Trwa kontrola, która ma dać odpowiedź czy Alvin Gajadhur - były szef Inspekcji Transportu Drogowego i były minister infrastruktury, a obecnie społeczny doradca prezydenta Andrzeja Dudy - skończył kurs i zdał wymagający państwowy egzamin dla inspektorów transportu. Wątpliwości są efektem dyskusji, która miała miejsce na posiedzeniu sejmowej komisji infrastruktury.
Posiedzenie komisji, w ostatnią środę, zostało zwołane na wniosek posłów opozycji. Zażądali oni od ministra infrastruktury by przedstawił im szczegółowe informacje “na temat bieżącej działalności kontrolnej oraz dalszego rozwoju Inspekcji Transportu Drogowego”.
Dało to pole do zaskakującej dyskusji o zawodowym wykształceniu Gajadhura, który kierował ITD między 2017 a 2024 rokiem, by następnie wejść do dwutygodniowego rządu Mateusza Morawieckiego jako minister infrastruktury.
Posiedzenie komisji infrastruktury rozpoczęło się od wystąpienia Rafała Webera, posła PiS, wiceministra infrastruktury w rządach PiS w latach 2019-2023, który jako przedstawiciel wnioskodawców referował wątpliwości opozycji co do funkcjonowania ITD pod nowym kierownictwem. W samych superlatywach wypowiadał się natomiast na temat poprzedniego szefa Inspekcji Transportu Drogowego - Alvina Gajadhura. Stwierdził, że przyjeżdżające w ostatnich latach zagraniczne delegacje były pod wrażeniem skuteczności działań inspekcji. Wskazywał, że była to zasługa siedzącego obok niego Gajadhura, który teraz jest społecznym doradcą prezydenta Andrzeja Dudy i w takiej samej roli pomaga klubowi PiS.
Jest jednym z pierwszych inspektorów, którzy ukończyli kurs w pierwszej grupie inspektorów, którzy później realizowali swoje obowiązki na drogach.
Poseł PiS mówił o trwającym 80 dni kursie, zakończonym wymagającym państwowym egzaminem, który miał miejsce w 2002 roku tuż po utworzeniu ITD. Uczestnicy pierwszej edycji czują się elitą formacji, która została powołana do kontroli transportu na krajowych drogach.
- To powód dumy. Trzeba było włożyć ogromną pracę na wykładach i ćwiczeniach oraz na samym egzaminie. W naszym środowisku nikt z tego nie żartuje - tłumaczy tvn24.pl jeden z byłych pracowników inspekcji.
Do słów posła Webera w niespodziewany sposób odniósł się Artur Czapiewski, który od 10 stycznia tego roku pełni obowiązki Głównego Inspektora Transportu Drogowego.
- Chciałem na wstępie parę słów komentarza co do słów pana posła Webera odnośnie doświadczenia mojego poprzednika. Gwoli wyjaśnienia chcę powiedzieć, że byłem uczestnikiem kursu inspektorskiego w 2002 roku. Na żadnym wykładzie nie pamiętam żeby Alvin Gajadhur uczestniczył. Nie pamiętam jego uczestnictwa w ćwiczeniach praktycznych, które się odbywały. Nie pamiętam jego uczestnictwa na egzaminie państwowym, który kończył to szkolenie - powiedział posłom Artur Czapiewski. Swojego poprzednika nazwał "Nikodemem Dyzmą inspekcji transportu”.
Zareagował na to sam Alvin Gajdhur, aktualny doradca prezydenta Andrzeja Dudy. - Chciałem odnieść się do słów mojego następcy, który powiedział tutaj kłamstwo. Jeśli pan pełniący obowiązki nie pamięta czegoś to trzeba skorzystać z porady lekarskiej, zażyć jakieś leki. (...) Uczestniczyłem w pierwszej edycji kursu dla kandydatów na inspektorów transportu drogowego, zdałem egzamin państwowy zarówno teoretyczny, jak praktyczny. Mam na to stosowne dokumenty - ripostował Gajadhur.
Już po posiedzeniu - na swoim profilu w serwisie X, dawnym Twitterze - opublikował dokument potwierdzający zdanie egzaminu państwowego.
Według informacji tvn24.pl - potwierdzonych oficjalnie w ITD - trwa teraz kwerenda dokumentów, które mają dać odpowiedź na pytanie czy Alvin Gajadhur rzeczywiście uczestniczył w kursie a następnie w egzaminie. Jeśli nie będzie takich dokumentów, a także świadków, to inspekcja skieruje zawiadomienie do prokuratury. - Nie było możliwości zdania tego egzaminu bez obecności na ćwiczeniach i wykładach - usłyszeli dziennikarze tvn24.pl od jednego z przedstawicieli inspekcji. - Alvin był zawsze rzecznikiem prasowym, nikt go na drodze podczas kontroli nie widział - dodaje nasz rozmówca.
BMW w służbie Inspekcji
Na posiedzeniu komisji posłowie usłyszeli, że jedno zawiadomienie dotyczące działalności Alvina Gajadhura jako szefa ITD trafiło już wcześniej do prokuratury. Chodzi o dwa przetargi w których inspekcja kupiła łącznie 33 samochody marki BMW 330i xDrive, od tego samego dilera.
Posłowie dowiedzieli się, że auta te najprawdopodobniej wkrótce zostaną przekazane do policji.
- Kupiono bardzo szybkie auta, które zgodnie z zamówieniem miały być wyposażone w wideorejestratory. Tyle, że ostatecznie wyposażono je w ręczne mierniki prędkości, z wykorzystaniem których nie można dokonywać pomiarów prędkości podczas patrolowania dróg - mówi nam pracownik ITD.
Przedstawiciele inspekcji wskazują, że już sam pomysł był błędem. Dlatego, że głównym zadaniem inspekcji jest kontrola ruchu ciężarówek. Do tego nie są potrzebne auta z przyśpieszeniem poniżej 7 sekund do prędkości 100 kilometrów na godzinę.
Wątpliwe są także podstawy prawne do urządzania przez inspektorów pościgów na autostradach, wzorem nieoznakowanych radiowozów policji.
Potwierdza to również analiza dokumentu zawiadomienia do prokuratury, który jest w posiadaniu redakcji tvn24.pl. - Analiza pracy załóg pojazdów (...) wskazuje średni wskaźnik kontroli na poziomie 2,5 kontroli dziennie. Powyższe wskazuje na całkowicie niezasadne przygotowanie i przeprowadzenie postępowania o udzielenie zamówienia publicznego przez GITD”.
Wynika z tego, że auto kosztujące - z wyposażeniem dodatkowym - kilkaset tysięcy złotych byłoby wykorzystywane w ITD do wykonania nieco ponad dwu kontroli dziennie.
Przepłacone auta?
Zawiadomienie do prokuratury dotyczy podejrzenia popełnienia przestępstwa przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków, określonego w artykule 231 kodeksu karnego.
Autorzy wskazują w nim również na cenę BMW, która “znacznie przewyższała cenę rynkową”. Z lektury tego dokumenty wynika, że obydwa przetargi wygrał ten sam dealer marki BMW. W pierwszym przetargu zaoferował swoje auta za 218 tysięcy złotych a w kolejnym już za 314 tysięcy złotych.
Samochody - tak z pierwszego, jak drugiego przetargu - dostarczył w tym samym 2023 roku. Czyli z jednej strony - w ocenie nowego kierownictwa ITD - inspekcja kupiła auta drożej, niż wynosił cennik dla indywidualnego klienta. Z załączonego do zawiadomienia dokumentu wynika, że wchodząc do salonu klient mógł wyjechać takim BMW za 220 tysięcy złotych a nie 318 tysięcy złotych, które zapłaciła za te auta Inspekcja.
Podejrzenia nowego kierownictwa ITD budzą również ceny wyposażenia dodatkowego tych aut, np. wartych po niemal 80 tysięcy złotych mierników prędkości. Prokuratura jeszcze nie podjęła decyzji czy w tej sprawie zostanie wszczęte śledztwo.
W odpowiedzi na te zarzuty, były Główny Inspektor Transportu Drogowego, Alvin Gajadhur, stwierdził, że są one całkowicie bezpodstawne.
- Wszystkie zakupy były realizowane przy stosowaniu publicznych procedur przetargowych, wygrywała najkorzystniejsza oferta. Dofinansowanie unijne wyniosło 85 procent. Nadzór nad wszystkimi postępowaniami sprawowało Centrum Unijnych Projektów Transportowych, jak i ministerstwo funduszy. Na wszystkie zakupy mieliśmy zgodę, na organizowanie przetargów z takim wyposażeniem samochodów - zapewnił Gajadhur
- W jednym przetargu zgłosił się dealer Skody i dealer BMW, BMW było tańsze. W drugim przetargu zgłosił się tylko dealer BMW, więc nie wiem, gdzie tutaj obecny główny inspektor transportu drogowego widzi nieprawidłowości, bo wszystko było kontrolowane przez Instytucję Pośredniczącą i Instytucję Zarządzającą - dodał.
Były szef GITD podkreślił, że "priorytetem było zapewnienie bezpieczeństwa inspektorom i to, żeby samochody mogły być w efektywny sposób wykorzystywane w trakcie patrolowania niebezpiecznych miejsc".
Źródło: tvn24.pl