Jesteśmy jedynym państwem w Europie, a może i na świecie, w którym rządzący zajmują się wyborami, a nie zdrowiem i życiem Polaków - przekonywał w "Kawie na ławę" w TVN24 Bartosz Arłukowicz (PO). - Jestem niesłychanie zażenowany faktem, że muszę rozmawiać, czy przeprowadzać wybory pocztowe w Polsce - mówił Michał Kamiński (Koalicja Polska). - Jeżeli głosowanie korespondencyjnie miałoby wiązać się z narażaniem życia i zdrowia ludzi, to takiego głosowania nie będzie - odpowiadał wiceszef Kancelarii Prezydenta Paweł Mucha.
Goście "Kawy na ławę" w TVN24 dyskutowali o tym, co z wyborami prezydenckimi. Europosłanka Prawa i Sprawiedliwości Joanna Kopcińska powiedziała, że "przedstawione zostały przynajmniej dwie propozycje". - Głosowanie korespondencyjne oraz propozycja pana premiera Jarosława Gowina (zmiana konstytucji i wydłużenie kadencji prezydenta - przyp. red.). Na ten temat odbędzie się dyskusja w poniedziałek w Sejmie - mówiła.
Przypomniała, że w styczniu tego roku marszałek Senatu Tomasz Grodzki spotkał się z szefową amerykańskiej Izby Reprezentantów Nancy Pelosi. - Podkreślał wówczas w rozmowie, że jest to spotkanie osób, które łączą wspólne wartości, fundamenty demokracji. A Dzisiaj pani Nancy Pelosi namawia w Stanach Zjednoczonych do głosowania korespondencyjnego - mówiła Kopcińska.
Pytana, co zrobić z faktem, że brakuje chętnych do zasiadania w komisjach wyborczych, była rzeczniczka rządu Mateusza Morawieckiego odpowiedziała: - Dzisiaj za wcześnie na takie rozmowy, ponieważ w poniedziałek rozpoczyna się posiedzenie Sejmu, gdzie przedstawione są dwa projekty, które wskazują na pewne rozwiązania sytuacji, w której się znaleźliśmy.
PiS w ramach noweli specustawy dotyczącej koronawirusa złożył poprawki do Kodeksu wyborczego, które rozszerzały możliwość głosowania korespondencyjnego na osoby po 60. roku życia oraz znajdujące się kwarantannie. Później politycy tego ugrupowania złożyli do laski marszałkowskiej osobny projekt ustawy, zgodnie z którym wszyscy obywatele mieliby możliwość głosowania korespondencyjnego w wyborach prezydenckich. Następnie klub PiS złożył autopoprawkę, zgodnie z którą wybory te miałyby zostać przeprowadzone wyłącznie w formie korespondencyjnej. W poniedziałek Sejm w głosowaniu ma zdecydować o wprowadzeniu tego punktu do porządku obrad.
Jeszcze w piątek poseł Porozumienia Kamil Bortniczuk, pytany, czy wchodzące w skład Zjednoczonej Prawicy Porozumienie poprze wprowadzenie głosowania korespondencyjnego, oświadczył, że partia Jarosława Gowina zagłosuje przeciw temu rozwiązaniu, a konkretnie przeciw wprowadzeniu tego rozwiązania już na wybory prezydenckie 10 maja. Wcześniej sam Gowin mówił, że zgodzi się tylko na taki termin wyborów, który jest "bezpieczny z punktu widzenia zdrowia i życia Polaków".
"Jesteśmy jedynym państwem w Europie, a może i na świecie, w którym rządzący zajmują się wyborami"
Były minister zdrowia Bartosz Arłukowicz (Platforma Obywatelska) zaznaczył w "Kawie na ławę" w TVN24, że "jesteśmy jedynym państwem w Europie, a może i na świecie, w którym rządzący zajmują się wyborami, a nie zdrowiem i życiem Polaków".
- Ja panią zapraszam do szpitala w Gryficach. Tam od czterech dni jest zamkniętych sto osób i wykonano 30 testów. Zapraszam panią do Domu Pomocy Społecznej w Mazowieckiem, gdzie siedzi 60 osób, z czego większość to starsi ludzie, którym nie ma kto podać leków i wody - mówił Arłukowicz do Joanny Kopcińskiej. - Zajmijcie się ratowaniem ludzi, a nie wyborami. Jesteśmy owładnięci tym, żeby te wybory przeprowadzić, bo kieruje wami strach - ocenił.
- Proszę przekazać prezesowi (PiS Jarosławowi - przyp. red.) Kaczyńskiemu, że poza jego willą jest świat normalnych ludzi, zwalnianych pracowników z pracy, matek siedzących w domach ze swoimi dziećmi, przerażonych tym, co będzie jutro i pojutrze, chorych ludzi w szpitalach, których dzisiaj już nie ma kto leczyć, bo zaraziły się kolejne oddziały - mówił Arłukowicz.
"Głosy wysłane, być może przez ludzi chorych, na być może zakażonym papierze, ktoś też będzie musiał policzyć"
Wicemarszałek Senatu Michał Kamiński (Koalicja Polska) zauważył, że "dzisiaj bardzo wielu ludzi wierzących po raz w swoim życiu nie pójdzie na Niedzielę Palmową, dzisiaj bardzo wielu z was zastanawia się, czy w poniedziałek będą mieli pracę i pieniądze".
- O tym, że sytuacja w Polsce jest nadzwyczajna, że dzisiaj Polacy boją się o swoje miejsca pracy i przede wszystkim o swoje zdrowie, wiedzą w Polsce wszyscy poza prezesem partii, który Polską rządzi, który twierdzi, że nie ma w Polsce przesłanek do wprowadzenia stanu wyjątkowego - mówił Kamiński.
- Ja jestem niesłychanie zażenowany faktem, że ja dzisiaj z panią Kopcińską muszę rozmawiać o tym, czy pani chce przeprowadzać wybory pocztowe w Polsce, bo Nancy Pelosi chce przeprowadzić wybory pocztowe w Stanach Zjednoczonych. Pani Witek to nie jest Nancy Pelosi, a Polska to nie są Stany Zjednoczone - zaznaczył.
Nawiązał do dymisji prezesa Poczty Polskiej Pawła Sypniewskiego. W piątek poinformowano, że jego obowiązki przejmie Tomasz Zdzikot, do tej pory wiceminister obrony i bliski współpracownik szefa MON Mariusza Błaszczaka. Tego dnia Zdzikot wszedł do rady nadzorczej spółki, a następnie dostał delegowany do pełnienia funkcji prezesa.
- Na wieść o tym, że wy macie przeprowadzić wybory pocztowe, podaje się do dymisji wasz człowiek, prezes Poczty Polskiej, człowiek tak lojalny wobec waszej ekipy, znający Pocztę Polską jak mało kto. Stwierdził najwyraźniej, że nie można ich przeprowadzić - mówił.
Kamiński podkreślał, na czym polegają wybory korespondencyjne w Bawarii (na ten przykład powołują się politycy PiS) i w Stanach Zjednoczonych. - Tam jest skorelowana lista adresowa z listą wyborców - mówił. Wskazywał, że w Polsce sytuacja jest inna. - Bardzo wielu naszych widzów mieszka w mieszkaniach, które kupili z drugiej ręki i bardzo często wyjmujemy z naszych skrzynek listy skierowane do ludzi, którzy mieszkali u nas pięć lat temu - wyjaśniał.
I dodał: - Głosy wysłane, być może przez ludzi chorych, na być może zakażonym papierze, ktoś też będzie musiał policzyć.
Decyzja w sprawie wyborów "będzie można podejmować w połowie kwietnia"
Wiceszef Kancelarii Prezydenta Paweł Mucha powiedział, że "nie ulega żadnej wątpliwości, że kwestie związane z życiem i zdrowiem Polaków są absolutnym priorytetem, a na drugim planie - kwestie związane także z konsekwencjami społeczno-gospodarczymi".
Pytany, dlaczego w takim razie Sejm się tym nie zajmuje, tylko będzie się zajmował sprawami wyborów, Mucha odpowiedział, że w harmonogramie prac Sejmu "jest punkt, który dotyczy informacji prezesa Rady Ministrów na temat sytuacji epidemiologicznej".
- Jeżeli mówimy o sytuacjach prawnych, to mamy dzisiaj obowiązującą konstytucję i dwie możliwości, jeżeli chodzi o zmianę terminu wyborów. Jedną z takich możliwości jest kwestia zmiany konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej. Drugą formułą - co by wymagało porozumienia wszystkich sił politycznych, czy co najmniej ich większości - byłoby wprowadzenie stanu nadzwyczajnego - mówił.
Jednak jak dodał, "w przypadku stanu nadzwyczajnego musimy sobie powiedzieć, że godzimy się na ograniczenie bardzo daleko idące praw obywatelskich, w wyższym stopniu niż to ma dzisiaj miejsce wobec stanu epidemii".
Ocenił, że decyzje w sprawie wyborów "będzie można podejmować w połowie kwietnia, mając świadomość tego, jakie są okoliczności".
Zandberg: jeżeli ktoś chce zorganizować wybory w szczycie epidemii będzie mieć krew ludzi na rękach
- Z pewnym zażenowaniem wysłuchałem tych refleksji pana ministra Muchy - powiedział lider Lewicy Razem Adrian Zandberg. - Chcę powiedzieć bardzo jednoznacznie: jeżeli ktoś chce zorganizować wybory niezależnie od tego, czy w lokalach wyborczych czy korespondencyjnie, w szczycie epidemii, to jest idiotą pozbawionym wyobraźni i będzie mieć krew ludzi na rękach - skomentował.
Podkreślał, że "teraz mamy do czynienia z klęską żywiołową". - Mamy w konstytucji narzędzie, które pozwala na to, żeby radzić sobie z tą nadzwyczajną sytuacją i jest nim ogłoszenie stanu klęski żywiołowej. I na tym powinny się skończyć te zupełnie żenujące rozważania na temat tego, czy organizować wybory - dodał Zadnberg.
- Jeżeli chce ktoś chce je zorganizować przy pomocą poczty, to niech porozmawia ze związkami zawodowymi na poczcie, związkami zawodowymi listonoszy i usłyszy od nich, że to jest po prostu niemożliwe do zrealizowania w taki sposób, który nie będzie zagrażał życiu i zdrowiu ludzi - mówił.
Według niego, "ktoś, kto chce organizować wybory w szycie epidemii "chyba się z koniem na łby pozamieniał".
Paweł Mucha odpowiedział Zandbergowi, że "jeżeli miałoby głosowanie korespondencyjnie wiązać się z narażaniem życia i zdrowia ludzi, to takiego głosowania nie będzie". - Natomiast nikt z nas nie jest w tym gronie wirusologiem - dodał.
"W tym momencie mamy troszkę większe problemy"
Artur Dziambor z Konfederacji ocenił, że "w tym momencie mamy troszkę większe problemy niż wybory". - W ciągu ostatnich czterech dni zniknęło z mapy Polski ponad 20 tysięcy firm - zaznaczył.
- I to tym powinniśmy zajmować się na następnym posiedzeniu Sejmu i o tym powinniśmy rozmawiać. Po rozum do głowy powinno pójść Prawo i Sprawiedliwość, które w tym momencie nie słucha w ogóle przedsiębiorców, tylko słucha swoich partyjnych specjalistów, którzy z prowadzeniem działalności zazwyczaj nie mają nic wspólnego - skomentował.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24