- Ludzie prowadzą sielankowy tryb życia, czują się wolni. Myślą, że to ich nie spotka, zakładają, że są młodzi, wysportowani, pełni energii, pasji i to ich ominie. Po zderzeniu się z rzeczywistością jest już za późno - mówi TVN24 Rafał Mazur, pielęgniarz anestezjologiczny z jednego z warszawskich szpitali.
- Każda osoba, która do nas przychodzi jest osobą potencjalnie zakażoną. Dopóki nie ma pełnych objawów, nie mamy pewności, możemy ewentualnie przypuszczać - mówi w rozmowie z Filipem Folczakiem z TVN24 pielęgniarz anestezjologiczny Rafał Mazur. - Kolejna sprawa to "specustawa" i sytuacja, która się dynamicznie zmienia. Może być tak, że będziemy powoływani i lokowani po placówkach. Pozostajemy do dyspozycji władz - dodaje.
Jak relacjonuje, już ponad dwa tygodnie temu podjął z żoną decyzję, że wyprowadzi się z domu. - Akurat jestem szczęśliwcem, który ma tę możliwość. Mam gdzie mieszkać. Prowadzimy podwójny dom. Nie kontaktuję się z dziewczynami - z córką i z żoną - wyjaśnia.
Zaznacza, że "wypowiedzenie tej decyzji na głos" było łatwe. - Natomiast później zdanie sobie sprawy z konsekwencji tej decyzji, jest już dużo trudniejsze - ocenia.
Jego pięcioletnia córka została pod opieką żony pielęgniarza. - To jest dobrodziejstwo naszych czasów, że można korzystać z różnych rzeczy w różny sposób. Telefony i komputery na szczęście nie służą tylko do grania i odmóżdżania się - dodaje.
Mazur zwraca uwagę, że w odróżnieniu do innych ciężkich momentów w historii, jak wojny, obecnie "okupant nie chodzi po ulicy, można się jeszcze normalnie poruszać, przemieszczać". - Możemy się kontaktować ze swoimi bliskimi, przynajmniej za pomocą wszystkich komunikatorów. Nagle okazało się, że rzeczy, którym byłem przeciwny, pomagają przetrwać - przyznaje. I wyjaśnia, że z żoną i córką kilka razy dziennie widzą się przez łącza internetowe.
- Uważam, że każdy facet może czuć tęsknotę za rodziną, za dzieckiem - dodaje. - Chciałbym być w domu z dzieckiem. Nie widzę problemu, moja żona mogłaby pójść do pracy. Odnalazłbym się w tej sytuacji idealnie. Natomiast jestem pracownikiem kontraktowym. Jak nie pracuję, to nie zarabiam. Myślę, że mój zawód w tym momencie jest też bardziej pożądany - tłumaczy Mazur.
"Nikt tego nie wie, czy to już się zaczęło, czy dopiero zacznie"
Jego zdaniem, obecna sytuacja potrwa "tyle, ile powinna potrwać i koniec będzie wtedy". - To jest tak, jak z patrzeniem się na przystanku na rozkład, kiedy przyjedzie autobus. Jak przyjedzie, to będzie wtedy. Rzucanie jakimikolwiek datami mija się z celem i jest bez sensu. Nikt tego nie wie, czy to już się zaczęło, czy dopiero zacznie, jakie to będzie miało natężenie, jaki przebieg. Prognozowanie? Statystyka jest genialną nauką. Każdy to co chce, jest w stanie wykazać - ocenia.
- Czy jesteśmy przygotowani? Nie, nie jesteśmy i nikt nie jest. To jest coś zupełnie nowego i nie ma na to leku. Leczymy objawowo. Nie jesteśmy w stanie leczyć konkretnej jednostki chorobowej - zauważa pielęgniarz.
Podkreśla, że jest sprzęt. - Czy jest w wystarczającej ilości? Nie. Nigdy nie będzie, co pokazują przykłady z Włoch, Hiszpanii, całego świata. Każdy system opieki zdrowia pada, bo nikt nie ma takiej ilości sprzętu. Nie było to nigdy racjonalne, wymagane i potrzebne - wyjaśnia.
"Ludzie nie mają świadomości, że to już się dzieje parę metrów od nas"
- To już się trochę zmieniło, ale jeszcze parę dni temu najgorszym było to, że wracałem do domu i widziałem bulwary wiślane pełne ludzi, którzy się fajnie bawią. A człowiek jest odcięty od rodziny - zwraca uwagę. Dodał, że to, co miałby do przekazania tym ludziom, nie nadaje się do publikacji. - Nie da się tego ubrać w słowa. Ludzie prowadzą sielankowy tryb życia, czują się wolni. Myślą, że to ich nie spotka, zakładają, że są młodzi, wysportowani, pełni energii i pasji i to ich ominie. Po zderzeniu się z rzeczywistością jest już za późno. Siedzenie i biadolenie, że można było zostać w domu, nie zakazić przez przypadek mamę czy babcię - to już za późno. Ludzie nie mają świadomości, że to już się dzieje parę metrów od nas - mówi.
Przypomina, że tam, dokąd jeździmy na narty, wypoczywamy, od miesiąca dzieje się ludzka tragedia. - Sytuacja diametralnie się zmieniła. Nie wiem, czy mamy idealny system wyparcia. Ale ludzie mają system wyparcia, wszędzie - zaznacza.
W jego ocenie, po prowadzonych kampaniach informacyjnych, dużo się zmieniło, ale "czy to wystarczy, zobaczymy".
Rozmawiał Filip Folaczak
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24