Straż Graniczna zabrała grupę jedenastu migrantów pochodzących z Kurdystanu z lasu pod Narewką, już poza obszarem objętym stanem wyjątkowym. Służby nie pozwalały zbliżyć się do tych osób. Sytuację zarejestrowała reporterka Sylwia Piestrzyńska i jej operator Marek Ziółkowski. W tej grupie były dzieci w różnym wieku, jedno z nich trafiło do szpitala. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Żeby nagrać wywóz ludzi z lasu, dziennikarze sami musieli ukryć się w lesie. Dojazd do miejsca z migrantami został zastawiony samochodem z zaklejonymi tablicami. Służby nie pozwalały zbliżyć się do grupy jedenastu znalezionych osób. Połowa to dzieci. Niesiony na plecach przez ojca nastoletni chłopiec potrzebował pomocy lekarza.
- Jest pogotowie wzywane. Karetka przyjedzie, więc proszę się oddalić z tego miejsca. Może pani czekać tu na pogotowie albo wyjść na drogę i skierować tu pogotowie - zwrócił się jeden z funkcjonariuszy do dziennikarzy.
Pięć osób z grupy migrantów trafiło na granicę z Białorusią
Wojskową ciężarówką migranci zostali przewiezieni do placówki Straży Granicznej. Dopiero tam przyjechała karetka, która zabrała do szpitala dziecko wraz z matką. - Chłopiec miał tak zwany twardy brzuch, więc został hospitalizowany - mówi rzeczniczka podlaskiego oddziału Straży Granicznej major Katarzyna Zdanowicz.
CZYTAJ RAPORT: Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej >>>
Migranci pochodzą z Kurdystanu. Byli przerażeni i wyraźnie zmęczeni. Prosili, żeby nie wywozić ich z powrotem na Białoruś. Rodzice uspokajali dzieci, że tak się nie stanie. Ale dziś wiadomo, że pięć osób z grupy już trafiło na granicę. Pozostali to ojciec i rodzeństwo chłopca, który z matką przebywa w szpitalu. A że chłopiec nie jest w złym stanie, może ich czekać ten sam los.
- Cudzoziemiec musi wyrazić chęć ubiegania się o ochronę w naszym kraju. Jeżeli tak nie będzie, zostanie wystawione postanowienie o opuszczeniu terytorium kraju - wyjaśnia major Zdanowicz.
Kobiety rodzą w lasach
Trudno zweryfikować, czy migranci rzeczywiście odmawiają złożenia wniosku o azyl, co pokazał przykład najpierw dzieci z Michałowa, a potem migrantów z dziećmi z Narewki, o których Straż Graniczna mówiła, że są w jej placówce, a oni w tym samym czasie apelowali o pomoc prosto z granicy. - Te wywózki, push-backi, które stosuje Straż Graniczna, dotyczą całych rodzin. Czyli dotyczą zarówno dzieci, małoletnich i kobiety w ciąży - zwraca uwagę Anna Dąbrowska z Grupy Granica. Dzieci jest na granicy bardzo dużo - niemało jest też kobiet w ciąży, co pokazuje sprawa porodów w lesie i trudności w zweryfikowaniu informacji. Wiadomo, że niedaleko Sokółki urodził się Daniel. Jego rodzina jest pod opieką Straży Granicznej i fundacji Dialog. Ale tej samej nocy przyszła informacja o innym porodzie na granicy.
- Dotarliśmy do ludzi, którzy w mediach społecznościowych, ale też w rozmowie z nami mówią, że tych porodów było więcej, że urodził się Daniel, ale urodziła się też dziewczynka i to w dramatycznych okolicznościach - przekazuje reporter TVN24 Piotr Czaban.
O szczegóły tego porodu dziennikarze pytają kobietę, która przez telefon, jako tłumaczka, pomagała przy porodzie. Dziecko miało urodzić się w lesie tuż przy granicy. Kobieta chce zostać anonimowa. - Poród był odbierany przez mieszkańców, przez starsze małżeństwo. Później, po kilku godzinach, matka i dziecko znaleźli się za płotem. To jest tragedia to, co się tam dzieje - mówi tłumaczka. Do porodu, który opisuje kobieta, miała przyjechać Straż Graniczna, obiecując wezwanie karetki. Straż twierdzi, że o tym porodzie nie ma informacji. Dyspozytor numeru 112 wysyłał wtedy w ten rejon karetkę do kobiety w ciąży i chodzi prawdopodobnie o tę, nagraną przez reporterów sytuację, ale kobiet w ciąży mogło być w okolicy więcej.
Zamknięta strefa, stan wyjątkowy obowiązuje
Informacje o migrantach coraz trudniej zweryfikować, bo ludzi w lesie przybywa. A strefa nadgraniczna wciąż jest zamknięta. - Straż Graniczna nie weryfikuje żadnej identyfikacji osób, które przekraczają polsko-białoruską granicę. Jest za tym polityka udawania, że tych osób po prostu nie ma - stwierdza Anna Dąbrowska. Osoby te koczują po cichu w ciemnych i gęstych lasach i także po cichu pod osłoną nocy z tego lasu wyjeżdżają - często w nieznanym kierunku.
Od 2 września w przygranicznym pasie z Białorusią w 183 miejscowościach województw podlaskiego i lubelskiego obowiązuje stan wyjątkowy. Został on wprowadzony na 30 dni na mocy rozporządzenia prezydenta Andrzeja Dudy, wydanego na wniosek Rady Ministrów. Sejm zgodził się na przedłużenie stanu wyjątkowego o kolejne 60 dni.
Dziennikarze mają zakaz relacjonowania sytuacji ze strefy stanu wyjątkowego. Mogą polegać jedynie na informacjach przekazywanych przez służby i inne czynniki oficjalne.
Sylwia Piestrzyńska, asty//now
Źródło: TVN24