odpowiedzialne za prowadzone od wiosny 1943 roku czystki etniczne ludności polskiej na Wołyniu i w Galicji Wschodniej.
- Mówienie z naszej strony, że Bandera jest terrorystą, ponieważ on mordował polskich ministrów jest w ogóle nietrafione, bo oni (Ukraińcy - red.) dają przykłady naszych bohaterów narodowych, którzy prowadzili działania terrorystyczne w walce o niepodległość Polski - stwierdził. - Tu będzie spór, który prawdopodobnie rozbroić można tylko uczciwym dialogiem - ocenił.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Paweł Supernak