- Ujął nie tylko mnie, małego żuczka kuratora, ale wielkich Gdańska, którzy ciągnęli linę OLT - mówił we wtorek przed komisją śledczą ds. Amber Gold Marek Lipski, kurator sądowy sprawujący nadzór nad twórcą Amber Gold, który złożył wniosek o wcześniejsze zwolnienie go z dozoru.
Komisja śledcza ds. Amber Gold we wtorek po godz. 10 rozpoczęła przesłuchanie Marka Lipskiego, b. kuratora szefa Amber Gold Marcina P. Lipski jest kuratorem przy Sądzie Rejonowym Gdańsk-Południe.
- Miał pan trzy stałe dozory, w sumie do sześciu spraw wykonywał pan czynności - mówiła przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS), odnosząc się do kontaktów Lipskiego ze sprawami Marcina P. Były to wcześniejsze sprawy - jeszcze sprzed afery Amber Gold, w których P. m.in. był skazywany i wymierzano mu kary w zawieszeniu z dozorem kuratora. - Na jakiej podstawie podawał pan w swoich raportach, że skazany oraz jego żona studiują, czy pan wie, jaką działalność gospodarczą prowadził skazany? - pytała Wassermann. - Od skazanego. Skazany oświadczał, że prowadzi działalność o charakterze doradztwa finansowego. Oświadczał, że doradza ludziom, jak mają wydawać swoje pieniądze - odpowiedział Lipski. Wassermann dopytywała o to, w którym momencie świadek zorientował się, że skazany jest prezesem Amber Gold. - Nigdy się tego nie dowiedziałem, dopiero z mediów w 2012 r. przy wybuchu afery - odparł Lipski. Wassermann zapytała w związku z tym, czy Lipski składał w lutym 2012 r. wniosek do sądu o zwolnienie P. z dalszego dozoru "z uwagi na to, że zachowuje się wzorowo". W marcu 2012 r. sąd zwolnił P. z dozoru orzeczonego w związku z wcześniejszymi sprawami. - Marzec 2012 r., to nie tylko kwestia Amber Gold, ale także nawet kwestia OLT - zaznaczyła przewodnicząca. - Nic mi na ten temat nie było wiadomo. Ja nie jestem wydziałem śledczym - odpowiedział Lipski. Dodał, odnosząc się do wniosków o zwolnienie z dozorów, że składał je, ponieważ wiedział tylko o dwóch sprawach P., miał wiedzę wyłącznie o dwóch wyrokach w zawieszeniu wobec P. - Nie miałem wówczas wiedzy o innych jego sprawach - zapewnił.
"Czuję się jednym z oszukanych"
- Złożyłem wniosek o zwolnienie z dwóch dozorów. (...) Popełniłem błąd, ale nie przestępstwo - mówił Lipski. Jak doprecyzował, jego błąd polegał na tym, że Marcin P. go oszukał. - Czuję się też jednym z oszukanych, od czterech lat mam dyskomfort życia osobistego, kłopot ze spaniem, pracuję w permanentnym stresie, czuję się zlinczowany, także myślę, że już swoje przecierpiałem, chociaż końca tego wszystkiego nie widać - mówił posłom. Dodał, że Marcin P. swoją osobą "ujął nie tylko jego, małego żuczka kuratora, ale też wielkich Gdańska". Dopytywany, kogo ma na myśli, mówiąc o "wielkich Gdańska", doprecyzował, iż chodzi o "tych, którzy ciągnęli linę OLT Express". Nie podał jednak żadnych konkretów. Lipski, indagowany przez Witolda Zembaczyńskiego (N), czy w takim razie czuje się ofiarą Marcina P., odparł: "Oczywiście". Dopytywany, kim są w takim razie ci, którzy stracili pieniądze, powiedział: "też są ofiarami, ale ja im nie kazałem zanosić pieniędzy Marcinowi P.". Wielokrotnie zaznaczał, że Marcin P. sprawiał wrażenie osoby, która cieszy się dobrą opinią rodziny i sąsiadów, "przestrzega porządku prawnego", nie ma kontaktów ze światem przestępczym. - Nie miałem wiadomości, żeby tak nie było. Oszukał, jak wiemy, 18 tysięcy ludzi, to dlaczego nie miał oszukać skromnego kuratora - skarżył się, podkreślając, że "nie jest wydziałem śledczym" i nie miał możliwości weryfikacji informacji podawanych przez Marcina P.
"Nie było żadnych nacisków"
Odpowiadając na pytania posła Zembaczyńskiego, Lipski podkreślał, że nie przyjął od Marcina P. korzyści majątkowych ani żadnych innych, a Marcin P., nikt z jego środowiska czy świata przestępczego nigdy nie groził mu w związku z tą sprawą. - Nie było żadnych nacisków - zapewnił. Lipski podkreślił, odpowiadając na pytanie posła Zembaczyńskiego, że nie pomagał Marcinowi P. uniknąć odpowiedzialności karnej. - Nie miałem takiego zamiaru. Czuję się oszukany - powiedział Lipski, zaznaczając, iż złożył na Marcina P. doniesienie w 2012 r. w związku z wprowadzeniem w błąd urzędnika państwowego, co nie zostało uwzględnione. Podkreślał, że nie miał wcześniej "pod dozorem oszustów tego kalibru", a jego doświadczenie dotyczy "przemocy domowej, alkoholu, kradzieży". Dodał, że nie zapewniono mu odpowiednich szkoleń. - Nikt się nie spodziewał w okręgu pomorskim, że będzie taki Marcin P. - ocenił Lipski.
Świadek wielokrotnie akcentował, że P. nie stwarzał żadnych kłopotów, sprawiał wrażenie osoby, która chce współpracować z kuratorem, a nie wiedział wówczas, że P. kieruje Amber Gold, ani nie znał innych jego spraw. Małgorzata Wassermann (PiS) dopytywała o to, w którym momencie świadek zorientował się, że skazany jest prezesem Amber Gold. - Nigdy się tego nie dowiedziałem, dopiero z mediów w 2012 r. przy wybuchu afery - odparł Lipski. Przekonywał, że wywiązywał się ze swoich obowiązków, miał stały i systematyczny kontakt z P., nie miał natomiast możliwości weryfikowania wszystkich informacji uzyskanych od niego. - Ja nie jestem wydziałem śledczym - powtarzał Lipski, zaznaczając, że jego możliwości jako kuratora są ograniczone, m.in. ze względu na obciążenie pracą - "można określić, że były to dwa etaty" - oraz trudne warunki techniczne pracy. - W tamtym czasie nie miałem nawet dostępu do systemu informatycznego sądu, nie miałem swojego własnego biurka, biura (...) w jednym pokoju było ośmiu kuratorów, jak ośmiu interesantów przychodziło, nie słyszeliśmy własnego głosu - zeznawał. - Nie miałem stworzonych warunków. Kolokwializując temat: jeśli stolarz jest zatrudniony w stolarni i nie dostaje hebla, to nikt go nie ocenia, że nie zrobił stołu - mówił Lipski. Dodał, że zwracał się do "ówczesnego ministra sprawiedliwości o wysłuchanie". - Minister nie skorzystał z tego prawa. Ja już w 2012 r. chciałem cokolwiek na ten temat powiedzieć, nie zostałem wysłuchany, cztery lata biję się z myślami. Warunki pracy nie powiem, że były skandaliczne, ale były trudne - mówił świadek.
Lipski od początku maja 2016 r., jako kurator został przeniesiony z wydziału spraw karnych do wydziału spraw rodzinnych. Świadek przyznał, że wcześniej wystawiono mu dwie oceny negatywne odnoszące się do jego pracy. - Czy była podjęta wobec pana próba rozwiązania z panem stosunku pracy z powodu drugiej negatywnej oceny? - pytała Wassermann. - Tak, ale zaproponowano przeniesienie - odpowiedział Lipski.
Śledztwo dot. kuratora
W październiku 2008 r. Sąd Rejonowy w Malborku skazał Marcina P. w sprawie tzw. Multikasy, której był on współwłaścicielem. W latach 2002-2004 firma ta przyjmowała od klientów opłaty m.in. za prąd, gaz czy telefon. Po dwóch latach działalności pieniądze przestały jednak trafiać na konta elektrowni, gazowni itd. Za przywłaszczenie 174 tys. zł sąd skazał wówczas Marcina P. na rok i 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Karę warunkowo zawieszono na dwa lata pod warunkiem, że Marcin P. (solidarnie wraz z innymi współoskarżonymi) odda pieniądze około 500 klientom Multikasy. Kuratorem Marcina P., który miał pilnować wykonania przez niego wyroku sądu, został właśnie Lipski. Śledztwo dotyczące działania kuratora wszczęła w sierpniu 2012 r. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku, na wniosek ministra sprawiedliwości. Stało się to po ujawnieniu afery Amber Gold, gdy w pomorskich sądach zaczęto badać sprawy z udziałem Marcina P. Prokuratura ustaliła w śledztwie, że kurator w sporządzonej przez siebie dokumentacji potwierdził, że P. w całości wykonał orzeczenie sądu i naprawił wyrządzoną szkodę. Jednak według ustaleń śledczych, Marcin P. przedstawił kuratorowi dowody wpłat, z których wynikało, że wywiązał się z obowiązku jedynie wobec pięciu pokrzywdzonych. Pod koniec kwietnia 2013 r. Sąd Rejonowy Gdańsk-Południe umorzył tę sprawę. Sędzia Andrzej Wojtaszko tłumaczył, że "sąd nie oceniał wiarygodności materiałów dowodowych, ale dokonał oceny prawnej zarzutu". "W ocenie sądu materiał zgromadzony przez prokuraturę pozwalał na postawienie zarzutu z art. 231 kk tj. przekroczenie uprawnień przez funkcjonariusza, a prokuratura, zgodnie z art. 271 kk, przedstawiła zarzut poświadczenia nieprawdy w dokumencie" - uzasadniał. Po apelacji prokuratury stanowisko to podtrzymał gdański sąd okręgowy. Następnie kasację w tej sprawie wniósł prokurator generalny. Na początku 2014 r. Sąd Najwyższy nakazał jednak gdańskiemu sądowi ponownie rozpatrzyć sprawę kuratora. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku, po tym jak sąd zwrócił jej sprawę, skierowała ponowny, uzupełniony akt oskarżenia przeciwko kuratorowi w grudniu 2015 r.
Akt oskarżenia ws. Amber Gold
Marcin P. założył firmę Amber Gold na początku 2009 r. i miała ona inwestować w złoto i inne kruszce. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji. 13 sierpnia 2012 r. ogłosiła likwidację. Tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich. Według ustaleń w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej oszukano w sumie niemal 19 tys. klientów spółki, doprowadzając ich do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł. Pierwszy zarzut oszustwa znacznej wartości wraz z wnioskiem o areszt wobec szefa Amber Gold Marcina P. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku postawiła pod koniec sierpnia 2012 r. Jesienią 2012 r. śledztwo przeniesiono do Prokuratury Okręgowej w Łodzi, która w czerwcu 2015 r. sporządziła akt oskarżenia ws. Amber Gold.
Autor: js/ja, mtom / Źródło: PAP