Po słowach PKW o "braku wyobraźni" przewodniczących komisji wyborczych - zawrzało. Członkowie komisji obwodowych zaprotestowali przeciwko zrzucaniu na nich winy za to, że zabrakło kart do głosowania - i w efekcie doszło do przedłużania wyborczej ciszy.
- Wczoraj mieliśmy awantury z wyborcami, którzy nie mogli głosować, a dziś dostaliśmy po głowie od Państwowej Komisji Wyborczej - skarży się przewodniczący jednej z warszawskich komisji.
Po kilkakrotnie przedłużanej wczoraj ciszy wyborczej, dziś wszyscy zadają sobie pytanie - kto jest temu winien i kto powinien ponieść za to odpowiedzialność. Członkowie Państwowej Komisji Wyborczej jako winnych zaniedbań wskazują przewodniczących obwodowych komisji.
- Jak usłyszałem, że PKW zrzuca odpowiedzialność za ten cały bałagan związany z brakiem kart do głosowania na przewodniczących komisji, którzy wykazali się krótkowzrocznością, niekompetencją i brakiem wyobraźni, to zbladłem - mówi Paweł Skotarek, przewodniczący OKW 468 na warszawskiej Pradze-Południe. Przewodniczący poczuł się osobiście dotknięty, bo - jak twierdzi - jako komisja dołożyli wszelkich starań, by poradzić sobie z tak kryzysową sytuacją.
W tym warszawskim lokalu już przed godz. 18 okazało się, że kart do głosowania może zabraknąć (wtedy było jeszcze 150 sztuk). Zgłoszono więc zapotrzebowanie do urzędu, tam obiecano dowiezienie kart. Około godz. 19 kart nadal nie było, więc przewodniczący komisji postanowił udostępnić swój samochód, żeby przywieźć zapas kart. Nikt jednak nie pojechał, bo w urzędzie po raz kolejny telefonicznie zapewniono, że nowe karty już jadą.
Tymczasem po godz. 19 w lokalu karty do głosowania rzeczywiście się skończyły, a wyborców przybywało. - Świeciliśmy oczami z powodu braku kart - wspomina zbulwersowany przewodniczący Skotarek. Po godzinie 20 zamknięto lokal wraz z około setką wyborców, którzy czekali na karty. Część oczekujących osób zrezygnowała z udziału w wyborach i zniesmaczona odeszła. Karty dotarły o 20.30.
- Moim zdaniem, winny jest urząd, który nie przygotował się na to, że w tym samym czasie w tylu komisjach zabraknie kart, ale też PKW które nie zapewniło odpowiedniej ilości kart w odpowiednim czasie - mówi Paweł Skotarek. Jego zdaniem, nie można zrzucić całej odpowiedzialności na przewodniczących komisji obwodowych, bo to oni musieli uspokajać przez półtorej godziny rozwścieczonych wyborców, którzy nie mogli zagłosować. - Widzę w tym próbę zrzucania odpowiedzialności na dół za to co się działo na górze - dodaje rozgoryczony.
Moja wściekłość na przedstawicieli PKW, którzy sugerują m.in. mnie niekompetencję, beztroskę, brak wyobraźni jest nie do opisania! Wypraszam sobie zwalanie na mnie odpowiedzialności za burdel z kartami. Już wystarczająco naświeciłem się oczami wczoraj przed wyborcami, którzy nie mogli oddać głosu, bo na dowóz kart czekaliśmy prawie 3 godziny Paweł Skotarek
Podczas konferencji PKW, jej członek Antoni Ryms powiedział, że trzeba ustalić, kto jest odpowiedzialny za opóźnienie w podejmowaniu decyzji przez obwodowe komisje wyborcze. Zapowiedział też, że członkowie komisji, którzy dopuścili do przerw w głosowaniu mogą dostać kary.
Z informacji PKW wynika, że przedłużenie głosowania miało miejsce w 50 obwodowych komisjach wyborczych.
Źródło: tvn24.pl, CNN