Dyskusja o szczepieniach wychodzi z błędnych założeń, braku wiedzy i ufności wewnątrz społeczeństwa - oceniła profesor Magdalena Marczyńska z Rady Medycznej przy premierze. - Zapomnieliśmy o odpowiedzialności i solidarności. Nie robią na nas wrażenia liczby zgonów, oswoiliśmy epidemię - powiedziała. - Jako społeczeństwo fundujemy sobie przedłużanie tej epidemii na własne życzenie - dodała specjalistka z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Profesor Magdalena Marczyńska, specjalistka pediatrii z Kliniki Chorób Zakaźnych Wieku Dziecięcego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego pytana przez PAP, co Rada Medyczna przy premierze doradza w zakresie dalszych kroków związanych z rozwojem epidemii, podkreśliła, że w dalszym ciągu eksperci proszą o jeszcze mocniejsze egzekwowanie obowiązujących przepisów.
"Dyskusja na temat szczepień jest z gruntu źle osadzona"
- Polacy widzą doskonale, że sądy uchylają decyzje dotyczące braku maseczek w miejscach, gdzie jest to wymagane. Sędziowie i prawnicy tłumaczą natomiast, że nie mogą podejmować innych decyzji, bo każde ograniczenie wolności musi mieć adekwatną podstawę prawną. Dlatego w tej dyskusji kręcimy się nieco wokół własnej osi. Mówimy i apelujemy o przestrzeganie zasad jako eksperci. Państwo o to apeluje. A potem aparat tego samego państwa - w postaci sądu - anuluje te kary. Cały czas powtarzamy więc, że coś z tym trzeba zrobić, trzeba inaczej te przepisy wprowadzać w życie, robić to na drodze ustaw. Inaczej ich przestrzeganie w społeczeństwie jest na takim poziomie, na jakim jest - wyjaśniła profesor Marczyńska.
Dodała, że eksperci działający w Radzie Medycznej rozumieją kosztowność rozwiązań takich jak lockdown i nikt nie chce ich wprowadzać. Czym innym jednak jej zdaniem jest kwestia odpowiedzialności, dbania o zdrowie osób niezaszczepionych, dbania o bezpieczeństwo grup społecznych czy zawodowych.
- Dyskusja na temat szczepień jest z gruntu źle osadzona - oceniła. - Zaczyna się bowiem od argumentów o wyimaginowanej segregacji. Na Boga, tu nie chodzi o dyskryminowanie nikogo, ale o bezpieczeństwo zdrowotne. Zapomnieliśmy o odpowiedzialności i solidarności. Nie robią na nas wrażenia liczby zgonów, oswoiliśmy epidemię. To jednak nie może powodować tego, że wolność osoby, która nie chce się szczepić, wymusza później zniewolenie tysięcy dzieci w domach. Dlatego też od miesięcy rząd ma nasze stanowisko w sprawie obowiązku szczepień przeciw COVID-19 w określonych zawodach. Chodzi o zawody medyczne, nauczycieli, ale szerzej można to odnieść do przedstawicieli gastronomii, czy osób mających na co dzień bezpośredni kontakt z wieloma osobami. To stanowisko jednak jest i nic się z nim nie dzieje. Nie ma woli wprowadzania takich przepisów w życie - podkreśliła specjalistka.
"Pojawia się w szkole jedno zakażenie i na kwarantannę trafiają dziesiątki, a czasami setki dzieci"
Z drugiej strony, jak zauważyła, podejmowane są zupełnie nierozsądne decyzje między innymi sanepidów w sprawie kwarantanny nakładanej w szkołach.
- Często dzieje się to niestety bez ładu i jakiejkolwiek logiki. Pojawia się w szkole jedno zakażenie i na kwarantannę trafiają dziesiątki, a czasami setki dzieci - zwróciła uwagę profesor Marczyńska. - Przestaliśmy prowadzić staranny wywiad epidemiologiczny. Nie staramy się dociec, kto realnie mógł być narażony, bo łatwiej jest podjąć decyzję administracyjną: wszyscy do domów na kwarantannę. A przecież to ze zdrowym rozsądkiem nie ma nic wspólnego. Nie prowadzimy już racjonalnej dyskusji na temat epidemii. Nie próbujemy działań punktowych, celowanych, racjonalnych. Trudno więc oczekiwać, że efekt będzie inny. Troszeczkę, jako społeczeństwo, fundujemy sobie przedłużanie tej epidemii na własne życzenie - dodała.
- Nie myślimy jedni o drugich, nie staramy się ze sobą rozmawiać, wyjaśniać, próbować rozwiać czyjeś obawy i wątpliwości. Cała ta dyskusja stała się infantylna i prowadzona z pozycji skrajnych - oceniła ekspertka.
Źródło: PAP