27 posłów PiS może wkrótce mieć problem z prokuraturą. Stanie się tak, jeśli komisja etyki poselskiej uzna, że przedstawiając fałszywe zwolnienia z obrad Sejmu chcieli wyłudzić po 300 zł - tłumaczy na łamach "Gazety Wyborczej" marszałek Sejmu Bronisław Komorowski.
- To sprawa dla prokuratury - uważa marszałek Komorowski. Tego samego zdania są cytowani przez gazetę karniści. - Nie ma na co czekać. Prokuratura powinna się zająć sprawą z urzędu, nie czekając na doniesienia - tłumaczą.
Prokuratura jednak nie powzięła dotąd żadnych kroków. - To dla nas niezręczna sytuacja. Łatwo byłoby nam zarzucić, że działamy na polityczne zlecenie. - mówi anonimowo jeden z warszawskich prokuratorów.
Pogrzeby, choroby, dzieci
Sprawa dotyczy 27 posłów PiS, którzy 11 lipca wyszli z obrad Sejmu. Twierdzili wówczas, że marszałek Sejmu łamie prawo, nie zezwalając na kolejną przerwę.
Jak przypomina "Gazeta Wyborcza", część z nich próbowała usprawiedliwić nieobecność "ważnymi względami". To wszystko, by nie tracić 300 zł za uczestnictwo w obradach - pisze dziennik.
Posłowie pisali m.in. o pogrzebie w odległym mieście, opiece nad dziećmi i chorobach w rodzinie. Wicemarszałek Sejmu Jarosław Kalinowski już dopatrzył się wielu sprzeczności z oświadczeniami.
- Musimy być konsekwentni - sugeruje prof. Andrzej Adamski z Wydziału Prawa Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. - Albo chcemy mieć państwo prawa, albo nie. To jest przestępstwo ścigane z urzędu - dodaje.
Źródło: Gazeta Wyborcza