"Wings for life" to niedzielna impreza, z której dochód zostanie przekazany fundacji finansującej badania nad leczeniem urazów rdzenia kręgowego. A nadal jest to wyzwanie, z którym - mimo zaawansowanych technologii - medycyna nie jest w stanie sobie poradzić. I nadal nikt nie odkrył w pełni tajemnicy rdzenia kręgowego, który raz przerwany, nigdy już się nie regeneruje.
Uszkodzony rdzeń kręgowy to jedno z największych wyzwań dla współczesnej medycyny. Mimo niewiarygodnego postępu nauki, w tej kwestii lekarze nadal są bezradni. Rdzeń kręgowy jest przedłużeniem mózgu. To część ośrodkowego układu nerwowego, która przewodzi bodźce między mózgiem, a resztą ciała.
Ma kształt grubego sznura o średnicy centymetra i umieszczony jest w kręgosłupie. To on wysyła sygnały do mięśni i dzięki temu nasze ciało wprawiane jest w ruch. Rdzeń kręgowy działa po prostu, jak kabel elektryczny.
Lekarze nie są w stanie tej ciągłości przekazu przywrócić. Rdzeń kręgowy - w przeciwieństwie do innych części ciała - nie regeneruje się.
Kiedy się skaleczymy i zostanie przecięta skóra, po kilku dniach rana znika, bo organizm odbudowuje komórki skóry.
Z rdzeniem jest inaczej. Nasz organizm nie potrafi odtworzyć przerwanych włókien nerwowych. A brak połączenia między mózgiem a mięśniami prowadzi do inwalidztwa.
Tylko rehabilitacja
Do uszkodzenia rdzenia kręgowego dochodzi najczęściej na skutek tragicznych wypadków - np. skoków na główkę do zbyt płytkiej wody. Jedyną formą leczenia i powrotu do zdrowia, jaką można w tej chwili zaproponować pacjentom jest rehabilitacja. Rehabilitacja okazała się ratunkiem dla Piotra, który ponad 10 lat temu doznał urazu rdzenia kręgowego. Przeżył wypadek motocyklowy, ale stracił czucie we wszystkich kończynach.
Intensywne ćwiczenia pomogły mu usiąść na wózku i odzyskać sprawność w rękach. W przypadku nóg - to na razie niemożliwe.
- W tej chwili nie ma żadnego leczenia, są jedynie podejmowane próby scalenia rdzenia przez jakieś innowacyjne technologie, ale nic nie zostało potwierdzone klinicznie, więc rehabilitacja jest na razie jedyną formą usprawnienia - mówi Piotr Szałajko, który doznał urazu rdzenia kręgowego.
Ratunek w nosie
Nadzieją dla takich ludzi, jak Piotr Szałajko są prace naukowców. W tym miesiącu amerykańscy badacze w stanie Kentucky dokonali nieomal cudu. Dzięki opracowanej przez nich elektrycznej stymulacji rdzenia czterej mężczyźni poruszyli nogami.
Naukowcy wszczepili poniżej przerwanego rdzenia kręgowego elektryczny stymulator, który powoduje, że uszkodzona część stała się bardziej wrażliwa na sygnały pochodzące z mózgu. Amerykański eksperyment zadziałał na czterech mężczyznach. Dwóch z nich miało zachowane częściowe czucie w nogach. Ich urazy miały miejsce dwa lata temu i, jak ostrzegają lekarze, tak dobre efekty mogą nie być osiągalne w przypadkach starszych urazów. Nad inną eksperymentalną metodą pozwalającą na leczenie uszkodzonego rdzenia kręgowego pracują wrocławscy neurochirurdzy pod okiem profesora Włodzimierza Jarmundowicza z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
Ratunkiem mogą się okazać węchowe komórki glejowe. Takie komórki są pobierane z płata czołowego lub jamy nosowej, przenoszone do laboratorium, tam odpowiednio przygotowywane i wstrzykiwane poniżej miejsca uszkodzenia rdzenia - Wykonaliśmy tego typu operacje u czterech pacjentów i w pierwszym okresie chodziło nam przede wszystkim o ocenę bezpieczeństwa - mówi prof. Jarmundowicz.
Ta ocena cały czas trwa i jest zbyt wcześnie, żeby mówić o efektach. Dlaczego komórki pobierane z nosa mogą stać się ratunkiem?
Ponieważ to właśnie te komórki macierzyste mają największą zdolność regeneracji, między innymi z powodu kataru i ciągłych infekcji, które zmuszają je do odtwarzania się. Naukowcom udaje się wytworzyć komórki macierzyste, które jako neurony są w stanie funkcjonować, ale nadal nie są w stanie przekazywać impulsów, a tym samym wprawiać ciała w ruch. Czy jest zatem szansa, że ludzie z uszkodzonym rdzeniem kręgowym będą mogli kiedykolwiek chodzić? - Przypuszczam, że będzie to możliwe, ale w bardzo odległym czasie. To nie są sposoby postępowania czy leczenia, o których można myśleć w jakiejś perspektywie najbliższych lat, a może nawet dziesiątków lat - mówi prof. Tomasz Trojanowski ze Szpitala Klinicznego nr 4 w Lublinie.
Autor: MAC/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24