Oporna na leki superbakteria jest obecna w Polsce i staje się coraz bardziej niebezpieczna. Liczba zachorowań rośnie, a szpitale z bakterią sobie nie radzą, bo nie przestrzegają procedur sanitarnych. Brakuje personelu i pomieszczeń do izolacji. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Właśnie straciliśmy kontrolę nad superbakterią antybiotykooporną Klebsiella pneumoniae - alarmuje Najwyższa Izba Kontroli. - Między rokiem 2015 a 2016 niemal trzykrotnie wzrosło zakażenie - mówi Krzysztof Kwiatkowski, prezes NIK. Tylko w województwie mazowieckim zagrożenie wzrosło trzykrotnie.
W całym kraju ten wzrost jest niemal czterokrotny. O ile w 2015 roku w Polsce superbakterią zakaziło się 470 osób, to rok później aż 1780. Tylko w pierwszym półroczu 2017 roku były to już 2404 osoby. - Na terenie Warszawy liczba zakażeń wzrosła na tyle dużo, że Krajowy Ośrodek Referencyjny, który zajmuje się tego typu problemami, przestał podawać na bieżąco liczbę pacjentów - mówi dr Tomasz Ozorowski, prezes Stowarzyszenia Epidemioloogii Szpitalnej.
Pochodząca z Indii superbakteria pojawiła się w Polsce kilka lat temu. Łatwo przenosi się z pacjenta na pacjenta, szczególnie w szpitalnych warunkach. Dzięki mutacjom udało jej się uodpornić na większość antybiotyków. Superbakteria może wywołać nie tylko zapalenie płuc, ale też zapalenie opon mózgowych i sepsę.
- Zwłaszcza wtedy, kiedy jest krańcowe pozbawienie odporności, zwłaszcza po zabiegach przeszczepienia szpiku. Zakażenie taką bakterią może doprowadzić do śmierci w ciągu kilku godzin - ostrzega prof. Wiesław Jędrzejczak z Kliniki Chorób Wewnętrznych Hematologii i Onkologii w Samodzielnym Publicznym Centralnym Szpitalu Klinicznym w Warszawie.
To już endemia
Według NIK zakażeń jest coraz więcej, bo szpitale nie przestrzegają procedur sanitarnych, nie mają odpowiednio wyszkolonego personelu i nie są w stanie zapewnić warunków do izolacji zakażonych pacjentów.
W szpitalach bronią się, że robią co mogą, by ograniczyć zakażenia. Badają pacjentów w czasie przyjmowania do szpitala, a potem w trakcie leczenia, gdy trzeba, izolują chorych. - Cały sprzęt, który znajduje się w danej sali, łóżko, aparaty, monitory są oddawane do centralnej sterylizatorni - zapewnia prof. Anatol Panasiuk z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku.
Lekarze edukują odwiedzających i nakłaniają personel do częstszego mycia rąk, co w praktyce może oznaczać dezynfekcję nawet co kilka minut. - Wprowadzamy na terenie szpitala politykę krótkich rękawów. Krótkie rękawy ułatwiają dezynfekcję również dłoni i nadgarstków - wyjaśnia prof. Panasiuk.
Jednak zakażenia wciąż się pojawiają. Tylko w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku izoluje się 28 zakażonych pacjentów. Ministerstwo Zdrowia zapewnia, że ma sprawę pod kontrolą. - Mamy niezłe laboratoria, które diagnozują bakterie lekooporne i po drugie wdrażamy programy, które starają się uświadomić lekarzom wagę oszczędnego gospodarowania antybiotyków - mówi minister Łukasz Szumowski.
W sytuacji takiej liczby już odnotowanych zakażeń może to być za mało. Tym bardziej, że etap epidemii to już przeszłość. - Już w tej chwili możemy prawdopodobnie mówić o tak zwanej endemii, czyli trwałym zakorzenieniu się drobnoustroju. Prawdopodobnie na terenie Warszawy będzie bardzo trudno wygasić problem jego rozprzestrzenia się - alarmuje dr Ozorowski.
Autor: PTD\mtom / Źródło: tvn24