W potrójnych rękawiczkach i kombinezonie nawet najprostsze czynności trwają o wiele dłużej niż zwykle. By zachować bezpieczeństwo personelu i pacjentów, w szpitalu w Kędzierzynie-Koźlu wydzielono strefy, które oddzielone są od siebie specjalnymi śluzami. Dla chorych walczących o życie w samotności, personel jest jak rodzina. Tak wygląda rzeczywistość jednego z tak zwanych szpitali jednoimiennych, przeznaczonych dla chorych na COVID-19.
Reporter Dariusz Kubik i operator Hubert Mastalerz są pierwszymi dziennikarzami, który weszli do środka szpitala jednoimiennego wyznaczonego do walki z koronawirusem, w tym do strefy przeznaczonej wyłącznie dla chorych na COVID-19. To, jak pracownicy kędzierzyńskiego szpitala walczą o życie zakażonych pacjentów, obrazuje reportaż zrealizowany dla "Czarno na białym" i "Faktów" TVN.
"Pacjenci są sami, izolowani, bez rodziny. To jest bardzo smutna choroba"
Każdy dzień w szpitalu jednoimiennym w Kędzierzynie-Koźlu zaczyna się tak samo. Lekarzom założenie kombinezonu, maski, rękawic i butów zajmuje około 10 minut. Dla bezpieczeństwa własnego, personelu i pacjentów, tę samą procedurę musieli przejść także dziennikarze TVN24.
W szpitalu wydzielono specjalne czerwone strefy, najbardziej narażone na obecność wirusa. W trzy dni zbudowano także 20 specjalnych śluz, które oddzielają strefy skażone od czystych. Po placówce reporterów oprowadza ginekolog Krzysztof Waszkiewicz, który obecnie jest także lekarzem zakaźnikiem. - Mamy cały szpital przekształcony w szpital zakaźny - mówi.
Po korytarzach kędzierzyńskiego szpitala niewiele ponad miesiąc temu chodzili pacjenci i bliscy, którzy ich odwiedzali. Teraz wszystko się zmieniło. - Pacjenci są sami, izolowani, bez rodziny. To jest bardzo smutna choroba - tłumaczy Krzysztof Waszkiewicz.
Dziś słychać tu tylko szelest kombinezonów i worków ze zużytą odzieżą ochronną. Każdego dnia personel zużywa około 280 kompletów kombinezonów i około 20 litrów płynów dezynfekujących. Wszystko dla bezpieczeństwa. Tutaj bowiem każdy ruch wymaga chirurgicznej precyzji.
"My ich żegnamy, bo rodzina nie może tego zrobić"
Obchód lekarski trwa dwie i pół godziny. W pełnym kombinezonie i z maską na twarzy ordynator Stanisław Skubis wchodzi do kolejnych pacjentów. Przed wejściem do sali prosi chorych, by sami założyli maski.
- Żona też jest zakażona, ale jest bezobjawowa, więc przebywa w domu. Wiadomo, że psychicznie jest to dla wszystkich ciężkie - mówi jeden z pacjentów.
Pani Maria oczekuje na wyniki, które mają potwierdzić, że pokonała koronawirusa. - To jest ciężka choroba, ale powiedziałam, że muszę to pokonać. Dużo zawdzięczam lekarzom, pielęgniarkom, całej obsłudze - mówi.
- Ci ludzie potrzebują kontaktu. My im zastępujemy rodzinę, my im zastępujemy bliskich. My z nimi rozmawiamy. My ich nawet żegnamy, bo rodzina nie może tego zrobić – mówi pielęgniarka zarządzająca kędzierzyńskiego szpitala Ewa Zielińska.
Tu, gdzie toczy się najtrudniejsza walka
Na oddziale intensywnej terapii leczeni są najciężej chorzy pacjenci, u których występuje niewydolność krążeniowo-oddechowa. Zakażeni koronawirusem są tu podłączeni do respiratorów. OIOM jest w stanie pomieścić 33 pacjentów. Obecnie znajduje się ich tu kilkunastu.
Pielęgniarki pracujące na oddziale w specjalnych kombinezonach, spędzają tam nawet pięć godzin. Każda czynność trwa dwa razy dłużej. – Okulary mamy całe zaparowane, tak że pracuje się bardzo ciężko. Poza tym manualnie jesteśmy także mniej sprawne, bo mamy na sobie minimum trzy pary rękawiczek – mówi pani Daria, pielęgniarka z OIOM-u.
W celu minimalizowania kontaktu wyniki badań wywieszane są na drzwiach oddziału intensywnej terapii. Z lekarzami z bezpiecznej strefy pielęgniarki komunikują się także za pomocą telefonów, choć w maskach ledwo się słyszą i rozpoznają.
"Praca, którą tu wykonują, to praca tytaniczna"
Pani Daria, pielęgniarka pracująca w kędzierzyńskim szpitalu przyznaje, że czuje strach. - Ten wirus się bardzo szybko przenosi – mówi. Jak sama jednak przyznaje, nie uważa się za bohaterkę, a jedynie robi to, co do niej należy.
- Pierwsze wejście na oddział to był olbrzymi stres, trudności z pozbieraniu myśli, w badaniu tych pacjentów - podkreśla ordynator Skubis.
To właśnie dla pracującego w kędzierzyńskim szpitalu personelu dyrektor placówki zgodził się pokazać nam, jak od środka wygląda walka z koronawirusem. - Praca, którą tu wykonują, to praca tytaniczna. Zdaje się, że wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy, jak ona wygląda - mówi Jarosław Kończyło.
Szpital w Kędzierzynie-Koźlu przyjął łącznie około 100 pacjentów z koronawirusem. Kilkanaście osób zmarło. Około 20 wyzdrowiało.
Całość reportażu będzie można zobaczyć już wkrótce w TVN24 GO.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24