Samo zachorowanie na COVID-19 to jedno. Jest jeszcze zespół pocovidowy, który atakuje też najmłodszych. Naukowcy zbierają dane, analizują, prowadzą statystyki i dochodzą do wniosku, że wpływ na to, jak przejdziemy przez chorobę, może mieć nasze pochodzenie. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Pojawia się kilka tygodni po przebytym COVID-19, atakuje dzieci i młodzież. Na całym świecie jest coraz więcej przypadków PIMS - pediatrycznego wieloukładowego zespołu zapalnego, zwanego dziecięcym zespołem pocovidowym. - Zespół pocovidowy to stan zapalny wielu części naszego ciała. Organizm jest atakowany z wielu stron. I serce, i płuca, i przewód pokarmowy – tłumaczy lekarz Michał Podgórski z Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.
Ponad połowa wymaga leczenia w warunkach intensywnej opieki medycznej
Pediatra i immunolog Elżbieta Berdej-Szczot z Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach informuje, że pierwsze doniesienia na temat PIMS pojawiły się pod koniec kwietnia w Wielkiej Brytanii. Wtedy duszności czy silne bóle brzucha łączono z chorobą Kawasakiego. Dziś naukowcy już nie mają wątpliwości, że ten cały katalog objawów, jak wysoka gorączka, wysypka czy zapalenie spojówek, to oznaka zespołu pocovidowego.
Dziecko mogło przejść zakażenie bezobjawowo. - Z opublikowanych do tej pory danych wynika, że około 60 procent dzieci z tą chorobą wymaga leczenia w warunkach intensywnej opieki medycznej – zwraca uwagę dr Magdalena Okarska-Napierała z Kliniki Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Z kolei wirusolog profesor Krystyna Bieńkowska-Szewczyk mówi, że dzieci z PIMS mają zdecydowaną trudność w oddychaniu i to rzutuje na cały organizm. - Bo jak nie oddychamy normalnie, to wszystko, co jest związane z wysiłkiem z obroną organizmu przed infekcjami, nie funkcjonuje poprawnie – dodaje.
O przypadkach takich dzieci w ostatnich dniach informowano w Indiach czy Stanach Zjednoczonych. Według badań opublikowanych w naukowym magazynie "The Lancet" do lipca na całym świecie odnotowano 662 przypadki PIMS. Teraz po kolejnej fali pandemii te statystki pójdą w górę.
- Najlepsze dane mamy na podstawie tego, co się dzieje w USA. Tam na milion zakażonych dzieci zachorowało nieco ponad tysiąc – mówi doktor Magdalena Okarska-Napierała. Amerykańskie Centra Kontroli i Prewencji Chorób informują, że od początku pandemii zespół pocovidowy w Stanach Zjednoczonych zdiagnozowano u 1163 pacjentów.
"Perspektywa, że siedmiolatek będzie kontrolowany do końca swojego życia, jest niepokojąca"
To dzieci w wieku od roku do 14 lat. Zachorowały 2-4 tygodnie po przejściu COVID-19. 20 z nich w wyniku PIMS zmarło. Co ciekawe zdecydowana większość chorujących dzieci była pochodzenia latynoskiego lub afroamerykańskiego. - Mamy mało doniesień, jeśli chodzi o rasę azjatycką – zwraca uwagę Elżbieta Berdej-Szczot.
To naukowcom od razu podsuwa myśl, że w przypadku zachorowalności na PIMS znaczenie może mieć pochodzenie czy rasa. Na Uniwersytecie Harvarda sprawdzają, czy u podstaw leżeć mogą uwarunkowania genetyczne. - Być może to dziecko chorowało wcześniej na jakąś inną chorobę, być może jest genetycznie jakoś obciążone – zastanawia się prof. Krystyna Bieńkowska-Szewczyk. Wciąż wiele badań przed nami i wiele naukowej niepewności. Przede wszystkim dotyczącej powikłań. Według publikowanych badań zespół pocovidowy może prowadzić do niewydolności nerek czy serca.
- Tego nie jesteśmy w stanie na razie rozpoznawać, ale boimy się, jakie będą przyszłościowe konsekwencje - mówi Michał Podgórski. - Jednak to są młodzi ludzie i taka myśl i perspektywa, że siedmiolatek będzie musiał być kontrolowany do końca swojego życia z powodu na przykład wady serca, która się rozwinie, jest dla nas niepokojąca – dodaje. W Polsce zespół pocovidowy obecnie leczony jest u kilkunastu dzieci między innymi w Krakowie.
Patryk Rabiega
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24