Trzecia fala pandemii, jak wskazują lekarze, dotyka coraz częściej osoby w wieku 30-40 lat. Obniżyła się średnia wieku hospitalizacji pacjentów. Co gorsza, chorzy z tej grupy coraz gorzej przechodzą COVID-19, wymagają hospitalizacji, tlenoterapii czasami nawet muszą być podłączeni pod respirator. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Paweł Mięsiak zachorował na COVID-19 w lutym. Przez tydzień w domu próbował walczyć z wysoką gorączką, gdy trafił do szpitala w Czeladzi, rozpoczęła się walka o jego życie. - Musiałem dwa tygodnie przebywać pod takim specjalnym aparatem tlenowym, podobnym do respiratora, który miał przepływ tlenu 60 litrów na minutę - mówi mężczyzna.
Wciąż potrzebuje tlenoterapii i ma tak osłabione mięśnie, że korzysta z wózka inwalidzkiego. Na nogi - dosłownie - próbują go postawić fizjoterapeuci ze szpitala w Jaroszowcu, gdzie przechodzi pocovidową rehabilitację. - Właściwie uczę się chodzić na nowo. Ręce są też bardzo osłabione, cały organizm jest wycieńczony tym długotrwałym leżeniem - zwraca uwagę.
Przybywa młodszych pacjentów na oddziałach covidowych
Lekarze z całej Polski alarmują, że w oddziałach covidowych przybywa pacjentów w sile wieku 50-, 40-latków, a nawet 30-latków. - Jest inaczej. Trafiają do nas młodsi pacjenci, coraz młodsi. Przebieg choroby jest trudniejszy - przyznaje specjalistka chorób wewnętrznych profesor Karolina Sieroń.
Na początku pandemii wyglądało to zgoła inaczej. - Przypadki osób między 50. a 60. rokiem życia to były przypadki pojedyncze, natomiast poniżej 50. roku życia, 40-, 30-letni ludzie stanowili prawdziwe ewenementy. To była duża rzadkość, żeby takie osoby trafiały do szpitala - mówi prezes Polskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego profesor Andrzej Fal.
"Przeczekują długą część choroby"
Nie ma dnia, by na oddziale nie było co najmniej dwóch, trzech osób między 40. a 50. rokiem życia. Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że obniża się średni wiek pacjentów przebywających w szpitalach. Jeszcze na przełomie grudnia i stycznia wynosiła 64 lat, teraz to 62 lata.
Minister zdrowia Adam Niedzielski podejrzewa, że może wynikać to z "wpływu akcji szczepień" i zaszczepiania seniorów, którzy dzięki temu stają się odporniejsi na zakażenie. Może częściowo - mówią eksperci. Chociaż ich zdaniem ważniejszy może okazać się wpływ nowego wariantu koronawirusa, który odpowiada już za 30 procent infekcji. - On atakuje młodsze osoby, bo jest bardziej zakaźny i szybciej zajmuje tkankę płucną i inne narządy i może powodować w tym mechanizmie cięższe zakażenia - zwraca uwagę doktor Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej do spraw walki z COVID-19.
Młodsi pacjenci są bardziej mobilni, częściej zakażają się od dzieci, które chodzą do szkół, przedszkoli czy żłobków. A gdy już się zakażą, późno zgłaszają się po pomoc. - Niestety, przeczekują długą część choroby na początku w domu. Mówią sobie: "Jakoś to będzie. Mam pulsoksymetr, a kolega też zachorował i jest w porządku" - wyjaśnia profesor Fal.
"Nawet teraz, jak mówię, to się męczę"
Gdy już trafiają do szpitala, nawet po kilkunastu dniach od pierwszych objawów, są już często w poważnym stanie. Co gorsza, efekty covidu mogą z nimi zostać na dłużej. Tak stało się w przypadku Alicji Naskręt. Sama pracuje w szpitalu - jest pedagogiem socjalnym - i czas swojej hospitalizacji z powodu COVID-19 określa jako wycięty z życiorysu. Zaczęło się od poważnych zawrotów głowy.
Zawroty głowy utrzymują się do dziś - podobnie jak kłopoty pulmonologiczne i kardiologiczne. Pani Alicja musiała zrezygnować z dodatkowej pracy, ze sportów został tylko nordic walking. - Nawet teraz, jak mówię, to się męczę, nawet przy mówieniu – stwierdza Alicja Naskręt.
Kobieta codziennie wykonuje ćwiczenia oddechowe - wystarczy butelka wypełniona wodą i rurka. - Muszę ćwiczyć płuca, czyli muszę dmuchać - tłumaczy. Lekarze dają nadzieję, że to osłabienie minie, a pani Alicja robi wszystko, bo tak właśnie się stało.
Anna Wilczyńska, asty//now
Źródło: TVN24