Druga fala koronawirusa dotarła do Polski - mówi premier i na konferencji podaje stan zajętych łóżek i respiratorów. Mateusz Morawiecki uspokaja, ale spokój trudno zachować dyrektorom poszczególnych szpitali, którzy mierzą się z ogromnym problemem miejsc dla chorych. Materiał magazynu "Polska i Świat".
W Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie z niemal 300 miejsc przeznaczonych dla pacjentów z COVID-19 zostało 10. Na covidowym OIOM-ie normę już przekroczono o dwóch pacjentów. - Gdyby to ode mnie zależało, to bym się teraz zastanawiał, w której krakowskiej szkole, albo sali amfiteatralnej należałoby już szykować łóżka – mówi dyrektor szpitala Marcin Jędrychowski.
W Szpitalu Śląskim w Cieszynie z 22 covidowych łóżek zajętych jest 21. - Od ubiegłego tygodnia praktycznie codziennie wszystkie łóżka są zajęte – mówi dyrektor Czesław Płygawko.
Pandemia utrudnia też pracę szpitali zajmujących się pacjentami z innymi schorzeniami - do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku utworzyła się długa kolejka pacjentów. Pacjentów jest więcej niż kiedyś, pracowników coraz mniej - są na zwolnieniach i kwarantannach. A każdy przyjmowany do szpitala musi mieć zmierzoną temperaturę i musi wypełnić ankietę. - Oni trafiają w gorszym stanie medycznym. Wymagają dłuższej diagnostyki, dłuższego leczenia. Wynika to z tego, że do lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej i specjalistów ciężko jest się teraz dostać – podkreśla rzeczniczka prasowa Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku Katarzyna Malinowska-Olczyk.
"Osoba zakażona nie jest w stanie wskazać źródła zakażenia"
Symbolem pandemicznego paraliżu stały się kolejki karetek w Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych we Wrocławiu i w Warszawie. Epidemia zmienia swoje oblicze. Koronawirus pojawiał się wcześniej w szpitalach, domach pomocy społecznej i szkołach. Ale teraz pracownicy sanepidów coraz częściej mówią nie o ogniskach, a o przypadkach rozproszonych.
- Osoba zakażona nie jest w stanie wskazać źródła zakażenia. Nie jesteśmy w stanie dopasować jej do żadnego istniejącego ogniska. W związku z tym przeprowadzenie wywiadu epidemiologicznego wiąże się z bardzo trudną, żmudną pracą – mówi Dominika Łatak-Glonek z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Krakowie.
Może być jeszcze gorzej. Według doktora Jakub Zielińskiego z Zespołu Modelu Epidemiologicznego ICM Uniwersytetu Warszawskiego już teraz w dwóch trzecich przypadków nie znamy źródła zakażenia chorego. Twórcy modeli matematycznych mówią o tak zwanych "złośliwych ogniskach" szkolnych. - Dzieci zazwyczaj nie mają objawów, w związku z tym to ognisko jest późno wykrywane. Dziecko jest chore, zakaża kolegów w klasie i tego nie widać. Dopiero po jakimś czasie jak ktoś z rodziców lub dziadków choruje. Dlatego one są trudne do opanowania – mówi dr Jakub Zieliński.
Ministerstwo powołuje szpitale koordynacyjne
Ministerstwo Zdrowia pokazuje dane, z których wynika, że wciąż mamy 65 procent wolnych respiratorów i 57 procent niezajętych łóżek przeznaczonych dla pacjentów z COVID-19. - Chcemy jednak działać wyprzedzająco, zwiększać tę liczbę dostępnych łóżek we wszystkich miejscach kraju, niejako ubiegając negatywny scenariusz – mówił Mateusz Morawiecki.
Teraz do istniejących już ponad 9 tysięcy łóżek, dołożonych ma być kolejnych kilka tysięcy. Wszystko za sprawą powrotu do sieci szpitali przeznaczonych dla pacjentów z koronawirusem - szpitali koordynacyjnych, bo tak się teraz będą nazywać, będzie 16, po jednym na województwo.
- W całości będą się zajmowały leczeniem covidu. To jest konstrukcja nieco przypominająca poprzednie szpitale jednoimienne, ale są jest pewne novum, który dotyczy funkcji koordynacyjnej – podkreśla minister Adam Niedzielski. Przedstawiciele tych szpitali mają dołączyć do wojewódzkich zespołów zarządzania kryzysowego, by skuteczniej szukać dla pacjentów wolnych łóżek.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24