Takich miejsc w Polsce są tysiące. Praca toczy się mimo epidemii i obaw. - Wszyscy pracownicy zobowiązani są do noszenia rękawiczek, maseczek ochronnych, staramy się utrzymać co najmniej dwumetrową odległość - tłumaczy Szymon Woyke z fabryki Strassmayr Polska. Jej pracę w warunkach pandemii obserwował reporter programu "Czarno na białym" Tomasz Marzec.
Strassmayr to jeden z największych producentów maszyn do budowy dróg. Wbrew niemiecko brzmiącej nazwie, to polska firma. Pojawienie się tu wirusa oznaczałoby katastrofę. - Dla nas tak naprawdę największym niebezpieczeństwem jest sytuacja, w której u któregoś z pracowników stwierdzone by zostało zakażenie. W tym momencie zakład zostałby zamknięty na okres dwóch tygodni kwarantanny. Nasze potrzeby i działania pozwoliły nam utrzymać produkcję, natomiast boimy się zakażenia - podkreśla Ryszard Sowa, prezes firmy.
- Wszyscy pracownicy zobowiązani są do noszenia rękawiczek, maseczek ochronnych. Na stanowiskach, na których pracowało kilka osób, pracują teraz maksymalnie dwie osoby i staramy się utrzymać co najmniej dwumetrową odległość pomiędzy tymi osobami - wyjaśnia jeden z pracowników, Szymon Woyke. - Uciążliwa jest praca z wszystkimi akcesoriami typu maski, rękawiczki, zachowywanie odległości itd., bo to takie niecodzienne. Na pewno czuć różnicę, ale zdajemy sobie też sprawę z powagi sytuacji i dajemy sobie radę - dodaje inny, Adam Lis.
- Ustaliliśmy konkretne wejścia na halę, to znaczy można wejść tylko jednym wejściem. Jest ono zwykle zamknięte, otwierane tylko dla wydania maszyn. Nie odbieramy paczek z potwierdzeniem, tylko bez potwierdzenia. W każdym pomieszczeniu zastosowaliśmy środki dezynfekujące i postaraliśmy się, żeby w miarę możliwości oddzielić od siebie stanowiska tak, by umożliwić odległość 1,5 metra - wylicza prezes Sowa.
Okazało się, że rozwiązania kilka lat temu projektowane zupełnie w innym celu, dziś idealnie sprawdzają się w czasie epidemii. Wszystkie maszyny są wyposażone w oprogramowanie, które umożliwia naprawę zdalną. Bez wysyłania serwisu, zwłaszcza że większość musiałaby być wysyłana za granicę. A loty zostały wstrzymane.
- To znaczy, że my bez opuszczania naszej siedziby możemy skontaktować się z sercem maszyny i dokonać albo diagnostyki, albo naprawy. Wtedy uważaliśmy, że to jest upgrade naszych możliwości, teraz uważamy, że w wielu przypadkach umożliwia to utrzymanie pracy dostarczanych przez nas maszyn nawet w przypadku, gdy nie możemy opuścić Polski. I wiem, że wielu klientów w różnych krajach na świecie jest z tego zadowolona - podkreśla prezes.
Pomoc państwa? "Dla naszej firmy nie znaleźliśmy jeszcze żadnego punktu, z którego moglibyśmy skorzystać"
To działania podejmowane w ramach firmy - niezależne od wielokrotnie zapowiadanej pomocy państwa. Ta firma jest zbyt duża, by korzystać z większości zapowiadanych rozwiązań. Prezes mimo to czeka na pomoc.
- Dla naszej firmy nie znaleźliśmy jeszcze żadnego punktu, z którego moglibyśmy skorzystać. Ograniczenia do ponad czterdziestu osób w możliwości przesunięcia ZUS-u wykluczyło naszą firmę z tej możliwości pomocy - tłumaczy Sowa. I dodaje: - Sytuacja w Europie Zachodniej, w Stanach Zjednoczonych, czyli na rynkach naszej podstawowej sprzedaży jest na tyle zła, że nasi dystrybutorzy i klienci nie działają teraz, czyli praktycznie liczba zamówień spadła teraz do zera. O ile na razie udaje się nam utrzymać produkcję i zrealizować podstawowe zadania, to nie wiem, jak to będzie wyglądało w czerwcu i lipcu - zakończył.
Źródło: tvn24.pl, Czarno na Białym
Źródło zdjęcia głównego: TVN24