Ośrodki zewnętrznej kwarantanny przeznaczone dla ludzi, którzy nie mają warunków do odbycia jej w domowej, lokowane są między innymi w szkolnych internatach. Okazuje się, że w części z nich nie można stworzyć warunków izolacji, więc ludzie w takich miejscach martwią się o swoje bezpieczeństwo i alarmują, że kwarantanna w nich jest fikcją. Materiał Artura Zakrzewskiego.
Relacje z zamkniętych ośrodków kwarantanny w Polsce zaskakują. Bywa w nich jak na koloniach. W Bydgoszczy ośrodek kwarantanny mieści się w internacie jednej ze szkół. Oprowadził nas po nim zdalnie pewien tymczasowy lokator, który pragnie pozostać anonimowy.
Przekonywał, że w ośrodku dochodziło do spotkań przebywających tam ludzi. - Przy papierosie, czy na korytarzach przy posiłkach. Jakaś tam świetlica z telewizorem - mówi rozmówca reportera TVN24. - Na cały ośrodek był jeden czajnik do podgrzania wody. Tam ludzie schodzili, korzystali z tego - kontynuuje. - Niektórzy tutaj chodzą razem na papierosy. Palą, spotykają się, rozmawiają, biegają po piętrach - dodaje.
"Część wspólna jest najgorsza, czyli toalety i prysznice"
Po protestach tego mężczyzny, listach do sanepidu i mediów wprowadzono między innymi zakaz chodzenia między piętrami i wspólnego odbierania posiłków. Ale jest coś, co ciągle łączy tu wszystkich. Z toalet i łazienki na jednym piętrze ma korzystać co najmniej 10 osób.
- Część wspólna jest najgorsza, czyli toalety i prysznice. Już w tej chwili nigdzie nie chodzę. Tylko do toalety idę - mówi mężczyzna i przyznaje, że myje się w pokoju - Woda jest dostarczana w butelkach - dodaje.
Nasz rozmówca z Bydgoszczy zapewnia także, że widział kilkoro ludzi wywożonych z tego ośrodka karetkami.
Czy to prawda? Reporter TVN24 zapytał o to bydgoski sanepid, ale stamtąd odesłano go do Urzędu Wojewódzkiego, gdzie pomimo starań nie uzyska odpowiedzi w tej sprawie.
"Mijamy się na korytarzu, korzystamy z jednej łazienki"
W Kielcach ludzie poddani kwarantannie w jednym z tamtejszych internatów również zaalarmowali media i urzędników, którzy po tym postanowili wstrzymać przyjęcia kolejnych osób. Konrad Więch spędził tam cztery dni.
- Po spotkaniu w łazience człowieka, który był pewnie mocno przeziębiony. Stwierdziłem, że bez sensu jest korzystanie ze wspólnych łazienek i ubikacji. Starłem się o przeniesienie - mówi. Mężczyzna wymógł na Sanepidzie pozwolenie na wyprowadzkę do mieszkania, które przy pomocy znajomych wynajął w mieście. - Własnym samochodem, pod eskortą policji, przenosiłem się na inne miejsce kwarantanny - wyjaśnia.
Jak przyznaje pan Kondrat, gdyby okazało się, że na kwarantannę trafił zdrowy, w takich warunkach mógłby się zakazić od innych osób przebywających w obiekcie. - Cieszę się, że udało się do tego, że nie będą tam przyjmowane już nowe osoby - dodaje.
"Mijamy się na korytarzu, korzystamy z jednej łazienki"
Na poszczególnych piętrach internatu - jak wynika z przesłanych do nas nagrań - osoby odbywające tam kwarantannę mają do dyspozycji jeden prysznic. Jeszcze w piątek, anonimowo, o sytuacji w ośrodku opowiadał nam jeden z mężczyzn przebywających na kwarantannie w kieleckim internacie.
Przyznaje, że spotyka w ośrodku innych ludzi. - Mijamy się na korytarzu, korzystamy z jednej łazienki. Jednej umywalki, jednej toalety - mówi Więch.
Dlaczego urzędnicy wybrali takie miejsce na kwarantannę, gdzie nie ma mowy o koniecznej izolacji? Urząd wojewódzki nie odpowiedział na pytania reportera TVN24. Nie wiadomo więc także, dokąd przenoszeni są ludzie, którzy tam przebywali i ile osób tam przebywało.
Dyrektor ośrodka martwi się plotkami
W ośrodku rekolekcyjnym w Mikoszewie nad zatoką gdańską na warunki nikt nie narzeka, choć nie oznacza to wszystko jest idealnie.
Jak obiekt wygląda w środku, pokazał pan Jarosław. Miał on do dyspozycji swój pokój i łazienkę. Chwalił sobie także posiłki, które podawane były osobom na kwarantannie.
Dziwić może to, że osoby z kwarantanny wychodzą tu na spacery. Dyrektor obiektu ksiądz Marek Witkowski oraz urzędnik z powiatu zapewniali, że jest zgoda na indywidualne spacery po ośrodku.
Przez ośrodek przewinęło się już kilkadziesiąt osób. Księdza dyrektora martwią plotki na temat ludzi z kwarantanny. - Pisze się nieprawdę, że grupa młodzieży, która przebywała tu na kwarantannie chodzi sobie po wsi i robi zakupy w sklepach. To jest po prostu kłamstwem - mówi.
"Jedyny moment, kiedy jesteśmy na korytarzu to wtedy, kiedy obywamy jedzenie"
Pani Magdalena ze swoim partnerem kwarantannę odbywają w jednym z hoteli nad zalewem zegrzyńskim. - Pokój jest trzyosobowy. Jestem tu tylko z moim chłopakiem - wyjaśnia. Jak dodaje, mają także do dyspozycji dużą łazienkę.
Poddani są oni jednak całkowitej izolacji. - Jedyny moment, kiedy jesteśmy na korytarzu to wtedy, kiedy obywamy jedzenie - przyznają.
"To uchybienia, które wymagają poprawy"
Na pytania dotyczące materiału odpowiadał w programie "Koronawirus. Raport" poseł Porozumienia, lekarz i były prezes Narodowego Funduszu Zdrowia Porozumienia Andrzej Sośnierz.
- To uchybienia, które wymagają poprawy. Izolacja musi być skuteczna i prawdziwa. To tak trochę po polsku: zrobimy, ale będziemy przymykali oko. Przede wszystkim do kwarantanny izolacyjnej trzeba dobrać ośrodki, gdzie są osobne łazienki. Mamy chyba wystarczająco hoteli, sanatoriów i internatów, aby zapewnić bazę, która będzie spełniała rygory - zaznacza.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24