Jeśli spółka Petrolinvest znajdzie ropę w Rosji i Kazachstanie, pola naftowe będą ochraniać byli komandosi GROM-u. O tym, jak doborowi żołnierze wyszkoleni za grube pieniądze zostaną najemnikami, czytamy w "Dzienniku"
Petrolinvest ma już koncesję miejscowych rządów na poszukiwanie ropy. - Trwają badania sejsmiczne, firmy wykonały pierwsze odwierty, najpoważniejsze prace jednak ruszą w sierpniu i wrześniu. Jeżeli znajdziemy ropę, zaczną się inwestycje. O ochronę obiektów poprosimy Grupę GROM. Prowadzimy w tej sprawie rozmowy - mówi gazecie Paweł Grycuk, prezes firmy Petrolinvest.
Grupa GROM powstała trzy lata temu. Została założona przez byłych komandosów GROM. Pułkowik Dariusziusz Zawadka, który zosał jej prezesem, w 2003 roku dowodził szturmem polskich sił specjalnych na platformy naftowe w Iraku. W Radzie Nadzorczej Grupy zasiada ponadto Michael Sulick, były zastępca szefa ds. operacji amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA).
Obecnie Grupa GROM zajmuje się przygotowaniem ekspertyz dotyczących bezpieczeństwa w regionie. Najniebezpieczniej będzie w Kazachstaniem gdzie Petrolinvest - jeśli znajdzie tam ropę - musi wybudować od 100 do 150 km ropociągów. - To będą obiekty strategiczne narażone na ataki terrorystyczne. Najbardziej zależy nam na ochronie właśnie przesyłu ropy - tłumaczy Paweł Grycuk.
Byli komandosi jednostki specjalnej pracowali już wcześniej przy innych zadaniach. M. in. opracowywali system bezpieczeństwa dla budowanego właśnie Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie. Członkowie Grupy GROM doradzają również w sprawach bezpieczeństwa Grupie Lotos, straży granicznej i policjantom chroniącym obiekty paliwowe.
Dlaczego w ogóle oficerowie GROM-u odchodzą do cywila? - pyta "Dziennik". - Było co najmniej pięć fal odejść komandosów z jednostki. Kilkadziesiąt osób odeszło w 1999 roku po rozgrywkach politycznych wokół GROM. Marian Krzaklewski chciał wówczas przejąć kontrolę nad nią, zarządził zmianę dowództwa, nazwał GROM bagnem, a w efekcie jednostka przeszła pod kuratelę MON - tłumaczy generał Sławomir Petelicki, pierwszy dowódca jednostki. - Najwięcej osób zrezygnowało ze służby jednak w drugiej fali, kiedy minister Bronisław Komorowski obniżył pensje żołnierzom, a Sztab Generalny planował połączyć jednostkę z żandarmerią wojskową. Odejścia następnych kilkudziesięciu osób - w 2001 roku, 2003 i 2006 - były spowodowane próbami rozbicia GROMu, planami włączenia oddziału wodnego jednostki do Marynarki Wojennej, oraz chaosem spowodowanym przez zmiany dowódców - opowiada gazecie Petelicki
Według jednego z byłych oficerów jednostki, komandosi odchodzili także dlatego, że w polskim wojsku do dziś nie ma systemu finansowego, który sprawiłby, że po latach stresującej służby opłacałoby się im przejść z GROM do sztabu czy dowództw, czyli piąć się w górę armijnej hierarchii. - Na takim przejściu straciliby finansowo, wolą więc zdjąć mundury i odejść do cywila - mówi pragnący zachować anonimowość żołnierz. Odejść jest tym łatwiej, że na takich ludzi czeka dużo bardzo atrakcyjnych finansowo ofert. Interesowałem się sprawą. Amerykańska firma Blackwater za ochronę obiektów w Iraku płaci 6-7 tys. dolarów miesięcznie - zwierza się inny żołnierz. To kilka razy więcej niż można zarobić w GROM-ie - czytamy.
Źródło: Dziennik.pl, PAP