Zaległości firmy handlarza bronią, który nie wywiązał się z umowy na dostarczenie 1241 respiratorów, wobec Ministerstwa Zdrowia przekroczyły już, przy obecnym kursie euro, 71 milionów złotych. I to bez należnych odsetek. Ministerstwo nie potrafi też wyegzekwować 5,5 miliona złotych za bezużyteczne maseczki, które dostarczyły firmy powiązane z instruktorem narciarstwa zaprzyjaźnionym z Łukaszem Szumowskim.
Serial z zakupem respiratorów od lubelskiej firmy E&K trwa od ponad pół roku. 14 kwietnia ówczesny wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński podpisał umowę z jej prezesem Andrzejem Izdebskim, który wcześniej zajmował się handlem raczej bronią, a nie sprzętem medycznym. Izdebski obiecał Cieszyńskiemu dostarczenie 1241 respiratorów z USA, Korei Południowej i Chin w niecałe dwa miesiące. Cieszyński uwierzył człowiekowi, który znał się na handlu albańską amunicją, ale nie miał pojęcia o respiratorach. Jeszcze tego samego dnia na polecenie wiceministra do lubelskiej firmy trafiło 35 mln euro przedpłaty, czyli 154 mln złotych z 200 milionów, które miała dostać lubelska firma.
Andrzej Izdebski nie wywiązał się z żadnego terminu podpisanej z ministerstwem umowy. W sumie udało mu się po ogromnych perturbacjach dostarczyć niekompletne 200 respiratorów, w tym 50 urządzeń innego typu niż początkowo zamówione. Tak jak nie spieszył się z dostawami sprzętu, tak samo opornie idzie mu zwracanie publicznych pieniędzy.
Respiratory od handlarza bronią
Z 35 milionów euro przekazanych E&K firma Izdebskiego spłaciła jedynie 14,2 mln euro. MZ odliczyło 9 milionów za dostarczone 200 respiratorów. Ostatni przelew od lubelskiej firmy przyszedł 26 czerwca, czyli blisko cztery miesiące temu. Od tego momentu nie wpłynęła nawet złotówka.
Redakcja tvn24.pl regularnie pyta Ministerstwo Zdrowia, czy, kiedy i ile pieniędzy oddał Andrzej Izdebski. Z ostatniej odpowiedzi, otrzymanej przez nas w czwartek 15 października, wynika, że wysokość przedpłat, do zwrotu których zobligowana jest firma E&K wynosi 11 921 805 euro. Do tego dochodzą kary umowne w kwocie 3 641 140 euro oraz odsetki, których wartości MZ nie potrafi dziś podać, bo jak przekazało nam biuro prasowe resortu, "odsetki ustawowe naliczane są po dokonaniu zaległej płatności, kiedy znany jest pełny okres, za jaki należy naliczyć odsetki". Zatem ta kwota rośnie z każdym dniem.
Nawet pomijając odsetki, według środowego kursu euro, Andrzej Izdebski ma do spłacenia ponad 71 milionów złotych. Kiedy je odda? Ministerstwo twierdzi, że firma E&K zobligowała się do ich spłacenia do 31 października. Nie wiadomo jednak, czy tak się stanie, bo wcześniejsze zapewnienia resortu w sprawie dotyczącej zwrotu publicznych pieniędzy przekazanych handlarzowi bronią nie znajdowały pokrycia w rzeczywistości.
Maseczki od instruktora narciarstwa
A to niejedyne problemy z publicznymi pieniędzmi, których nie potrafi odzyskać Ministerstwo Zdrowia. W maju "Gazeta Wyborcza" napisała o bezużytecznych chińskich maseczkach ochronnych, które Ministerstwo Zdrowia kupiło od firm powiązanych z Łukaszem G., instruktorem narciarstwa z Zakopanego. Wcześniej był zawodnikiem kadry narodowej w narciarstwie alpejskim. Jako instruktor szkolił braci Szumowskich w jeździe na nartach i tę znajomość wykorzystał, by zrobić interes na maseczkach. Łukasz G. przez znajomość z ówczesnym ministrem zdrowia Łukaszem Szumowskim dotarł do ówczesnego wiceministra Janusza Cieszyńskiego, odpowiedzialnego za zakupy w czasie pandemii. W marcu podpisano umowy z podmiotami powiązanymi z Łukaszem G. na zakup 131 060 maseczek za 5 476 029,90 zł. Żaden z podmiotów nie był zarejestrowany na G., ale jedna z firm m.in. na jego żonę Katarzynę. Maseczki nie spełniały norm, dostarczono do nich sfałszowane certyfikaty.
Gdy zakupem zainteresowała się "Gazeta Wyborcza", Ministerstwo Zdrowia wezwało Łukasza G. do zwrotu pieniędzy i zgłosiło sprawę do prokuratury. Od wielu miesięcy tvn24.pl próbuje dowiedzieć się, czy firmy powiązane z Łukaszem G. rozliczyły się z ministerstwem. W sierpniu otrzymaliśmy informację, że "kontrahent przedstawił MZ ofertę zwrotu części środków i wymiany towaru, ale z uwagi na fakt, że była ona niekorzystna z punktu widzenia budżetu państwa, odrzuciliśmy ją. Oczekujemy pełnego zwrotu środków lub dostawy całej partii certyfikowanych masek".
Z informacji tvn24.pl wynika, że według stanu z 21 października Ministerstwo Zdrowia nie odzyskało ani złotówki z 5,5 mln złotych, które zapłacono za maseczki spółkom powiązanym z Łukaszem G. W międzyczasie Katarzyna G., od której kupiono 27,5 tysiąca bezużytecznych maseczek, zdążyła zamknąć firmę, która podpisała umowę z ministerstwem. 22 lipca działalność o nazwie "Kaja" została wykreślona z rejestru przedsiębiorców.
Śledztwo prokuratury "w sprawie"
Gdy 2 października zapytaliśmy, czy Ministerstwo Zdrowia otrzymało zwrot pieniędzy za maseczki od firm powiązanych z Łukaszem G., 15 października otrzymaliśmy (po jednym ponagleniu i skardze na bezczynność do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów) następującą odpowiedź: "Sprawa została zgłoszona do prokuratury".
15 października zapytaliśmy więc, do której prokuratury zgłoszono sprawę pana G. oraz jakich kwot dotyczy zgłoszenie. "Sprawa firmy E&K jest w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie" - odpowiedziała nam 16 października Agnieszka Pochrzęst-Motyczyńska z biura prasowego ministerstwa, mimo że pytanie dotyczyło instruktora narciarstwa, a nie handlarza bronią, który prowadzi firmę E&K.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie pytana o sprawę śledztwa w sprawie maseczek od Łukasza G. odpisała nam, że "postępowanie, którego ono dotyczy znajduje się w fazie in rem [czyli "w sprawie", co oznacza, że nikomu nie przedstawiono w nim zarzutów - red.]. Obecnie gromadzony jest materiał dowodowy". Nie przekazała innych szczegółów.
Z informacji tvn24.pl wynika, że w śledztwie tym badana jest kwestia nie tylko maseczek od instruktora narciarstwa, ale też respiratorów od handlarza bronią. W postępowaniu, jak twierdzą nasze źródła, przesłuchano już w charakterze świadka m.in. odpowiedzialnego za zakupy ówczesnego wiceministra zdrowia Janusza Cieszyńskiego.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24