W Lex pilot kluczowe jest nie tylko to, co oglądamy w telewizji. Zwłaszcza jeden artykuł budzi kontrowersje, bo bez zgody sądu daje wgląd w to, co wysyłamy przez komunikatory internetowe i w mailach. Dodatkowo daje służbom wiedzę, gdzie wtedy byliśmy. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Władza o obywatelach wciąż chce wiedzieć więcej. Ustawa, nad którą pracuje Sejm zakłada, że służby będą mogły pobrać dane identyfikujące użytkownika w sieci - np. numer IP, informacje, skąd przesyłał wiadomości, kiedy to zrobił i gdzie wtedy był. Wszystko bez zgody sądu.
- Informacje będą przechowywane przez rok, tylko po to, by służby mogły w tych informacjach grzebać i wyszukiwać wszystko, co ich zainteresuje na nasz temat – mówi Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon.
- Ta ustawa zamiast wdrażać unijne przepisy, wprowadza takie, które są z tym prawem niezgodne – uważa Arkadiusz Marchewka z Platformy Obywatelskiej. - To jest prawo powszechnej inwigilacji – ocenia Krzysztof Gawkowski z Lewicy.
PiS chce większych uprawnień dla służb
Ustawa pierwotnie powstała po to, by odpowiedzieć na unijne wytyczne - potem doszły większe uprawnienia dla służb. - Politycy partii rządzącej lubią mieć tego typu narzędzia w ręku, po to, żeby mieć narzędzia do walki politycznej – ocenia Adam Szłapka z Nowoczesnej.
Zebrane dane pozwalają np. na odtworzenie pewnych sieci powiązań i komunikowania się. A to w niektórych przypadkach wystarcza do postawienia określonych tez. - Tam jest 400 przepisów, a przez dwa tygodnie żaden przedstawiciel rządu nie znalazł czasu, żeby się spotkać z członkami komisji sejmowej – mówi Gawkowski.
Obawy o nadużywanie narzędzi do inwigilacji
Odkąd ustawa została skierowana do komisji - dwa tygodnie temu - faktycznie czasu nie znalazł. W międzyczasie do projektu wpłynęły autopoprawki. - To jest próba dania sobie narzędzi prawnych do tego, z czego już korzystają na co dzień – uważa Szłapka.
Przewodniczący speckomisji przekonuje, że o żadnej inwigilacji mowy nie ma i dodaje, że wszystko wprowadzane jest jedynie z myślą o bardziej efektywnych działaniach funkcjonariuszy. - Przestępcy mają coraz bardziej wyrafinowane sposoby komunikowania i chodzi o to, by kontrolować przestępców, czy też jakieś grupy terrorystyczne – zapewnia Waldemar Andzel z Prawa i Sprawiedliwości.
- To jest pierwsza władza po 80. roku, która użyła broni, broni cybernetycznej przeciwko własnym obywatelom – twierdzi Marcin Kierwiński z Platformy Obywatelskiej.
PiS już narzędzi do inwigilacji nadużywał - wykorzystując do tego Pegasusa. Na czele służb stoją ludzie, którym zdaniem opozycji, ufać po prostu się nie da. - Które już raz zostały skazane przez polski sąd za przekroczenie uprawnień, właśnie za wykorzystywanie tego typu narzędzi – przekonuje Kierwiński.
Wątpliwości wokół artykułu 43
Magdalena Sroka z Porozumienia na wyjaśnienia polityków PiS, że służby też muszą mieć wgląd do nowych komunikatorów używanych przez przestępców, odpowiada, że takie możliwości już są: - Na podstawie przepisów, które dziś obowiązują w Polsce. Jest to tak zwana kontrola operacyjna.
Wątpliwości dotyczą też artykułu 43. ustawy. Według części prawników ten zapis może skutkować tym, że służby będą miały także wgląd do treści wysyłanych poprzez komunikatory.
- Boję się, że w praktyce może to oznaczać wprowadzanie tak zwanych "back doorów", tylnych wejść dla służb, albo ograniczanie możliwości szyfrowania komunikacji – ostrzega Klicki.
Projekt ustawy ma być teraz rozpatrywany na kolejnym posiedzeniu sejmowej komisji cyfryzacji – w czwartek.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Adobe Stock