Po powrocie do Polski z Afryki trafiła na kwarantannę, pojawiły się objawy, jednak nikt nie chciał zrobić jej testu na koronawirusa. - Na infolinii powiedzieli mi, że mi nie pomogą, ponieważ nie spełniam wszystkich trzech kryteriów - relacjonowała Anna Miller. Rafał Zaborniak, który miał kontakt z osobą zakażoną koronawirusem, czekał pięć dni na wynik testu, który okazał się pozytywny. Rozmówcy opowiedzieli reporterowi "Czarno na białym" o tym, jak nie mogli doprosić się przebadania na obecność koronawirusa.
Anna Miller z Warszawy jeszcze tydzień temu była w Gambii na zachodzie Afryki. Po powrocie do Polski najpierw trafiła na kwarantannę, potem do szpitala na badania. Reporterowi "Czarno na białym" Arturowi Warcholińskiemu opowiedziała o tym, jak nie mogła doprosić się o test na koronawirusa.
- Zaczęłam kasłać, był to suchy kaszel. Dodatkowo ból w płucach, kaszel się nasilał, duszności. Stwierdziłam że zadzwonię na infolinię zapytać, co mogę z tym zrobić - powiedziała. - Na infolinii niestety powiedzieli mi, że mi nie pomogą, ponieważ nie spełniam wszystkich trzech kryteriów, czyli duszności, kaszel i temperatura powyżej 38 stopni. Miałam tylko dwa z tych objawów. Mimo tego, że byłam na kwarantannie i miałam objawy, nie przysługiwał mi test, nikt nie chciał mi zrobić tego testu - relacjonowała.
Według Głównego Inspektora Sanitarnego, "nie ma możliwości odmowy wykonania testów w kierunku koronawirusa, jeśli jest wskazanie lekarskie tj. pacjent przejawia objawy niewydolności oddechowej, ma gorączkę, kaszel, duszność".
Stan Anny Miller był coraz gorszy. Nie mogła już oddychać. - Dokładnie to było ósmego dnia - powiedziała. Dopiero wtedy przyjęto ją do szpitala zakaźnego i zrobiono test.
Po 12 dniach od kontaktu z osobą zakażoną
Podobnych historii jest więcej. Reporter TVN24 rozmawiał także z Rafałem Zaborniakiem z Dolnego Śląska, który miał kontakt z osobą zakażoną koronawirusem. U Rafała Zaborniaka pierwsze objawy pojawiły tydzień po kontakcie z zakażonym kolegą w pracy.
Pytany, jak zaczął szukać pomocy, odparł: - Najpierw przez sanepid, ale oni mnie odesłali do lekarza rodzinnego, lekarz rodzinny odesłał mnie do sanepidu. Sanepid mi podał jakieś numery. Chodziło o potwierdzenie choroby.
- Mówili, że jeżeli czuje się mąż na siłach, to ma sam przyjechać, żeby nie liczyć, że ktokolwiek przyjedzie pobrać wymaz - dodała Dominika Zaborniak, żona Rafała.
Pojechał więc sam. Osłabiony, kaszlący, 60 kilometrów w jedną stronę. 12 dni po kontakcie z zakażonym. - Jak tak robią badania po takim długim okresie, to bardzo dużo ludzi może mieć koronawirusa i nie są świadomi tego, że roznoszą - ocenił.
Rafał Zaborniak na wynik testu czekał pięć dni. Wynik: pozytywny.
Czy zwykle tyle powinno to trwać? - Co do zasady jednego dnia jest pobranie i tego samego dnia jest wynik - powiedział Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Ministerstwa Zdrowia.
Lekarz dwa dni czekał na wynik
Dwa dni na wynik czekał Dariusz Karolik, lekarz z Legnicy, po kontakcie z zakażoną pacjentką. Tyle, że o sam test prosił ponad tydzień.
- Wielokrotnie interweniowałem w sanepidzie zielonogórskim, gdzie niektóre panie mi powiedziały, że one nie mają na to wpływu, a inne niegrzecznie mi odpowiadały, że to nie moja sprawa, kiedy (test) będzie - mówił w rozmowie z reporterem TVN24 dr Dariusz Karolik.
Wszystkich rozmówców łączy jedno - musieli wręcz błagać o test na koronawirusa. - Gdybym się nie upomniał, ręczę państwu, że mój test byłby niewykonany - powiedział dr Dariusz Karolik.
Doktor Karolik ma wynik negatywny. Anna Miller też. Zakażony jest Rafał Zabornik. Teraz jego żona i dzieci czekają, kiedy i czy w ogóle ktoś przyjedzie, by pobrać od nich próbki.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24