Kulisy śmierci dziecka w Kamiennej Górze. Policjanci, szukając narkotyków w jednym z mieszkań, znaleźli ciało siedmiomiesięcznego chłopca. Według ustaleń sekcji zwłok niemowlę, zanim zmarło, długo chorowało. Rodzice to ukrywali. Jak do tego mogło dojść, że sprawą nie zainteresowała się żadna instytucja?
Być może wyjaśni to prokuratorskie śledztwo. Być może - bo wątek urzędniczych zaniedbań na razie nie jest badany w postępowaniu. W pierwszych dniach śledztwa prokuratura skupia się na zabezpieczeniu dowodów na to, kto bezpośrednio przyczynił się do zgonu siedmiomiesięcznego Milana. Jego matka została aresztowana pod zarzutem narażenia syna na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Ojciec zaś usłyszał zarzuty związane z handlem narkotykami.
Wydawało mu się, że syn śpi
O tym, że z dzieckiem dzieje się coś złego, nie wiedzieli (tak w każdym razie mówią) sąsiedzi, z którymi rozmawiał reporter TVN24. Miał o tym również nie wiedzieć - jak utrzymuje - ojciec dziecka. W prokuraturze tłumaczył, że był bardzo zapracowany i gdy wracał do domu, wydawało mu się, że syn śpi. Matka wiedziała, że dziecko choruje, ale nie poszła z nim do lekarza. Wyjaśniła prokuratorowi, że nie miała pieniędzy, a nie była ubezpieczona.
Są to jednak tłumaczenia osoby formalnie podejrzanej, która może kłamać i nie ponosi za to żadnych konsekwencji prawnych.
Nie jest jasne, czy matka naprawdę nie wiedziała, że wszystkie dzieci z mocy prawa są objęte ubezpieczeniem zdrowotnym. Wiadomo natomiast, że oboje rodzice odurzali się narkotykami. Prokuratura nie wyklucza więc, że w narkotycznym widzie w ogóle nie zawracali sobie głowy potomstwem (bo jest w rodzinie i starsze dziecko), a gdy otrzeźwieli, było już za późno. Z ustaleń śledztwa wynika, że matka woziła zwłoki chłopca w wózku po podwórzu, szczelnie okryte kocem. Czy po to, żeby uśpić czujność sąsiadów? Najprawdopodobniej tego również nigdy nie da się jednoznacznie wyjaśnić. Z tych samych powodów podejrzani i oskarżeni mogą bezkarnie kłamać.
Nie chodzili na szczepienia
Nikt z sąsiadów nie alarmował policji ani pomocy społecznej, że w rodzinie tej dzieje się coś złego.
- Rodzina ta nie była pod naszą opieką. Nie otrzymywaliśmy również żadnych sygnałów z otoczenia świadczących o tym, że pod taką opieką powinna się znaleźć - mówi tvn24.pl kierownik Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Kamiennej Górze Beata Wrzesińska.
Jeśli nawet uwzględnić to, że pomoc społeczna reaguje tylko na wnioski zainteresowanych albo na sygnały otoczenia, to jednak wszystkie noworodki powinny być objęte opieką medyczną. I tu pojawiają się kolejne pytania.
Prokuratura w Kamiennej Górze podaje, że dziecko zmarło z powodu zapalenia opon mózgowych, a zachorowało, bo nie przyjęło obowiązkowych szczepień. Szczepienie noworodka przeciwko zapaleniu opon w tym przypadku było obowiązkowe. Nie wykonuje się go bowiem u wszystkich dzieci, a tylko u wcześniaków lub noworodków niedożywionych. Milan, według ustaleń reportera TVN24, był niedożywiony, powinien więc być zaszczepiony przeciwko zapaleniu opon.
Nie był, bo matka w ogóle nie chodziła z nim do lekarza. Uchylała się też od obowiązkowych szczepień. Teoretycznie jest to możliwe bez ponoszenia większych konsekwencji. Rodziców można przymusić do szczepień jedynie grzywną. Grzywnę nakłada wojewoda na wniosek sanepidu. Zanim to jednak nastąpi, sanepid ma obowiązek wezwać rodziców na piśmie, żeby wykonali szczepienia wynikające z kalendarza.
Jak było w tym przypadku? Sanepid w Kamiennej Górze odmawia informacji na temat tego konkretnego dziecka. Zresztą wiele innych informacji w tej sprawie objętych jest tajemnicą medyczną albo tajemnicą śledztwa.
Noworodek wciągnięty do systemu
Udało nam się ustalić, że mały Milan na pewno figurował w ewidencji ludności. Szpital, w którym przyszedł na świat, przesłał informację o tym do Urzędu Stanu Cywilnego w Kamiennej Górze. Rodzice w przepisowym terminie przyszli do urzędu, podali imię dziecka i otrzymali akt urodzenia.
Istnieje też druga droga, dzięki której nowo narodzone dziecko pojawia się w urzędowym systemie informacji. Gdy ciążę prowadzi lekarz, to powinien poinformować matkę, że najpóźniej w 21. tygodniu ciąży powinna zgłosić się do położnej podstawowej opieki zdrowotnej, czyli POZ (zwanej kiedyś położną środowiskową). Każda matka ma prawo do takiej położnej, czy jest ubezpieczona, czy nie. Taka położna po porodzie powinna co najmniej cztery razy odwiedzić matkę i dziecko w domu. Takie wizyty nazywają się patronażem.
Oprócz tego szpital zakłada dziecku kartę szczepień i przesyła ją do właściwego lekarza rodzinnego. Musi jednak wiedzieć do którego. I tu pojawia się pierwsza słabość systemu, bo matka nie miała żadnego lekarza rodzinnego. Z punktu widzenia dziecka to nieistotne, bo wszystkie dzieci z mocy prawa objęte są bezpłatną opieką zdrowotną, ale...
Jest wolny wybór, nie ma rejonizacji
- Zdarza się czasami, że matka w szpitalu nie podaje danych swojego lekarza - mówi tvn24.pl pediatra i epidemiolog dr Paweł Grzesiowski. - Bo na przykład twierdzi, że jeszcze nie wie, do kogo pójdzie z dzieckiem. Wtedy szpital czeka na taką informację i bywa, że długo nigdzie nie wysyła informacji o dziecku. Sprawa była prostsza, gdy obowiązywała rejonizacja. Teraz szpital opiera się na danych podawanych przez matki - tłumaczy.
Zdaniem praktykującej położnej Ewy Janiuk, będącej jednocześnie wiceprezesem Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych, i z takiej sytuacji jest wyjście. Szpital o narodzinach dziecka może zawiadomić lekarzy i położne POZ w miejscu zamieszkania matki. Gdy położna POZ nie zastanie dziecka, ma obowiązek zawiadomić opiekę społeczną.
MOPS-u w Kamiennej Górze nikt jednak nie alarmował. Albo więc żadna położna POZ nie wiedziała o istnieniu Milana, albo wiedziała i patronaż się odbył. Ten drugi scenariusz wydaje się bardziej prawdopodobny, bo po bulwersujących i głośnych medialnie przypadkach ujawniania zwłok dzieci, które nigdzie nie były zarejestrowane (np. w podlaskim Hipolitowie), służba zdrowia i urzędnicy bardzo pilnują swoich obowiązków. Potwierdza to Ewa Janiuk z Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych.
- Proceduralnie i prawnie mamy w Polsce bardzo uszczelniony system opieki nad noworodkami. Dziecko, gdy się w nim pojawi, już w nim zostaje. Nie ma prawa z niego zniknąć - mówi wiceprezes NIPP.
Położna przychodzi przez dwa miesiące
Patronaż położnych kończy się jednak po dwóch miesiącach. Od tego momentu dziecko powinno znajdować się pod opieką lekarza rodzinnego i pielęgniarki podstawowej opieki zdrowotnej. Z ustaleń prokuratury wynika, że rodzice nie chodzili z dzieckiem do lekarza ani na szczepienia. Czy ktoś się tym zainteresował? Na razie wiele wskazuje na to, że nikt.
Dolnośląski Oddział Narodowego Funduszu Zdrowia nie zamierza z własnej inicjatywy przeprowadzić kontroli, jak wyglądała opieka lekarska i pielęgniarska nad Milanem.
- Sprawę znamy jedynie z mediów - mówi nam rzeczniczka dolnośląskiego oddziału NFZ Joanna Mierzwińska. - Nie wiemy więc nawet, którego lekarza POZ skontrolować. Oczywiście jeżeli przyjdzie do nas policja i poda PESEL dziecka, udostępnimy nasze dane.
Autor: jp//rzw / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24