- Nie ma się co handryczyć - mówi Jacek Kurski. Poseł PiS przeprosił na łamach prasy premiera Donalda Tuska za aferę billboardową i uważa sprawę za zamkniętą.
- Różnie w życiu bywa. Panu prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu nakazano przeprosić Mieczysława Wachowskiego. Ja mam większy komfort, bo mi nakazano przeprosić akurat Donalda Tuska – powiedział Kurski.
O swojej wypowiedzi, która stała się przyczynkiem do procesu sądowego i przeprosin Kurski mówił: - Jestem normalnym człowiekiem, działałem w imię wyższego interesu. Powiedziałem w tym sensie prawdę, że miałem informację, że ludzie mi powiedzieli. Ci ludzie potem wszystko potwierdzili w prokuraturze i w sądzie, że mi mówili, więc ja sumienie mam czyste.
Jestem normalnym człowiekiem, działałem w imię wyższego interesu. Powiedziałem w tym sensie prawdę, że miałem informację, że ludzie mi powiedzieli. Ci ludzie potem wszystko potwierdzili w prokuraturze i w sądzie, że mi mówili, więc ja sumienie mam czyste. Jacek Kurski
Powodem procesu była wypowiedź Kurskiego w telewizji TVN, gdzie mówił, że w 2005 r. PZU wycofało się z kampanii "Stop wariatom drogowym" i sprzedało przeznaczone dla tej kampanii billboardy za 3 proc. wartości firmie związanej z synem Andrzeja Olechowskiego, od którego miała je odkupić PO.
Billboardy w sądzie Prokuratura wszczęła w tej sprawie śledztwo. W grudniu 2006 r. je umorzyła. Kurski najpierw chciał oddalenia pozwu, później mówił, że jest skłonny przeprosić Tuska, jeśli prokuratura nie potwierdzi jego podejrzeń, a po decyzji prokuratury proponował ugodę. Tusk możliwość ugody odrzucił.
W maju ubiegłego roku ugodą zakończył się natomiast proces, który Kurskiemu wytoczyły dwie firmy reklamowe, które pozwały go również w związku z rzekomą aferą billboardową. Wcześniej ugoda została zawarta w procesie, jaki Kurskiemu wytoczyła była dyrektor ds. marketingu PZU.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24