Skoro ówczesny minister i wiceminister zdrowia mówili, że nawet diabłu wytargaliby z gardła respiratory, to jak zrozumieć sytuację, w której nie sięgnęli po 200 sztuk, które właściwie leżały na stole? - pytał dziennikarz "Czarno na białym" TVN24 Piotr Świerczek, twórca reportażu "Jak Polska respiratory kupowała". Zdaniem Szymona Jadczaka z tvn24.pl prokuratura, która powinna zbadać tę sprawę, dalej jest na "początkowym etapie".
W szczycie pandemicznego chaosu, gdy w szpitalach brakowało podstawowego sprzętu, Ministerstwo Zdrowia podjęło decyzję, że ratujące życie respiratory kupi od byłego handlarza bronią. 1200 urządzeń miał dostarczyć do końca czerwca. Tak się jednak nie stało. Choć prywatna firma otrzymała od rządu ponad połowę pieniędzy - prawie 160 milionów złotych - to do ministerstwa dotarło zaledwie 200 respiratorów. Niemal w tym samym czasie Polska, dzięki staraniom prezydenta Andrzeja Dudy, mogła bezpośrednio od amerykańskiego producenta kupić 200 urządzeń, ale znacznie taniej. Ministerstwo z oferty nie skorzystało.
W czym polski handlarz bronią jest lepszy od amerykańskiego koncernu? O tym opowiedział Piotr Świerczek w reportażu dla "Czarno na białym". OGLĄDAJ W INTERNECIE REPORTAŻ "JAK POLSKA RESPIRATORY KUPOWAŁA" >>>
Dwie oferty na respiratory
W czwartkowej rozmowie na antenie TVN24 Piotr Świerczek zwrócił uwagę na deklarację ówczesnego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego oraz jego zastępcy Janusza Cieszyńskiego, którzy w czasie kwietniowego szczytu pandemicznego deklarowali, że "nawet diabłu wytargaliby te urządzenia i inny sprzęt medyczny z gardła". - To jak zrozumieć tę sytuację, gdzie mieliśmy te 200 [amerykańskich] respiratorów właściwie na stole i wystarczyło właściwie po nie sięgnąć? - pytał reporter "Czarno na białym".
- Zacznijmy od kalendarium. Najpierw podpisaliśmy umowę z Andrzejem Izdebskim, czyli handlarzem bronią. To było 14 kwietnia. 15 kwietnia rezygnujemy z tak zwanego kontraktu unijnego, dlatego że według Unii pierwsze respiratory do nas spłyną dopiero w lipcu i sierpniu. No a my liczyliśmy na szybką dostawę właśnie w kwietniu i maju - tłumaczył.
Jak opisywał dalej, w maju pojawia się kolejna oferta "właśnie ze strony amerykańskiej, uzyskana dzięki staraniom polskiego prezydenta po telefonicznej rozmowie z Donaldem Trumpem". - Sprawa trafia do dużej amerykańskiej agencji, która zajmuje się kwestiami związanymi z różnego typu kryzysami w USA. Ta agencja zapewnia, że może dostęp do takich respiratorów Polsce ułatwić - mówił dziennikarz.
Resort zdrowia nie skorzystał z tej okazji. - I tu pojawia się tłumaczenie Ministerstwa Zdrowia, dlaczego w zasadzie ich nie wzięliśmy - dodał.
Jedna osoba, miliardowe kontrakty, duży kraj
- Te negocjacje miały rzekomo przeciągnąć się do czerwca, a wtedy sprawa przestała być pilna - kontynuował Świerczek. Przypomniał jednak, że "cały czas miał to być dla nas priorytetowy zakup i nie wiedzieć czemu te negocjacje aż tak długo trwały, zwłaszcza, że amerykańska firma General Electric była gotowa nam je sprzedać już z dostawami w czerwcu".
- Trudno zrozumieć, gdzie więc jest brak tej konkretnej oferty, skoro padła liczba, kwota i data dostawy - wskazał reporter "Czarno na białym". Jak dodał, rozmawiał na ten temat z byłym wiceministrem Januszem Cieszyńskim, który prowadził wszystkie negocjacje w sprawie dostaw sprzętu medycznego do walki z pandemią COVID-19.
Cieszyński odmówił wystąpienia przed kamerą.
- Może to jest klucz. Skoro jedna osoba prowadziła wszystkie najważniejsze kontrakty, to może ją to zwyczajnie... może nie przerosło, ale było to dla niej za dużo. Jedna osoba, miliardowe kontrakty, duży kraj. Dlaczego nie wspomógł jej system? Dlaczego te zakupy nie zostały objęte szczególną opieką? - dopytywał Świerczek.
Bezrefleksyjne zaufanie?
- Skoro Andrzej Izdebski, a wydaje się, że zaufaliśmy tej umowie na 1241 respiratorów od byłego handlarza bronią, nie dostarczył tych respiratorów w kwietniu, w maju, to mogliśmy podejrzewać, że coś może być nie tak - zwrócił uwagę Piotr Świeczek.
Jak tłumaczył, "pierwsze respiratory od byłego handlarza bronią zaczęły spływać na początku czerwca i to było zaledwie 60 sztuk". - 140 kolejnych to był początek lipca. Więc skoro w maju była oferta z terminem dostarczenia na połowę czerwca, to czemu się na to nie decydujemy? Czemu bezrefleksyjnie ufamy człowiekowi, który nawet jeśli miał kilka transakcji związanych ze sprzętem medycznym na koncie, to nie był jakimś wiarygodnym partnerem wiele lat działającym na tym rynku? - pytał dalej.
- Ale co najważniejsze, nie był producentem tego sprzętu. A my przecież prowadziliśmy w tamtym czasie negocjacje z amerykańskim producentem, który te respiratory miał - podkreślił.
Co z pieniędzmi za respiratory?
Dziennikarz TVN24 odniósł się do kwoty, którą od ministerstwa uzyskał były handlarz bronią. - 160 milionów złotych to spora suma. Trzeba przypomnieć, skąd ona się wzięła. Ministerstwo Zdrowia podpisało taką to umowę, że firma Andrzeja Izdebskiego otrzymuje stu lub 65-procentowe przedpłaty - wyjaśniał.
- Temu można się nie dziwić, bo mamy sytuacje krytyczną, państwa wyrywają sobie zębami te respiratory... No to dobrze, płacimy sporo, płacimy przedpłatami, ale ten towar mamy. Ale jak się okazało, wcale go nie dostaliśmy - podkreślił.
Jak dodał, "niektóre przedpłaty Andrzej Izdebski zwrócił, właśnie za te kontrakty, które miały być zrealizowane w kwietniu i w maju, no ale wszystkie pieniądze na konta ministerstwa nie wróciły, a to jest ponad 60 milionów złotych".
"Respiratorów nie ma, pieniędzy nie ma, śledztwo jest na jakimś początkowym etapie"
Dziennikarz tvn24.pl Szymon Jadczak, który również pisał o sprawie zakupu respiratorów, został na antenie zapytany o to, jak prokuratura zajmuje się sprawą respiratorów zamawianych przez Ministerstwo Zdrowia, o co wnioskowali politycy Koalicji Obywatelskiej. Odpowiedział, że "najkrócej można powiedzieć, że nijak". - W tej sprawie się dalej nic nie zmieniło, nic się nie ruszyło. Trwają, jak to mówią prokuratorzy, czynności - tłumaczył.
- Respiratorów nie ma, pieniędzy nie ma, śledztwo jest na jakimś początkowym etapie. Tutaj ze strony prokuratury, ze strony służb nie ma się co spodziewać jakiegoś przełomu w najbliższym czasie - dodał.
Pytany o to, czemu resort nie skorzystał z amerykańskiej propozycji, Jadczak odpowiedział, że "może prezydent Donald Trump był mniej przekonywujący niż Andrzej Izdebski, handlarz bronią z Lublina". - Ciężko zrozumieć w tej sprawie bardzo wiele rzeczy. Jeszcze ciężej, dlatego że ministerstwo w ogóle nie odpowiada na nasze pytania - powiedział reporter tvn24.pl.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24