Kiedy wycinamy deszczowe lasy w Amazonii, przygotowujemy sobie niezłe problemy na przyszłość, także jeśli chodzi o możliwości rozwoju epidemii – powiedział w "Faktach po Faktach" profesor Jacek Juszczyk. Zwrócił uwagę, że na rozwój chorób zakaźnych wpływają zmiany klimatyczne, które doprowadzają do migracji zwierząt i zbliżania się ich do siedlisk ludzkich.
Od przeszło roku świat walczy z pandemią COVID-19. W tym czasie koronawirusem SARS-CoV-2, którego obecność po raz pierwszy potwierdzono w chińskim Wuhanie, zakaziło się już przeszło 114 milionów ludzi. Walkę z COVID-19 przegrało ponad 2,5 miliona osób.
Między innymi o to, czy dzięki obecnej pandemii ludzkość nauczy się reagować z wyprzedzeniem na ewentualne nowo rozwijające się wirusy i czy uda się wyeliminować czynniki epidemiotwórcze, pytany był w "Faktach po Faktach" specjalista chorób zakaźnych profesor Jacek Juszczyk, były kierownik Katedry i Kliniki Chorób Zakaźnych Akademii Medycznej w Poznaniu.
"Nie możemy patrzeć na problem pandemii wyłącznie jako na problem medyczny"
- Proszę spojrzeć na problem historycznie. Pandemie są, były i będą, ale człowiek przetrwał. Natomiast sytuacja zmienia się od pewnego czasu, kiedy okazało się, że zmiany dotyczące klimatu i ekologii spowodowały poważne zaburzenia, jeśli chodzi o kontakty pomiędzy ludźmi a zwierzętami. My i zwierzęta bardzo się przybliżyliśmy - ocenił profesor Jacek Juszczyk.
Gość "Faktów po Faktach" zwrócił uwagę, że "wszystkie koronawirusy pochodzą od zwierząt, 60 procent chorób zakaźnych jest pochodzenia odzwierzęcego". - Kiedy wycinamy deszczowe lasy w Amazonii, przygotowujemy sobie niezłe problemy na przyszłość, także jeśli chodzi o możliwości rozwoju epidemii - powiedział.
- Dzisiaj nie możemy patrzeć na problem pandemii wywołanej przez koronawirusa jako wyłącznie na problem medyczny. Jest to problem, w którym dochodzi do wielkiego odsłonięcia naszych braków organizacyjnych, zaniedbań, a poza tym braku wyobraźni - ocenił profesor.
"Niestety, jak jest wojna, to są uciążliwości"
Profesor Juszczyk pytany był również o zachowania części społeczeństwa, która ignoruje nakaz zasłaniania ust i nosa czy też uchyla się od stosowania do innych obostrzeń pandemicznych, podważając zagrożenie płynące z koronawirusa.
Odpowiadając, gość TVN24 przywołał fragment preambuły do polskiej konstytucji: "my, Naród Polski - wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, (…) równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego - Polski". - Dlaczego to przytoczyłem? Dlatego że musimy pamiętać, iż problem jakichkolwiek chorób zakaźnych roznoszących się drogą endemiczną, pandemiczną, w wysokim stopniu zależy od stosunku potencjalnej ofiary do możliwości bycia zarażonym - powiedział.
Jego zdaniem "nie możemy lekceważyć sobie tego, co wypracowała medycyna przez całe wieki doświadczeń". - Proszę zwrócić uwagę, że kiedy pojawiła się nowa pandemia, to pierwsze postępowania, które wdrożono, były takie same jak w XVI, XVII czy XVIII wieku - wskazał profesor Juszczyk, wymieniając zalecenia izolacji, dystansu społecznego czy zasłanianie ust i nosa.
- Musimy sobie uświadomić, że mamy przede wszystkim powinności wobec bliźnich. Nie możemy pozwolić sobie na to, żeby zaniedbywać to, co wydaje się uciążliwe. Niestety, jak jest wojna, to są uciążliwości - dodał.
"Ludzie muszą przypomnieć sobie pewną ważną prawdę"
Profesor Juszczyk zwrócił uwagę, że "nasze społeczeństwo, jak i społeczeństwa bardzo wielu krajów na świecie, prawdopodobnie musi przygotować się na poważne zmiany, które nastąpią po pandemii".
- Myślę sobie, że ludzie muszą przypomnieć sobie pewną ważną prawdę: jeżeli się uważa, że można uprawiać taki sam sposób bycia jak przed pandemią, to głęboko się mylimy - oświadczył.
"W czasach, kiedy pojawił się HIV, walczyliśmy przede wszystkim z zacofaniem i ciemnotą"
Profesor Juszczyk wspominał walkę z innymi epidemiami, które dotknęły ludzkość w ostatnich dekadach. Mówił między innymi o epidemii ospy, która wybuchła we Wrocławiu w latach 60. - Epidemia ospy dotarła do Wrocławia na skutek skomplikowanych okoliczności i została wzięta pod kontrolę państwa opresyjnego, które nie pytało o nic obywatela. Izolowało, zamykało, zrobiło kordon sanitarny i sobie poradziło - mówił.
- Byłem bardzo zaangażowany w problem zwalczania zakażeń HIV i AIDS. Ta epidemia powinna jeszcze być świeża w naszej pamięci. Proszę zwrócić uwagę, jaka jest kolosalna różnica - powiedział profesor.
Jak dodał, "w tamtych czasach dochodziło do nagannych zachowań bliźnich wobec bliźnich". - Ludzie byli stygmatyzowani. To wtedy, chociaż wówczas tego tak nie nazywano, narodziło się określenie, które dziś ujmujemy w skrótach literowych LGBT, mimo że przecież wiadomo było, że AIDS przenosi się także drogą heteroseksualną - zwrócił uwagę.
Jego zdaniem, różnica między pandemią HIV oraz COVID-19 wynika z "problemu intymności chorób zakaźnych". - To [AIDS - przyp. red.] dotyczyło naszej sfery prywatnej, a problem koronawirusa jest problemem otwartym, o którym dyskutujemy bez najmniejszego wahania. Dobrze czy źle, ale mówimy otwarcie. W czasach, kiedy pojawił się HIV i AIDS, walczyliśmy przede wszystkim z zacofaniem i ciemnotą - oświadczył gość "Faktów po Faktów".
Źródło: TVN24