|

Śmierć w sadzie

Sad znajdował się tuż za internatem
Sad znajdował się tuż za internatem
Źródło: tvn24.pl

W kole łowieckim mówią, że zawsze był ostrożny. Innych przestrzegał: "Nie jesteś pewien? Nie strzelaj". To dlaczego strzelił w niedzielę? Dlaczego Imali nie żyje? 

Artykuł dostępny w subskrypcji

Na jabłka poszli we trzech.

Nawet się ciepło nie ubrali. Wyskoczyli przez otwarte okno, ale to parter, więc żaden wyczyn. Minęli ciemnozieloną tabliczkę z napisem: "Uwaga! Studnia" i obrośniętą zielenią bramę. I już byli w sadzie. 150 metrów od internatu, nie więcej.

Świecił księżyc.

Nagle zobaczyli światła auta. Przykucnęli. Może ze strachu? Padł strzał. Ktoś poświecił latarką, trzasnęły drzwi, samochód odjechał.

Imali zmarł w stołówce internatu, gdzie zanieśli go koledzy. W sadzie zostały jego klapki, a na polnej drodze obok sadu ślady opon i łuska.

Kilka dni później prokurator postawi 51-letniemu myśliwemu, byłemu policjantowi zarzut zabójstwa w zamiarze ewentualnym, a jego o dziesięć lat młodszemu koledze, kościelnemu i strażakowi ochotnikowi zarzut nieudzielenia pomocy i utrudniania śledztwa.

Ładnie

Kluczkowice-Osiedle to kilka niskich bloków i kilka jednorodzinnych domów. 300 mieszkańców. 10 kilometrów do Opola Lubelskiego, 60 kilometrów do Lublina.

Wieś powstała w miejscu dawnego folwarku rodziny Kleniewskich. Został po niej nawet pałac zbudowany jeszcze w pierwszej połowie XIX wieku. To w nim w 1946 roku utworzono szkołę rolniczą, którą później przekształcono w Technikum Ogrodnicze.

Przy pałacu park angielski, dużo drzew, ścieżki piesze i rowerowe, stawy. I sady.

Ładnie.

Droga z internatu do szkoły
Droga z internatu do szkoły
Źródło: tvn24.pl

Jeden z sadów należy do technikum. Drzewa rosną za internatem, w którym mieszkają uczniowie. Większość lokatorów to nastolatkowie z wymiany międzynarodowej. Szkoła od pięciu lat współpracuje z Ukrainą, od dwóch z Kazachstanem.

- Dlaczego tu przyjeżdżacie? - pytam jedną z uczennic, która w Kluczkowicach uczy się od trzech lat.

Odpowiada bez namysłu: - Za lepszą edukacją, lepszą pracą, lepszym życiem.

Lepszego życia w Kluczkowicach szukał też Imali, 16-latek z Kazachstanu. Koleżanki od razu zwróciły uwagę na jego różowe włosy.

- Niski, szczupły, fajny jest - mówi jedna z nich. - Był - poprawia się szybko.

Chciał zostać sadownikiem. Przyjechał miesiąc temu z siostrą cioteczną. Rok szkolny już trwał, Imali dotarł z opóźnieniem. Miał problemy z wizą, a w Kazachstanie też zmagają się z pandemią. Babcia pomagała mu się spakować. To ona go wychowywała.

Koleżanki z Ukrainy: - Biegał po internacie i krzyczał: "cześć, miłego dnia, dzień dobry". Myślał, że jak będzie się dobrze uczył, będzie mu tutaj lepiej. Pytałyśmy go, czy po skończeniu szkoły chce wrócić do Kazachstanu. Mówił: "nie chcę wracać, chce robić coś więcej".

Zdążył się zaprzyjaźnić.

Pracownica internatu: - Zawsze chodzili razem, we trzech. Teraz jednego już nie ma. Dziwnie.

Sad szkolny znajduje się tuż za internatem
Sad szkolny znajduje się tuż za internatem
Źródło: tvn24.pl

Cichutko

- Tu się nawet rozboje nie zdarzały. W najdziwniejszym scenariuszu nie wymyśliłbym takiego przypadku. Mogłem się spodziewać wypadku samochodowego, porażenia prądem, wypadnięcia z okna, pobicia. Czegokolwiek, ale nie sytuacji, w której ktoś, w tych godzinach, sto metrów od internatu zastrzeli młodego człowieka - mówi Lech Borkowski, zastępca dyrektora Zespołu Szkół Zawodowych w Opolu Lubelskim, do którego należy technikum w Kluczkowicach.

1 listopada w internacie było spokojnie. Niedziela, święto.

Pracownica: - Wieczorem byłam przy kolacji. Uczniowie zjedli, porozchodzili się. Część poszła do pokoi, część grała jeszcze w ping ponga albo w inne gry. Cichutko było.

Około 20 chłopcy wyskoczyli przez okno na parterze i poszli do sadu.

Pracownica internatu: - Poszli sobie po prostu jabłek urwać. Nie poszli przez drzwi, bo wychowawca na pewno by ich zatrzymał. Wyskoczyli z parteru. Jak to młodzi ludzie.

Za dnia chodzeniu na jabłka nikt się w szkole nie sprzeciwiał. Absolwentka szkoły doskonale pamięta ich smak. - W Kluczkowicach nie ma sklepu. A te jabłka były bardzo słodkie!

Poszli we trzech, w księżycowy wieczór. 

Uczennice: - Siedziałyśmy w pokoju. Nagle wbiegł jeden z kolegów i krzyczał, że na stołówce leży chłopiec. Że ktoś go postrzelił. Pobiegłyśmy tam i czekałyśmy. Czekałyśmy, aż coś powiedzą.

Wicedyrektor o wypadku mówi jednym tchem: - Byli tam chwilę. Podjechał samochód, ktoś oddał strzał, chłopcy zaczęli krzyczeć, uciekli. Ranny został jeden z uczniów. Niestety, mimo reanimacji nie udało się go uratować.

Chodzeniu na jabłka nikt się nie sprzeciwiał
Chodzeniu na jabłka nikt się nie sprzeciwiał
Źródło: tvn24.pl

Krzyk

Chłopcy powiedzą później policjantom: - Zanim samochód odjechał, ktoś z niego wysiadł i świecił latarką, ktoś słyszał nasz krzyk.

Sąsiedzi od razu zaczną podejrzewać: strzelał myśliwy. Czy to znaczy, że polowania w pobliżu internatu już się zdarzały?

Wicedyrektor: - Nie ukrywam, że czasem było słychać strzały w okolicy lasu. Człowiek nigdy się nie zastanawiał, czy myśliwi polują, czy ktoś kłusuje. Sam nieraz chodziłem na spacer wieczorem, bo tu wydawało mi się bezpiecznie.

Zachęca, żebym przeszła się do sadu. - Jest trochę zwierzyny. Można zauważyć ślady sarny, dzika, bażanty. Ale to niewyobrażalne, żeby strzelać tak blisko - mówi.

Sąsiadka: - Tu zawsze były polowania. Dzików jest dużo. Wystarczy pójść i zobaczyć, że sad cały jest zorany. Były odstrzały, myśliwi przyjeżdżali. W nocy też, ale wówczas były ostrzeżenia.

Krzysztof Kowalczyk, sołtys Kluczkowic i jednocześnie leśnik zatrudniony przez starostwo jeszcze przed zatrzymaniem podejrzanego zwracał uwagę, że od jakiegoś czasu w okolicy był problem z kłusownikami. 

- Do tragedii doszło we Wszystkich Świętych. Myśliwi w takie święta nie wychodzą na polowania. Niestety, takie okazje próbują wykorzystać ludzie, którzy bez niczyjej zgody ani wymaganych umiejętności rozpoczynają nielegalne polowanie - mówił w rozmowie z reporterem tvn24.pl krótko po tragedii. Sugerował wtedy, że być może kłusownik pomylił kucających chłopców ze zwierzyną. 

- Tej nocy warunki bardzo utrudniały rozpoznanie celu. Żadnemu myśliwemu nie wolno pociągnąć za spust bez upewnienia się, do czego celuje. Nie wolno też polować tak blisko zabudowań - dodawał.

Do zdarzenia doszło około 150 metrów od internatu
Do zdarzenia doszło około 150 metrów od internatu
Źródło: GoogleMaps

Cel

Kiedy Imali był jeszcze reanimowany, wychowawca zadzwonił po wicedyrektora Borkowskiego. To on jest opiekunem prawnym wszystkich uczniów z wymiany. Mieszka w jednym z bloków niedaleko szkoły. Przyznaje: - Myślałem, że to niemożliwe.

Pojechał do internatu.

Starsi uczniowie uspokajali młodszych. Robili im herbatę. Zabrali do swoich pokojów. Pomagali policjantom w porozumieniu się z kolegami Imaliego, którzy jeszcze nie zdążyli nauczyć się polskiego.

Uczennica: - Tej nocy w internacie nikt nie zasnął.

Czekali na informacje. Chcieli wiedzieć, czy sprawca został zatrzymany. - Baliśmy się patrzeć w okno. Baliśmy się, że do nas też ktoś strzeli.

Wiadomość od śledczych nadeszła cztery dni po tragedii.

- 51-letni myśliwy Dariusz Ch. oddał z broni myśliwskiej strzał w kierunku małoletniego. Przewidywał i godził się na to, że cel może być człowiekiem - poinformowała Agnieszka Kępka, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie. To dlatego usłyszał zarzut zabójstwa w tak zwanym zamiarze ewentualnym.

Wystrzelony przez myśliwego pocisk trafił w kucającego Imaliego. Uszkodził nerkę, wątrobę i płuca chłopca. Rany okazały się śmiertelne.

- Mężczyzna nie przyznał się do zabójstwa i składał obszerne wyjaśnienia. Ich treści nie mogę zdradzać. Przedstawiony przebieg zdarzenia będzie gruntownie sprawdzony - zaznaczyła prokurator Kępka.

postrzelenie
W związku ze śmiercią Imaliego policja zatrzymała dwie osoby
Źródło: TVN24 Łódź

Niewyobrażalne

51-latek mieszka w jednym z bloków obok pałacu. To były policjant. Jeden ze 111 członków koła łowieckiego nr 47 "Bekas" w Opolu Lubelskim. Okolice znał świetnie.

Uczniowie: - Na pewno, kiedyś się z nim spotkaliśmy. Niemal codziennie spacerujemy obok jego mieszkania. Chyba wszyscy, którzy tutaj mieszkają, wiedzą, że w pobliżu jest internat. To mógł być każdy z nas.

Wicedyrektor: - Gdyby ktoś kazał mi typować, kto strzelił do Imaliego, to nie miałbym najmniejszego pojęcia, co mogło się stać. To wręcz niewyobrażalne.

Zarzuty usłyszał też 41-letni Marcin B., kolega myśliwego, również członek koła łowieckiego nr 47 "Bekas". Na co dzień kościelny i strażak ochotnik. To on, według prokuratury, kierował samochodem.

- Jest podejrzany o przestępstwo nieudzielenia pomocy pokrzywdzonemu 16-latkowi, który znajdował się w zagrożeniu życia - informuje prokurator Agnieszka Kępka. Oprócz tego prokurator zarzuca Marcinowi B. utrudnianie postępowania karnego. W jaki sposób? Zdaniem śledczych pomagał głównemu podejrzanemu w uniknięciu odpowiedzialności karnej, uzgadniając z nim wersję zdarzeń, która nie odpowiadała temu, co rzeczywiście się stało.

- Podejrzany w toku przesłuchania przyznał się do zarzucanych mu czynów i składał wyjaśnienia. Grozi mu do pięciu lat pozbawienia wolności - informuje prokurator.

W Kluczkowicach mieszka około 300 osób
W Kluczkowicach mieszka około 300 osób
Źródło: tvn24.pl

Żal

Mimo że obaj mężczyźni są członkami koła myśliwskiego, ich koledzy nie mają wątpliwości, że 1 listopada myśliwymi nie byli.

Żaden z nich nie zgłosił, że planuje polować.

Polski Związek Łowiecki Zarząd Okręgowy w Lublinie wyjaśni później: "Choć podejrzany o popełnienie przestępstwa jest myśliwym, tragiczny wypadek nie wydarzył się podczas polowania, a podejrzany - wbrew nałożonemu na myśliwego obowiązkowi - nie zgłosił zamiaru odbycia indywidualnego polowania, a w konsekwencji nie miał prawa do użycia broni myśliwskiej".

Oświadczenie w sprawie tragedii w Kluczkowicach wydał Polski Związek Łowiecki. Podpisał je Paweł Lisiak, Łowczy Krajowy PZŁ.

"Wyrażamy głęboki żal z powodu śmierci 16-letniego obywatela Kazachstanu, który został postrzelony w Kluczkowicach w dniu 1 listopada. Cała społeczność myśliwych jest niezwykle poruszona tą tragedią. Składamy wyrazy szczerego współczucia bliskim zmarłego chłopca. Podjęliśmy kroki, aby skontaktować się z jego rodziną w celu udzielenia wsparcia".

W oświadczeniu PZŁ podkreśla, że "sprawca zdarzenia w momencie popełnienia czynu nie wykonywał polowania, lecz kłusował. Dodatkowo złamał wszelkie obowiązujące myśliwych zasady bezpieczeństwa, jak i normy etyczne".

I jeszcze: "Polski Związek Łowiecki zwrócił się do właściwego rzecznika dyscyplinarnego o podjęcie natychmiastowych działań, aby wykluczyć sprawcę z szeregów naszej organizacji".

Broń, z której miał paść śmiertelny strzał
Broń, z której miał paść śmiertelny strzał
Źródło: Lubelska policja

Kilka ciemnych plam

- Ktoś powie: "wypadki chodzą po ludziach". Ale pytanie może zadać sobie każdy, kto poluje: "co ja robię, aby było bezpiecznie?". Pomijając aspekt, że ów sprawca i jego współtowarzysz dopuścili się procederu kłusownictwa, bo nawet nie odnotowali rozpoczęcia polowania, to sprawca oddał strzał do nierozpoznanego celu, czyli strzelał do ciemnej plamy, która miała być dzikiem - mówi Mariusz Śniatowski, myśliwy. Śniatowski brał czynny udział w dyskusji o zmianach w prawie łowieckim, do którego wpisano możliwość korzystania z nokto- i termowizji przy polowaniu nocnym na dziki.

- Wielu sceptyków krzyczało, że to już nie łowiectwo, że to czysta eksterminacja. No to popatrzmy na to tragiczne zdarzenie, bez emocji, na chłodno, czysto analitycznie. Warunki: księżycowy wieczór, kilku chłopaków zrywa jabłka w sadzie. Sad jest nowego typu, drzewa niskopienne, rozstaw drzew: nie więcej niż trzy metry. Na gałęziach są jeszcze liście. Podjeżdża samochód, chłopcy kucają z nieznanego powodu. Strzelec z pewnością obserwuje przez lunetę i co widzi? Kilka ciemnych plam pod drzewem, bo nie mógł widzieć dokładniej. Mimo księżycowej aury drzewa w poświacie księżyca rzucały cień, co ograniczało rozpoznanie celu. Co dalej było, już wiemy - komentuje.

Jego zdaniem bezpieczeństwo poprawiłoby wprowadzenie w regulaminie polowań obowiązku posiadania celowników termo- lub noktowizyjnych, co ograniczyłoby zaistnienie takich zdarzeń o 99 procent.

- W chwili obecnej przy liczbie wyjść na polowania, które można liczyć w milionach, taki wypadek stanowi współczynnik promilowy, ale uważam, że nie powinno ich być wcale. Dziś technika daje nam możliwości zminimalizowania tego - powiedział.

Z oświadczenia PZŁ: "W październiku wprowadziliśmy program 'Bezpieczeństwo przede wszystkim', którego jednym z celów jest eliminacja zagrożeń. Jest nam niezmiernie przykro, że to tragiczne zdarzenie kładzie cień na dobre imię wszystkich myśliwych".

Internat w Kluczkowicach
Internat w Kluczkowicach
Źródło: tvn24.pl

Strach

Ciało Imaliego w sobotę zostało przetransportowane do Kazachstanu. Odbierze je babcia. Matka chłopca odeszła od rodziny. Ojciec nie żyje, kilka lat temu został zastrzelony.

Dariuszowi Ch. grozi od ośmiu lat więzienia do dożywocia. Jego koledzy z koła łowieckiego zapewniają, że zawsze był ostrożny. Że to właśnie on najczęściej zakazywał oddawać strzał. Mówił: "Nie jesteś pewien? Nie strzelaj".

Kilkunastu uczniów wymeldowało się z internatu. Wracają do domów. Ich rodzice boją się, że w Kluczkowicach znów dojdzie do tragedii.

Czytaj także: