Wyciek kolejnych tajnych dokumentów opublikowanych przez Wikileaks nie stanie się powodem zmian w kontaktach z amerykańskimi dyplomatami - ocenia minister obrony narodowej Bogdan Klich. Portal Wikileaks dotarł do 250 tys. akt, z czego 972 depesz pochodzi z Polski. Co znajduje się w dokumentach z Warszawy i Krakowa? Tego na razie dokładniej nie wiadomo.
W rozmowie z dziennikarzami minister Klich powiedział, że w kontaktach z Amerykanami nic się nie zmieni. Zastrzegł przy tym, że za mało wie na temat tego, co jest w opublikowanych przez Wikileaks materiałach. - Zawsze mówię o tym, co wiem, a nie czego się domyślam - powiedział dziennikarzom szef MON.
To samo, co do tej pory
Na pytanie, czy kolejny wyciek - tym razem tysięcy dokumentów z Departamentu Stanu USA - wpłynie na jego kontakty z amerykańskimi dyplomatami, szef MON odparł: - Będziemy robić to samo, co do tej pory. Polityka jest grą interesów, nie widzę żadnego powodu, żeby coś zmieniać w relacjach z naszymi partnerami amerykańskimi.
Bogdan Klich dodał, że "o tym, co rzeczywiście jest w tych materiałach", wypowie się później.
"Polskie" dokumenty
W niedzielę wieczorem media - "Guardian", "The New York Times", "Der Spiegel", "El Pais" i "Le Monde" - opublikowały pierwsze materiały i omówienia dotyczące zdobytych przez Wikileaks dokumentów. Samo Wikileaks jak do tej pory zamieściło 243 akta.
Jak wyliczył niemiecki tygodnik "Der Spiegel", wśród ujawnionych przez Wikileaks depesz amerykańskich ambasad jest 972 dokumentów z Polski. 565 depesz z Polski nosi klauzulę "poufne", 30 to materiały "tajne", jedna została zakwalifikowana jako dokument "tajny-nie dla cudzoziemców". 204 depesze przeznaczone są tylko "do użytku wewnętrznego", a 170 to dokumenty nieklasyfikowane czyli nie podlegające żadnej tajemnicy. Większość depesz dotyczy lat 2005-2009 i zostały wysłane z ambasady USA w Warszawie oraz konsulatu w Krakowie. 166 depesz pochodzi z ubiegłego roku.
Źródło: PAP