Pierwszy raz w życiu zobaczył ją na próbie przed koncertem z okazji Dnia Kobiet , a kilkanaście godzin później wrócił, by zamordować. Michał M., który w Filharmonii Dolnośląskiej zabił młodą harfistkę i portiera, prowadził podwójne życie: miał problemy z narkotykami i alkoholem - wynika z ustaleń reporterów TTV.
8 marca w Jeleniej Górze Michał M., pracownik techniczny filharmonii, zabił ochroniarza i młodą, 25-letnią harfistkę.
Noclegi na zapleczu
Pracownicy filharmonii przyznają, że gdy usłyszeli o morderstwie, pierwsze podejrzenia od razu padły na niego. - Koledzy mówili, że jak ją zobaczył to tak się patrzył, że miał w oczach jakiegoś szatana - mówi jedna z osób pracujących w jeleniogórskiej placówce.
Kobieta kilkanaście godzin wcześniej brała udział w próbie. Był na niej również Michał M. Jako pracownik techniczny, rozstawiał na scenie instrumenty.
- Po alkoholu przychodził do filharmonii nocować, bo kobieta, z którą żył, nie chciała wpuścić go do domu - dodaje. Dyrekcja twierdzi, że nic o tym nie wie. W rejestrach prowadzonych przez ochronę, nie było to odnotowywane.
Reporterzy TTV dotarli do ochroniarza, który dwa tygodnie przed zbrodnią, nie chciał wpuścić Michała M. do budynku, bo był pijany.
Odwyk we Włoszech
Nie wiadomo, czy podobna sytuacja była przyczyną morderstwa portiera. Jego ciało znaleziono przy wejściu. Miał liczne obrażenia głowy. Ciało harfistki znaleziono na piętrze.
Michał M., gdy przyjmowano go do pracy w filharmonii twierdził, że wcześniej przebywał we Włoszech. - Dochodziły do nas głosy, że był tam na odwyku od narkotyków - zdradza jedna z pracownic. Za podwójne zabójstwo grozi mu dożywocie.
Autor: kcz/iga / Źródło: TTV
Źródło zdjęcia głównego: TTV