Koronawirus nie omija domów dla bezdomnych. - Przychodzi człowiek bezdomny i teraz mam dylemat moralny. Jeżeli go przyjmę, to mogę narazić 80 osób na chorobę, a 20 na śmierć - tak o domach dla bezdomnych mówiła w "Faktach po Faktach" siostra Małgorzata Chmielewska z polskiego oddziału wspólnoty "Chleb Życia". - Trzeba mobilizować władzę, żeby wykonywała swoje obowiązki, ale nie ma na to co liczyć z różnych powodów - dodała.
Siostra Małgorzata Chmielewska jest przełożoną polskiego oddziału wspólnoty "Chleb Życia". Organizacja prowadzi w naszym kraju 10 domów dla ludzi bezdomnych. O funkcjonowaniu takich miejsc oraz świętach Wielkiej Nocy w dobie pandemii COVID-19 opowiedziała w "Faktach po Faktach".
- Mamy dziesięć domów dla ludzi bezdomnych, współpracujemy z innymi organizacjami pozarządowymi i to jest świetne - powiedziała siostra Chmielewska. - Większość naszych ludzi to ludzie starsi i schorowani. Jeszcze zanim władza wprowadziła jakieś restrykcje, my zamknęliśmy nasze domy od środka, bo każde najmniejsze zarazki to, powiedzmy sobie, proroctwo śmierci dla kilku lub kilkudziesięciu osób. Widzimy to po DPS-ach i jak szybko to idzie w takich zamkniętych społecznościach - zauważyła.
Siostra przyznała, że przy przyjmowaniu nowych osób do domów podczas pandemii "ma dylemat moralny". - Przychodzi człowiek bezdomny i jeżeli go przyjmę, to mogę narazić 80 osób na chorobę, a 20 na śmierć. (...). Bardzo prosiliśmy możliwe władze, żeby stworzono system szybkiego dostępu do testów albo system kwarantanny dla ludzi bezdomnych. Rzeczywiście, ministerstwo wydało taką dyspozycję, tylko ona pozostała na papierze. Część noclegowni przyjmuje ludzi, część pozostaje na ulicy. Tu jest bardzo duża dziura w systemie. My nie mamy możliwości kwarantanny - zauważyła s. Małgorzata Chmielewska.
"Organizacje pozarządowe są po to, by łatać dziury tam, gdzie państwo i system są niewydolne"
- Pozyskaliśmy środki od ludzi, bo wiedzieliśmy, że nie możemy liczyć na żadną władzę. To jest niesamowite, jak społeczeństwo czuje się współodpowiedzialne za słabszych braci, choć ta pomoc nie zastąpi wsparcia władz - powiedziała s. Chmielewska.
Dodała, że jej "doświadczenie jest takie, że trzeba mobilizować władzę, żeby wykonywała swoje obowiązki, ale nie ma na to co liczyć z różnych powodów". - Organizacje pozarządowe są po to, by łatać dziury tam, gdzie państwo i system są niewydolne - zauważyła.
"Dostaliśmy takie zadanie, by pogłębić naszą osobistą relację, obdartą z zewnętrznych form"
Na pytanie, czy udało się przygotować święta we wspólnocie, odpowiedziała, że "udaje się przeżyć świąteczny czas, choć oczywiście jest trochę inaczej".
Przyznała, że od początku epidemii była przeciwniczką "jakichkolwiek zgromadzeń, w tym tych w kościele." - Nawoływanie do uczestnictwa w mszy świętej jest dla mnie nawoływaniem do przeciwstawienia się przykazaniu miłości bliźniego - oceniła. Dodała, że w tym czasie "dostaliśmy takie zadanie, by pogłębić naszą osobistą relację, obdartą z zewnętrznych form, w tym również z komunii i mszy świętej". - To jednak absolutnie nie oznacza, że święta są, tak jak niektórzy mówią, bezużyteczne - powiedziała.
- Jest to wielkie cierpienie całego świata, ale dzielmy je - zakończyła siostra Chmielewska.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24