W czasie pandemii bezcenna staje się pomoc ozdrowieńców. Niestety, z kolejnych miast docierają informacje o tym, że osocza od nich brakuje. Z każdym dniem zapotrzebowanie rośnie. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Szpitalne zasoby lekarstwa, którym jest osocze z przeciwciałami koronawirusa, nie zależą od bogactwa kraju czy decyzji polityków. Ciężko chorzy pacjenci polegają na dobrej woli ozdrowieńców. - Na dobrą sprawę mnie to nic nie kosztuje, krew już oddawałem wcześniej, osocze pierwszy raz ale, jeśli ja mogę komuś pomóc czy kogoś uratować w ten sposób, to czemu nie? - mówi dawca osocza Mateusz Orysiak.
Do informacji o zakażeniu koronawirusem mieszkańca z Gdańska doprowadził fałszywie pozytywny wynik osoby z jego otoczenia. Zanim okazało się, że jednak nie jest zakażona, pan Mateusz zdążył zrobić wymaz. Trzy dni po pozytywnym wyniku testu zaczęły się objawy grypopodobne, a później trzytygodniowa utrata smaku i węchu.
Pracownicy centrów krwiodawstwa ozdrowieńców, którzy oddają osocze, nazywają "bohaterami współczesności". - Nie znamy poziomu przeciwciał w momencie poboru, dlatego pobieramy osocze od wszystkich chętnych, którzy spełniają kryteria i którzy zgłaszają się do nas, żeby to osocze oddać. Natomiast przeciwciała określamy dopiero post factum - mówi Wiktor Tybulski, dyrektor Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Gdańsku.
Rezerwy regionalnych centrów krwiodawstwa nie zawsze są w stanie spełnić prośby szpitali, które zgłaszają zapotrzebowanie na przeciwciała dla pacjentów konkretnych grup krwi. Często zmuszeni są jeździć do innych miast albo odpowiedzieć, że materiału nigdzie nie ma.
- Procedura trwa od 30 do 50 minut. Nie boli. Jest bardzo miła obsługa - mówi ratownik medyczny i dawca osocza Piotr Walczak. Aby zostać dawcą osocza z przeciwciałami koronawirusa, trzeba być ozdrowieńcem, czyli osobą, która chorowała i wyzdrowiała albo kimś, kto przeszedł zakażenie bezobjawowo, a o infekcji wie z posiadanych we krwi przeciwciał. Podstawowe warunki to wiek między 18. a 60. rokiem życia oraz waga powyżej 50 kilogramów. Wykluczające są niektóre przewlekłe choroby, takie jak zapalenie wątroby lub nerek, choroby zakaźne oraz przebyta transfuzja krwi lub jej składników. Centra krwiodawstwa proszą jednak o nie dyskwalifikowanie się samemu i o telefon, by upewnić się, czy warto przyjść na pobranie.
- Im wyższe jest miano przeciwciał, tym oczywiście jest lepiej, bo to jest efekt jakby neutralizujący tego wirusa. Natomiast w obecnej sytuacji korzystamy już z zapasów, w których miano jest niższe niż parę miesięcy temu - mówi doktor Dariusz Średziński, zastępca dyrektora do spraw medycznych w Regionalnym Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Białymstoku.
"Osoby, które poradziły sobie z zakażeniem, wytwarzają przeciwciała neutralizujące"
Takimi "zapasami" mogą się stać również przeciwciała pobrane od pacjentów bezobjawowych, którzy zrobili testy serologiczne. Oddać osocze mogą od dwóch tygodni po badaniu. - Myślę, że osoba, która jest zdrowa, która przeszła chorobę w sposób nie bardzo ciężki, jest lepszym dawcą niż osoba, która jest wyczerpana i która może mieć też inne zaburzenia w organizmie niż te pochodzące z samej infekcji - uważa wirusolog profesor Krystyna Bieńkowska-Szewczyk.
Jak mówią lekarze, w leczeniu długo utrzymującej się choroby osocze każdego zakwalifikowanego dawcy to skarb. - Osoby, które poradziły sobie z zakażeniem, wytwarzają przeciwciała neutralizujące, czyli to jest cały zestaw przeciwciał, coś czego nie uzyskamy samą szczepionką - zwraca uwagę profesor Joanna Zajkowska z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku.
Numery telefonów, pod którymi można przejść wstępną kwalifikację i umówić się na pobranie osocza, znajdują się na stronach regionalnych centrów krwiodawstwa.
Źródło: TVN24