My tymi lekami steroidowymi hamujemy pobudzenie układu odporności, dzięki temu uzyskujemy dobre efekty - mówił w programie "Wstajesz i wiesz" w TVN24 doktor Paweł Grzesiowski, pytany o ocenę odkrycia brytyjskich naukowców, którzy potwierdzili klinicznie skuteczność leku na COVID-19. Specjalista do spraw profilaktyki zakażeń odniósł się także do aktualnej sytuacji epidemicznej w Polsce.
506 nowych zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2 potwierdziło w środę Ministerstwo Zdrowia. To o 99 przypadków więcej niż we wtorek. Od początku pandemii w Polsce na COVID-19 zachorowało już 30 701 osób.
W środę zmarło kolejnych 14 osób, liczba zgonów wzrosła do 1286.
O ocenę stanu pandemii w Polsce był pytany we "Wstajesz i wiesz" w TVN24 doktor Paweł Grzesiowski, specjalista ds. profilaktyki zakażeń. - My jesteśmy dopiero na pierwszym okrążeniu pandemii i pamiętajmy o tym. Nawet najbardziej zaatakowane kraje są jeszcze na pierwszym okrążeniu tego wyścigu, oczywiście w różnych miejscach tego toru - stwierdził gość TVN24.
- Z całą pewnością świat jeszcze będzie miał kłopot z koronawirusem. Widać to chociażby na zupełnie świeżym ognisku epidemicznym w Pekinie, gdzie mamy nieznane źródło pochodzenia i już ogromną ilość obostrzeń, która została wprowadzona - mówił Grzesiowski. - To każdego dnia może się zmieniać, wirus jest takim czynnikiem zakaźnym, który jest bardzo dynamiczny i w tej chwili nieprzewidywalny - dodał.
CZYTAJ WIĘCEJ: Powrót COVID-19 do chińskiej stolicy >>>
Grzesiowski: pogubiliśmy te cele, które były pierwotnie
Grzesiowski, pytany o ocenę znoszenia restrykcji, stwierdził, że "mamy kłopot z przekazem, z komunikacją społeczną". - Ja uważam, że te obostrzenia, które zostały wprowadzone w marcu, były potrzebne i miały korzystny wpływ na to, co się stało później, czyli na małą liczbę zachorowań. Polska jest jednym z krajów, który uniknął tego dramatu marcowego i nie było sytuacji zablokowanych szpitali, brakujących respiratorów i dramatu ludzi umierających, którym nikt nie był w stanie udzielić pomocy - mówił gość poranka TVN24.
Grzesiowski ocenił, że teraz "pogubiliśmy te cele, które były pierwotnie i wydaje się, że to jest ten główny problem przekazu, że choroba COVID-19 jest chorobą dwóch biegunów". - Na jednym biegunie mamy bezobjawowych młodych ludzi, którym trudno się dziwić, że mając wirusa i nie mając objawów, bagatelizują ten problem - stwierdził. - Na drugim biegunie mamy chorych umierających w szpitalach, ale w ciszy, nikt ich nie pokazuje. Oni umierają pod respiratorami, nie mogą mówić, duszą się i odchodzą na tego samego wirusa - mówił Grzesiowski.
- Mamy taki problem poznawczy, że ta sama cząstka zakaźna w jednym przypadku może być całkowicie bezobjawowa, a w innym przypadku spowodować śmierć - dodał.
"Wyniki są jaskrawie pozytywne"
Gość poranka TVN24 skomentował także odkrycie brytyjskich naukowców, którzy ogłosili, że deksametazon jest pierwszym lekiem, którego skuteczność przeciw COVID-19 została potwierdzona klinicznie. Zdaniem Światowej Organizacji Zdrowia to "naukowy przełom".
W ocenie Pawła Grzesiowskiego "wyniki są tak bardzo jaskrawie pozytywnie, że nierozsądne byłoby niestosowanie w tej chwili deksametazonu, oczywiście we wskazaniach, które zostały opracowane na podstawie tych badań klinicznych". Doktor przypomniał, że "to nie jest nowa koncepcja". - My stosujemy w medycynie steroidowe leki przeciwzapalne od wielu lat. Ja tylko przypomnę, że na początku pandemii Chińczycy stosowali sterydy w innych dawkach i były bardzo złe wyniki - mówił Grzesiowski.
- Pamiętajmy, że COVID-19 to jest choroba naszego układu odporności - mówił doktor. - Dwie osoby, które dostaną taką samą dawkę zakaźną wirusa, jedna zareaguje katarem albo w ogóle, druga wysoką gorączką, dusznością i zapaleniem płuc - stwierdził. - Za ten przebieg odpowiada rozbudzony bardzo silnie układ odporności i my tymi lekami steroidowymi hamujemy to pobudzenie, dzięki temu uzyskujemy dobre efekty - wyjaśniał Grzesiowski.
"To zaproszenie do nowej fali epidemicznej"
Specjalista ds. profilatyki zakażeń ocenił także możliwy rozwój pandemii w sezonie wakacyjnym. - Wirus czeka tylko na okazję, żeby przenieść się z jednego człowieka na drugiego, ponieważ wiele osób jest bezobjawowych - powiedział Grzesiowski. - Wybierając się na wycieczkę z jakąś inną osobą i będąc z nią w bardzo bliskim kontakcie w zamkniętych pomieszczeniach, źle wentylowanych zatłoczonych miejscach, będziemy narażeni na zakażenia. Zresztą myślę, że te zakażenia już w tej chwili się dzieją - stwierdził immunolog.
Paweł Grzesiowski ocenił, że "efekty statystyczne zobaczymy za jakieś dwa tygodnie". - Pamiętajmy, że okres wylęgania wirusa i choroby COVID-19 to jest około 5-7 dni - przypomniał Grzesiowski. - Osoby, które teraz się zarażają, odnotujemy w statystykach za tydzień, a zgony za kolejne dwa, trzy. Efekty tych mocno rozluźnionych zaleceń są widoczne z opóźnieniem i to mnie martwi, bo to będzie środek wakacji, na przykład końcówka lipca - mówił gość "Wstajesz i wiesz". - Wtedy może się okazać, że część planów wakacyjnych i urlopowych zostanie przerwana, bo zostaną wprowadzone ponownie jakieś ograniczenia - dodał.
Doktor przyznał, że "bardzo się obawia tych rozluźnień, gdzie można się spotykać masowo". - To jest moim zdaniem zaproszenie do nowej fali epidemicznej, która może być dużo gorsza niż ta w marcu - podsumował immunolog.
Źródło: TVN24