Przeprosin oraz miliona złotych domaga się Janusz Korwin-Mikke od wydawcy "Dziennika". Pieniądze chce przekazać na pomoc niepełnosprawnym dzieciom. Gazeta napisała, że polityk szydził z takich właśnie dzieci.
W klasach integracyjnych dzieci zdrowe przejmują schorzenia od chorych - miał głosić Janusz Korwin-Mikke podczas prawyborów we Wrześni. Miał też prosto w oczy powiedzieć niepełnosprawnej dziewczynce na wózku, że "nie puściłby swojego dziecka do klasy z dziećmi niepełnosprawnymi".
Korwin-Mikke zaprzecza, żeby taka sytuacja miała miejsce. - Treść artykułu nie odpowiada prawdzie i mogła naruszyć moje dobra osobiste - napisano w pozwie skierowanym przeciwko właścicielowi "Dziennika" - wydawnictwu Axel Springer. Polityk domaga się przeprosin na pierwszej stronie gazety "Dziennik", na drugiej lub trzeciej stronie "Rzeczpospolitej" i "Gazety Wyborczej" oraz miliona złotych. Pieniądze te mają być wpłacone na fundusz pomocy dzieciom niepełnosprawnym. Zdaniem Korwin-Mikkego, artykuł ma „oszczerczy charakter". - Napisany najwyraźniej został na zamówienie tworzącej się koalicji LiD i PiS, wkładający w moje usta słowa, których nie wypowiedziałem i przekręcający pozostałe - oświadczył.
Rzecznik Axel Springer Michał Fijoł powiedział w środę, że wydawca nie otrzymał do tej pory pozwu, ani żadnych roszczeń natury prawnej. - Jak będzie pozew przeanalizujemy go i zajmiemy stosowne stanowisko w tej sprawie - powiedział Fijoł.
Dwie wersje Według polityka dziennikarze opisali całą sytuację tylko na podstawie relacji działaczy SLD i Partii Kobiet, całkowicie przekręcając jego prawdziwe słowa.
Swoja wersję wydarzeń polityk Unii Polityki Realnej, który startuje do Sejmu z pierwszego miejsca w Gdańsku z listy Ligi Prawicy Rzeczpospolitej, przedstawił na własnym internetowym blogu.
Nie chcę tylko, by pod przymusem "integrowano" dzieci tych rodziców, którzy sobie tego nie życzą. (...) podleciała jakaś narwana Partyjna Kobieta i zaczęła mnie ciągnąć do stoiska Partii Ekshibicjonistek żądając, bym podszedł do ich namiotu i powiedział to w oczy jej córce, siedzącej na wózku inwalidzkim. Poszedłem. Powiedziałem. Janusz Korwin-Mikke
"(...) we Wrześni moje przemówienia przerywał - a właściwie: zagadywał jednym potokiem słów - jakiś patafian z LiD-u. W pewnym momencie zaczął wrzeszczeć, że chcę wyrzucić ze szkół niepełnosprawne dzieci. Odparłem na to, że to bzdura - nie chcę tylko, by pod przymusem "integrowano" dzieci tych rodziców, którzy sobie tego nie życzą. Zacząłem nawet (zamiast powiedzieć poPiSowo: "Spieprzaj patafianie!") wyjaśniać: dlaczego. Na co podleciała jakaś narwana Partyjna Kobieta i zaczęła mnie ciągnąć do stoiska Partii Ekshibicjonistek żądając, bym podszedł do ich namiotu i powiedział to w oczy jej córce, siedzącej na wózku inwalidzkim.
Poszedłem. Powiedziałem. Była to miła panienka, bardzo inteligentna na oko - gdy jednak zadałem jej pytanie, czy chodzi na WF (odparła twierdząco) i zacząłem pytać, jak może np. grać w piłkę ze zdrowymi dziećmi, matka zaczęła wrzeszczeć, że nie pozwala mi zarażać jej dziecka faszystowskimi ideami i mam sobie iść precz. Mała była najwyraźniej rozczarowana, bo chciała podyskutować - ale, cóż: decyzja matki jest dla nas, konserwatystów, obowiązująca."
Nie pozwalamy grać na boisku lub tłuc się na ringu chłopcom z dziewczętami - i słusznie, bo przewaga fizyczna jest za duża. Otóż różnica między zdrową dziewczyną, a inwalidką na wózku, jest znacznie większa... Janusz Korwin-Mikke
"Powiedział mi, że jestem zarażona śmiercią" Nieco inaczej przebieg wypadków we Wrześni zrekonstruował środowy "Dziennik": "Z mównicy Janusz Korwin-Mikke wygłasza szokującą tezę, że w klasach integracyjnych dzieci zdrowe przejmują schorzenia od niepełnosprawnych. Wystąpieniu przysłuchują się mieszkańcy i politycy innych partii przygotowujący się do swoich wystąpień.
Wśród nich jest działaczka Partii Kobiet z nastoletnią córką, która od kilku lat porusza się na wózku inwalidzkim. Kiedy Korwin-Mikke stwierdza, że nie życzy sobie, by jego dziecko chodziło do klasy z niepełnosprawnymi, podchodzi do niego. Mówi, żeby spojrzał teraz w oczy jej córce, która chodzi do klasy integracyjnej i powtórzył swoje opinie".
- I on to zrobił. Podszedł i powiedział tej biednej dziewczynce w twarz, że on swojego dziecka nie puści do jednej klasy z dzieckiem niepełnosprawnym. Bo zarazi się niepełnosprawnością - opowiada "Dziennikowi" świadek zdarzenia Łukasz Nanczas, polityk SLD.
- Powiedział mi, że jestem zarażona śmiercią. A ja jemu, że przed nim już Hitler głosił takie poglądy - opowiada gazecie matka dziewczynki.
- Byłam wstrząśnięta. Człowiek, który łamie dobre obyczaje i nie ma elementarnego poczucia przyzwoitości, ma szanse dostać się do Sejmu - komentuje założycielka Partii Kobiet Manuela Gretkowska. Osoby obserwujące całe zdarzenie jednak nie zareagowały.
"To rodzice powinni decydować, a nie faszyści z SLD"
Jeśli się jąkam i przebywam z człowiekiem, który się jąka, to zaczynam się jąkać jeszcze bardziej. Janusz Korwin-Mikke_2
"Dziennik" zapytał raz jeszcze polityka UPR czy powiedział niepełnosprawnej dziewczynce, że nie posłałby dziecka z nią do klasy? - Swojego dziecka bym nie posłał. Oczywiście, że nie. Dlatego, że jeśli ja sam się jąkam i przebywam z człowiekiem, który się jąka, to ja zaczynam się jąkać jeszcze bardziej - tłumaczył Korwin-Mikke.
Pytany czy nie uważa, że skrzywdził dziewczynkę, odpowiedział zaś: - Nie. Ja z tym dzieckiem rozmawiałem i bardzo miło nam się rozmawiało, dopóki jej matka nie przerwała - i dodał: - To rodzice powinni decydować, do jakiej klasy poślą swoje dziecko, a nie jacyś faszyści z SLD.
Koalicyjny partner Korwina-Mikkego - Roman Giertych - z trudem uwierzył w słowa lidera UPR: - Bardzo dziwna sytuacja. Nie wierzę, że to powiedział. To byłoby głupotą - stwierdził Giertych w rozmowie z gazetą.
Przypomniał, że jako minister edukacji był zwolennikiem klas integracyjnych, bo uwrażliwiają dzieci. - Tyle mogę powiedzieć. Każda partia ma swojego Palikota - dodał.
Źródło: "Dziennik"