Nie ma studentów, nie ma pieniędzy - straty idą w miliony złotych. Mija rok, od kiedy z powodu pandemii z miast akademickich wyjechali studenci, a studia przeszły do internetu. Tymczasem gdy jedni tracą, drudzy zyskują. Do Płocka wróciło ponad trzy tysiące młodych osób. Materiał magazynu "Polska i Świat".
W Polsce jest 1,2 miliona studentów. Pandemia pokazała, że większość może uczyć się i zaliczać egzaminy z dala od uczelni. Miasta akademickie z pewnością nie zaliczą tego czasu do udanych. Przed pandemią w Opolu studiowało 19 tysięcy osób. - Około 88 procent spośród tych studentów to są osoby, które przyjechały do Opola na studia - zwraca uwagę doktor Diana Rokita-Poskart z Wydziału Ekonomii i Zarządzania Politechniki Opolskiej.
Po wprowadzeniu nauki zdalnej większość wróciła w rodzinne strony, tak jak Kinga Kaczmarek. - Dojazd do Opola, wynajem mieszkania i inne wydatki związane ze studiowaniem obciążały mój budżet, tym bardziej, że nie miałam wtedy stałej pracy - mówi studentka Politechniki Opolskiej.
"Są większym motorem rozwojowym lokalnej gospodarki"
Doktor Rokita-Poskart mówi o dużej stracie dla miasta. Jeszcze zanim koronawirus zmienił naukę na uczelniach, sprawdziła, ile co miesiąc studenci wydają pieniędzy. - 933 złote przed pandemią przeciętny student zostawiał w Opolu - informuje. Chodzi o średnią dla wszystkich studentów, czyli tych, którzy wynajmowali mieszkanie i tych, którzy dojeżdżali na zajęcia spoza miasta. - Z tych badań okazało się, że około 150 milionów złotych w skali jednego roku akademickiego, tyle studenci zostawiali wcześniej w Opolu - dodaje.
Dla porównania - w tym roku Opole planuje wydać na inwestycje niecałe 400 milionów złotych. Wyjazd żaków boleśnie odczuwa - i tak w trudnej sytuacji - branża gastronomiczna, ale nie tylko. Najbardziej stratne są mniejsze miasta akademickie. To w nich udział studentów do liczby mieszkańców jest dużo wyższy niż w największych aglomeracjach. - W tych miastach oni są bardziej widoczni, czyli w miastach pozametropolitalnych, oni mają większą moc sprawczą, są większym motorem rozwojowym lokalnej gospodarki - mówi doktor Rokita-Poskart.
W akademiku w Białymstoku przed pandemią obłożenie było prawie stuprocentowe. Dziś zajętych jest dwie trzecie pokoi, co jednak nie oznacza, że mieszkają tam studenci. Część melduje się tu raz na jakiś czas, część mieszka gdzie indziej. - Są to głównie studenci z Białorusi, którzy mają w tej chwili utrudniony przyjazd do Polski, natomiast miejsce w akademiku trzymają z nadzieją, że niebawem będą mogli wrócić do Białegostoku i w mury uczelni - mówi rzeczniczka prasowa Uniwersytetu w Białymstoku Katarzyna Dziedzik.
Studenci wracają do rodzinnych stron
Gdy jedni tracą, inni zyskują. W Płocku liczba mieszkańców po wybuchu pandemii mogła wzrosnąć nawet o 3 procent. Do miasta wrócili żacy, którzy studiują w Warszawie lub innych miastach. - To są trzy, cztery tysiące młodych ludzi - mówi prezydent Płocka Andrzej Nowakowski.
Ten ruch jest widoczny na rynku nieruchomości. Jak szacuje Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments, dziś inwestorzy nie mają komu wynająć stu tysięcy mieszkań. Stąd spadki cen, różne w różnych miastach. - Nie mamy do czynienia już z corocznymi wzrostami stawek za wynajem, ale w tym momencie one trochę spadły - mówi Bartosz Turek, analityk rynku nieruchomości.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock