Jeżeli będziemy mieli milion dawek, to zaszczepimy pół miliona ludzi. Jeżeli będziemy mieli trzy miliony dawek, to zaszczepimy półtora miliona ludzi - powiedział w "Tak jest" profesor Andrzej Horban, główny doradca premiera do spraw COVID-19 i krajowy konsultant do spraw chorób zakaźnych. Uznał, że szczepienie na koronawirusa "musi potrwać" i późną wiosną lub wczesnym latem grupa osób powyżej 60. roku życia "może być spokojna, że ta niebezpieczna dla nich epidemia zostaje wygaszona".
W niedzielę w Polsce ruszyły szczepienia na koronawirusa. W pierwszej kolejności szczepione są osoby z "grupy zero", czyli między innymi personel medyczny i pracownicy podmiotów leczniczych. Preparat Pfizera i BioNTech, jako pierwsza w Polsce, przyjęła naczelna pielęgniarka Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie Alicja Jakubowska. W poniedziałek do Polski dotarła kolejna dostawa - 300 tysięcy szczepionek. Jako kolejne zaszczepione zostaną osoby z "grupy pierwszej", w której znaleźli się między innymi pensjonariusze domów pomocy społecznej czy osoby powyżej 60 lat.
"Cierpliwości, jeszcze przed nami długa droga"
Profesor Andrzej Horban, główny doradca premiera do spraw COVID-19 i krajowy konsultant do spraw chorób zakaźnych, mówił w "Tak jest" w TVN24 o procesie szczepień w Polsce. Przyznał, że chciałby, aby wszystkie osoby powyżej 60. roku życia przyjęły szczepionkę.
- Ile czasu to będzie trwało? To jest piękne pytanie. Wszystko zależy od ilości szczepionki. Jeżeli będziemy mieli milion dawek, to zaszczepimy pół miliona ludzi. Jeżeli będziemy mieli trzy miliony dawek, to zaszczepimy półtora miliona ludzi - wyjaśniał.
Jak podkreślił, "w związku z tym to szczepienie musi potrwać, ono będzie rozciągnięte w czasie". - Potrwa co najmniej kilka miesięcy, czyli do późnej wiosny, do wczesnego lata. Dopiero wtedy ta grupa osób może być spokojna, że ta niebezpieczna dla nich epidemia zostaje wygaszona - uznał profesor Horban.
Jak mówił, "to nie jest tak, że szczepimy dzisiaj tysiąc osób czy 100 tysięcy osób i epidemia nam znika". - To będzie proces długotrwały, wielotygodniowy albo (…) wielomiesięczny. Tak że cierpliwości, jeszcze przed nami długa droga - stwierdził.
"Wygląda na to, że gdzieś koło sylwestra dojdziemy i do mnie"
Profesor Horban, który jest zastępcą dyrektora ds. medycznych w Wojewódzkim Szpitalu Zakaźnym w Warszawie, przyznał w "Tak jest", że jeszcze się nie zaszczepił.
- Przyjęliśmy taką zasadę, że na początku szczepimy personel medyczny bezpośrednio pracujący z pacjentami. Ja też pracuję z pacjentami od początku, ale nie chodzę tak intensywnie, jak panie pielęgniarki i koledzy lekarze – zwłaszcza młodzi – dyżurujący wieczorami, nocami, cały czas - wyjaśniał.
Wskazywał, że "pierwszeństwo mają ci, którzy są bardziej narażeni, potem mniej narażony personel medyczny". - Wygląda na to, że gdzieś koło sylwestra dojdziemy i do mnie też - stwierdził.
Pytany, jaki procent personelu medycznego z jego placówki zdecydował poddać się szczepieniu, odparł: - Nie zdecydowaliśmy się na zaproponowanie szczepionki dwóm osobom, dlatego że są w ciąży.
- Pracujemy od prawie roku z pacjentami z Covid, wiemy, jak przebiega ta choroba, wiemy, czym się kończy czasami u niektórych osób. Ponad wszelką wątpliwość wszyscy pracownicy – nie tylko pracownicy medyczni, ale i wszyscy inni – są zdeterminowani, wiedzą, że szczepić się trzeba - dodał Horban.
CZYTAJ TAKŻE: Jak przebiegły pierwsze szczepienia w polskich miastach?
Profesor Horban o działaniu szczepionki przeciw COVID-19
Szczepionka Pfizera i BioNTech podawana jest w dwóch zastrzykach, które dzieli okres co najmniej 21 dni. Podaje się ją zazwyczaj domięśniowo w ramię. Profesor Horban wyjaśniał, że jeśli ktoś nie będzie mógł przyjąć drugiej dawki po 21 dniach, będzie mógł zrobić to nawet kilka dni później. - To nie ma aż takiego dużego znaczenia, żeby drugą dawkę przyjąć co do minuty czy co do dnia. Lepiej jest troszeczkę później niż troszeczkę wcześniej - podkreślił.
Jak mówił ekspert, "odpowiedź immunologiczna występuje już po pierwszej dawce". - To działa mniej więcej tak, jak kontakt z wirusem. Po jakichś 7-10 dniach nasz organizm powinien znacząc produkować przeciwciała, które możemy wykryć. Te przeciwciała świadczą o narastającej odporności na zakażenie. Ten poziom przeciwciał będzie rósł do pewnego poziomu i już na pewno koło 20., 21. dnia – a pewnie wcześniej - osiągnie poziom, który wystarczy, żeby nas zabezpieczyć przed zachorowaniem - kontynuował.
Jak przekazał gość TVN24, "ta druga dawka jest dawką wzmacniającą z jednej strony odpowiedź immunologiczną, a z drugiej strony powodującą to, że powstaje więcej tak zwanych komórek pamięci immunologicznej". - Bo te nasze wytworzone przeciwciała - tak zresztą bywa z reguły zawsze, bo taka jest nasza natura - one zaczną zanikać, ich poziom zacznie spadać. Natomiast pozostają komórki pamięci immunologicznej, które w przypadku następnego kontaktu z tym wirusem pozwolą nam natychmiast uruchomić odpowiedź immunologiczną - zaznaczył rajowy konsultant do spraw chorób zakaźnych.
Jak mówił, "nie będziemy musieli czekać tygodnia czy 10 dni na pojawienie się tej odporności", bo odpowiedź immunologiczna "wystąpi w ciągu kilku godzin".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24