- Przewróciły mnie, leżałam twarzą do ziemi, zakryłam głowę, miałam kaptur, a resztę wszystko od dołu mi rozszarpały - relacjonuje mieszkanka podwłocławskiej Nowej Wsi, która została dotkliwie pogryziona przez psy w czasie spaceru z córką. - Byłam na pograniczu życia i śmierci, nie jestem już tą samą osobą - wyznaje w rozmowie z reporterem TVN24 Mariuszem Sidorkiewiczem.
Od czasu tragicznego zdarzenia minął prawie tydzień. Kobieta dochodzi do zdrowia w szpitalu w Bydgoszczy. Przyznaje, że fizycznie czuje się coraz lepiej, ale złe wspomnienia wracają. - Psychicznie źle się czuję, nie mogę sobie z tym poradzić - mówi pani Katarzyna.
- Nie da się tego zapomnieć, wymazać - dodaje.
"Rzuciły się na mnie"
Kobieta wspomina, że we wtorek jak zwykle wyszła na spacer z 9-miesięczną córką Marysią. Poszła w miejsce, gdzie często chodziła. Nagle otoczyły ją psy.
- Z prawej, z lewej strony, z tyłu stał pies. Nie wiem skąd, wyłoniły się po prostu, jakby czatowały - wspomina. - Zamarłam ze strachu - dodaje.
Dwa psy zaczęły szarpać ją za nogawki spodni i gryźć. Trzeci tarmosił śpiworek dziecka, które było w spacerówce. - Szarpały bardzo mocno. W pewnym momencie krzyknęłam, one zaczęły jeszcze mocniej, więc mówię: nie, jak będę krzyczeć, to je rozzłoszczę. Więc zacisnęłam się w sobie, trzęsłam się cała, znosząc ten ból - opisuje.
Gdy zdołała się uspokoić, psy na chwilę odbiegły. Wtedy spróbowała ucieczki.
- Zrobiłam dwa, trzy kroki, delikatnie i one po prostu skądś wyskoczyły i rzuciły się na mnie. Już nie byłam w stanie opanować bólu - mówi.
"Byłam na pograniczu, plątanina myśli"
41-latka próbowała odciągnąć uwagę psów od spacerówki z dzieckiem. - Odbiegłam od wózka, one mnie przewróciły, leżałam twarzą do ziemi, zakryłam głowę, miałam kaptur, a resztę wszystko od dołu mi rozszarpały - relacjonuje.
Pani Katarzyna wspomina, że cały czas słyszała płacz córki. Z bólu i przerażenia modliła się o śmierć. - Chciałam, żeby przegryzły mi aortę, żeby się szybciej wykrwawić - mówi wstrząśnięta 41-latka.
- Byłam na pograniczu, nie wiedziałam kiedy i jak to się skończy. Plątanina myśli. Wydawało mi się, że to trwało wieki, a to trwało z 20 minut do pół godziny - dodaje.
W pewnym momencie kobieta zobaczyła czyjeś buty, zauważyła też, że psy zniknęły. Pojawił się właściciel sfory. - Przyszedł z psem. Mówił, że ten mnie nie ugryzie. Zostawił mnie z nim i poszedł dzwonić - mówi. Wezwał pogotowie.
"Miałam poczucie, że umieram"
Kobieta widziała trzy atakujące psy. Zwierzęta pogryzły jej nogi, pośladki, plecy. Lekarzom udało się uratować jedną nogę, ale cały czas nie wiedzą, co będzie z drugą. Rany są na tyle poważne, że rozważana jest amputacja.
- Na razie jestem po przeszczepie skóry z jednej części na drugą, lekarze są dobrej myśli, ale za wcześnie, by mówić, co będzie dalej - mówi kobieta. - Miałam poczucie, że umieram. Ledwo mnie odratowano, do tej pory mam przetaczaną krew - opisuje.
"Nie jestem już tą samą osobą"
Matka 9-miesięcznej Marysi przeżyła horror. - Byłam na pograniczu życia i śmierci, nie jestem już tą samą osobą. Nie wiem, jak zacznę żyć. Staram się być silna dla dzieci, dla rodziny, ale boję się, że gdzieś się wszystko rozsypie, bo ja w tej chwili jestem rozsypana - przyznaje.
Podkreśla, że z natury jest energiczna i wysportowana, dlatego przywiązanie do szpitalnego łóżka jest dla niej dodatkowo uciążliwe. W domu, oprócz Marysi, czeka na nią jeszcze dwoje dzieci. - Trzyma mnie myśl, że kiedyś to się skończy, że się nic nie stanie, nie stracę nogi i zacznę żyć na nowo - wyznaje. Dodaje, że najbardziej chciała chronić swoją córeczkę. - To naturalne, każdy by ochronił dziecko, nie wyobrażam sobie, gdyby to spotkało ją. Nawet nie chcę o tym mówić - zastrzega.
Przyznaje, że dopiero po zdarzeniu dowiedziała się, iż okolica, gdzie chodziła z dziećmi na spacery była niebezpieczna, a do burmistrza i na policję trafiały skargi od mieszkańców na niezabezpieczone ogrodzenie. - Gdybym wiedziała, w życiu bym tam nie poszła - podkreśla.
41-latka nie ukrywa, że boi się powrotu do domu. - Jeżeli te psy tam będą, ja nie wyjdę z domu, nie wypuszczę dzieci. Nie wyobrażam sobie, żeby tam nadal była taka sytuacja. Ja na to nie pozwolę. Nie będę mieszkać w takim miejscu - mówi.
Zarzut dla właściciela psów
Kobieta została pogryziona we wtorek. Do wyjaśnienia sprawy policjanci zatrzymali 39-letniego właściciela pobliskiej posesji, który może być właścicielem zwierząt.
W uzgodnieniu z prokuratorem przedstawili mężczyźnie zarzut spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Grozi za to od roku do 10 lat więzienia. Policja zawnioskowała do prokuratury, by ta wystąpiła do sądu o aresztowanie mężczyzny.
Autor: db//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24