Klaudia Kazieczko, licealistka z Brodnicy, zaginęła w niedzielę 23 sierpnia 2015 roku. Dwa dni potem znaleziono jej zwłoki w jeziorze. Sekcja zwłok wykazała w jej krwi ślad pigułki gwałtu i barbitalu - silnego środka psychotropowego o działaniu nasennym. Prokuraturze nie udało się odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób substancje pojawiły się w krwi dziewczyny i sprawę umorzyła. Matka Klaudii do dziś nie pogodziła się ze śmiercią córki. Redakcji "Superwizjera" TVN przekazała odczytane przez informatyków śledczych telefony pozostawione przez nastolatkę nad brzegiem jeziora. Czy jest w nich rozwiązanie zagadki śmierci Klaudii?
Do Brodnicy, małego miasta w województwie kujawsko-pomorskim, Klaudia Kazieczko przeprowadziła się kilka lat przed śmiercią. Chodziła do jednego z brodnickich liceów, chciała studiować medycynę.
Zaginęła w wakacje w 2015 roku, w upalną, sierpniową niedzielę. Jej mama i młodszy brat ostatni raz widzieli ją wieczorem tuż przed wyjściem z domu. Powiedziała, że idzie się spotkać z koleżanką.
Do godziny chyba trzeciej nad ranem spisywano różne protokoły. Prosiłam, aby ją szukali, aby lokalizowali jej telefony, bo wiem, że coś się stało. Oni odpowiedzieli, że jest noc i muszą mieć pozwolenie z Bydgoszczy na lokalizację telefonu Jolanta Kazieczko
Jolanta Kazieczko zaczęła się niepokoić już po kilku godzinach. Nigdy nie zdarzało się, żeby córka nie odbierała od niej telefonów. Około godziny 22 zgłosiła na policję zaginięcie Klaudii. - Do godziny chyba trzeciej nad ranem spisywano różne protokoły. Prosiłam, aby ją szukali, aby lokalizowali jej telefony, bo wiem, że coś się stało. Oni odpowiedzieli, że jest noc i muszą mieć pozwolenie z Bydgoszczy na lokalizację telefonu - wspomina tamtą noc Jolanta Kazieczko.
Jak mówi, dla funkcjonariuszy w tym czasie ważniejsze było, gdzie mieszka, ile mają pokoi w domu i czy zaginięcia córki już się zdarzały. - To było ważniejsze niż lokalizacja telefonów i ratowanie mojej córki - mówi matka.
Następnego dnia na policję zgłosił się taksówkarz, który wiózł Klaudię nad jezioro Szczuka. Zeznał, że dziewczyna była uśmiechnięta i zachowywała się normalnie. Mówiła, że jedzie spotkać się z przyjaciółmi.
Po dwóch dniach od zaginięcia Klaudii policja znalazła nad jeziorem jej buty, telefony i ubrania. - Przed godziną 13 dowiedziałam się, że Klaudia nie żyje - opowiada matka nastolatki. - Wtedy ją zobaczyłam. Nie chciałam wtedy żyć. Wiedziałam, że ja też umarłam razem z nią. Mówiłam jej: zaraz do ciebie pójdę, nie będziesz tam sama - dodaje.
Płetwonurkowie znaleźli ciało licealistki około 20 metrów od brzegu. Policja wykonująca czynności na miejscu stwierdziła zgon Klaudii i zabezpieczyła pozostawione nad brzegiem jeziora jej rzeczy osobiste. Jeszcze przed znalezieniem zwłok policja założyła, że ponieważ dziewczyna nie potrafiła pływać, na pewno popełniła samobójstwo.
Następnego dnia przeprowadzono sekcję zwłok, z której wynika, że przyczyną śmierci było utonięcie. Nie stwierdzono bezpośredniego związku innych czynników ze zgonem licealistki.
Wykrycie śladów pigułki gwałtu i barbitalu
Prokurator Andrzej Kukawski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Toruniu, mówi, że "w toku oględzin sądowo-lekarskich i sekcji zwłok prokurator polecił biegłemu zabezpieczenie próbek krwi": - Próbki leżały bezpiecznie w szpitalu i były przechowywane we właściwych warunkach. Natomiast w tym przypadku stało się tak, że doszło do procesów gnilnych w tej krwi, do zmian chemicznych i nie udało się pewnych okoliczności dalej ustalić.
To właśnie wyniki badań krwi pobranej z ciała Klaudii rzucają nowe światło na to, co mogło dziać się z licealistką tuż przed jej śmiercią. We krwi Klaudii laboratorium znalazło bowiem ślady tak zwanej pigułki gwałtu i barbitalu - silnego, dostępnego jedynie na czarnym rynku, psychotropu o działaniu nasennym.
Nie wiadomo, dlaczego krew została przekazana do badań dopiero dwa tygodnie po śmierci Klaudii, ale przez to biegli w śledztwie domniemują, że substancja potocznie nazywana pigułką gwałtu wytworzyła się sama w jej krwi, już po śmierci. W śledztwie prokuratura nie wyjaśniła też, skąd w organizmie Klaudii wziął się barbital i jakie było stężenie tego psychotropu w jej krwi. Czyli nie ustalono kto i kiedy podał Klaudii barbital oraz w jakiej dawce.
Z uwagi na te okoliczności matka Klaudii wciąż podejrzewa, że nad jeziorem mogło dojść do zbrodni. Zwraca uwagę na to, że nad brzegiem znaleziono puszki po piwach i napojach energetycznych. - Myślę, że córka tu nie była sama. Być może ją odurzyli i tu zostawili. Może chcieli ją nastraszyć, a potem się stało coś i Klaudii nie ma - mówi.
"Jestem drugą ofiarą tej sprawy"
Reporterzy "Superwizjera" postanowili odtworzyć, co działo się z Klaudią przez 48 godzin przed jej śmiercią.
W tym czasie Klaudia dwukrotnie spotkała się ze swoim byłym chłopakiem, Danielem J. W aktach sprawy jest informacja o tym, że podczas ostatniego spotkania podał jej leki na ból nerek. Był w tej sprawie przesłuchiwany w charakterze świadka.
Mężczyzna w rozmowie z reporterami powiedział, że "był drugą ofiarą tej sprawy". - To jest małe miasto. Wstydziłem się wyjść na ulicę po tym, co ja przeczytałem nie tylko w prasie lokalnej, ale także "Super Express", radio o tym trąbiło, że ja się znęcałem, szantażowałem, że dosypałem jej coś - opowiadał.
Na zwrócenie uwagi, że w ciele nastolatki odkryto ślady psychotropów, odparł, że on "jej nie podawał tego w cukierkach". - No i co? Myśli pani, że psychotropy jej kupiłem? Bez recepty? - odpowiadał z kolei na uwagę, że miał jej w dniu śmierci kupować leki, co potwierdziły przesyłane między nimi wiadomości.
"Nie potrafiła rozwiązać swoich problemów uczuciowych"
- Nie wiemy naprawdę, skąd się ten związek chemiczny w jej organizmie znalazł. Barbital jest zakazany w Polsce od końca lat 90. Nie ma w sprzedaży substancji leczniczych zawierających ten związek, natomiast jest dostępny na przykład w Czechach - mówi prokurator Kukawski.
Zaprzecza, że prokuratura poniosła w sprawie klęskę. - To, że stwierdziliśmy obecność barbitalu w organizmie, jest naszym sukcesem. Natomiast to, że nie ustaliliśmy drogi, w jaki sposób ten barbital się do niej dostał albo w jaki sposób został wytworzony w organizmie, okazało się nie do końca potrzebne w dalszej części postępowania z uwagi na inne ustalenia dowodowe - mówi.
Prokuratura dwukrotnie umorzyła śledztwo w sprawie śmierci Klaudii, uznając, że licealistka popełniła samobójstwo, ponieważ "popadła w apatię, cierpiała psychicznie i nie potrafiła rozwiązać swoich problemów uczuciowych". Do takich wniosków prowadzący sprawę prokurator doszedł nie znając zawartości telefonów Klaudii, które dziewczyna zostawiła nad brzegiem jeziora, bo były zabezpieczone kodem pin i biegłemu informatykowi nie udało się odczytać ich zawartości.
Co było w telefonie Klaudii?
Matka Klaudii nie uwierzyła policyjnym specjalistom i oddała telefony córki do prywatnej firmy zajmującej się informatyką śledczą. Opowiada, że po zakończonym śledztwie dowiedziała się o hakerach, którzy są w stanie odczytać dane. - Im się udało odczytać. Zgrali mi wszystkie informacje na płycie - mówi.
Dzięki odzyskanym danym z telefonów Klaudii reporterom "Superwizjera" udało się dotrzeć do informacji, które w śledztwie mogłyby okazać się istotne dla prokuratury. Wśród wielu plików z jej telefonu jest między innymi ten z zapisem jej aktywności w internecie na kilka godzin przed śmiercią.
Ostatnie hasła, które Klaudia wpisywała w wyszukiwarce internetowej w telefonie, to "tonięcie człowieka pod wodą" i "jak popełnić samobójstwo?". Przeczytała także artykuł o mężczyźnie, który utonął kilkanaście dni wcześniej.
Jak to możliwe, że radosna i zakochana licealistka odebrała sobie życie topiąc się w jeziorze? Już po pogrzebie rodzice Klaudii podejrzewali, że ze śmiercią ich córki może mieć coś wspólnego jej były chłopak. Dzień przed śmiercią Daniel J. wysłał jej nagie zdjęcie do jej nowego partnera Tomka. To samo zdjęcie przesłał też przyjaciółce Klaudii. - Rano zadzwonił do mnie i powiedział, że zniszczy jej życie - opowiada Anna Bylewska.
Toksyczny związek
Klaudia poznała Daniela J. na dyskotece w Brodnicy kilkanaście miesięcy wcześniej. Był o dziewięć lat starszym od niej żołnierzem zawodowym, dorabiał jako ochroniarz na dyskotece.
Reporterzy "Superwizjera" przeczytali dziesiątki stron ich SMS-ów z końca ich związku. Jej wiadomości są powściągliwe, jego - długie i wulgarne. Daniel nachodził ją, obserwował jej mieszkanie, w SMS-ach szantażował emocjonalnie i poniżał.
To nie był normalny ani zdrowy związek. To bardziej przypominało toksyczny związek Kinga Breska
- To nie był normalny ani zdrowy związek. To bardziej przypominało toksyczny związek - ocenia Kinga Breska, koleżanka Klaudii. Jak mówi, Klaudia w ostatnich miesiącach swojego życia powiedziała jej, że Daniel J. jest od niej coraz dalej, "że udało się jej od niego uwolnić".
Nerwowy charakter byłego chłopaka Klaudii potwierdza matka Klaudii. - Powiedziała, że krzyczy na nią, że pojawiały się pogróżki, że jeśli nie będzie z nim, to niech lepiej się wyprowadzi, bo on za siebie nie odpowiada, że jak ma zniknąć z jego życia to tak, żeby już jej nie widział - opowiada Jolanta Kazieczko.
Kilka tygodni po rozstaniu z Danielem Klaudia poznała Tomasza J. Zaczęli się spotykać, dziewczyna szybko się zakochała, jednak na urodziny koleżanki z klasy zdecydowała się pójść sama, bez osoby towarzyszącej. Jej przyjaciółki ostatni raz żywą zobaczyły ją właśnie podczas imprezy urodzinowej Anny w piątek 21 sierpnia, dwa dni przed śmiercią.
Anna wspomina, że Klaudia w dniu jej osiemnastki "była bardzo szczęśliwa": - Dzień wcześniej u mnie nocowała i nie mogła się doczekać moich urodzin. Jak przyjechałam na osiemnastkę, to już na mnie czekała, siedziała koło mnie i było wszystko dobrze. Była uśmiechnięta, zadowolona... do momentu przyjazdu Daniela, a to było już dosyć późno.
- Wtedy widziałam ją zapłakaną i poszłam porozmawiać z Danielem, żeby wyszedł i nie psuł mi osiemnastki, żeby nie zabierał stąd Klaudii, bo się dobrze bawi. Jak poszłam z nim porozmawiać i chciałam wrócić po Klaudię, to już jej nie mogłam znaleźć - wspomina Anna. Klaudia pojechała z Danielem do jego mieszkania. Spędzili tam około trzech godzin. Mężczyzna potem zeznał, że w tym czasie uprawiali seks i rozmawiali. Około trzeciej nad ranem Daniel odwiózł ją z powrotem na imprezę.
Z urodzin odebrała ją matka. - Ona bardzo dziwnie się zachowywała. Wszyscy mówili, że nie piła alkoholu. Nie piła, bo chorowała na nadciśnienie, ale kontakt z nią był bardzo, bardzo utrudniony. Ja do niej mówiłam, a ona patrzyła w dal, łzy jej leciały. Wyglądała bardzo dziwnie. Teraz myślę, że mogła być odurzona - wspomina matka.
Ostatnia rozmowa Klaudii i Anny
Następnego dnia Daniel ponownie spotkał się z Klaudią. Skarżyła się na ból nerek i prosiła go o tabletki. Daniel twierdzi, że podał jej pyralginę. Potem mieli pojechać do jego mieszkania, gdzie mieli uprawiać seks. To wtedy Daniel zrobił Klaudii nagie zdjęcie, które później wysłał do jej nowego chłopaka oraz do jej przyjaciółki. Dwie godziny później Klaudia trafiła na oddział ratunkowy. Była senna, wymiotowała, a kontakt z nią był utrudniony. Lekarze zdiagnozowali niedobór potasu i wypisali ją do domu.
Kolejny dzień dziewczyna spędziła w domu. Spała, płakała, wymiotowała. Wieczorem zamówiła taksówkę i wyszła. Ostatnią osobą, z którą Klaudia rozmawiała przez telefon, była jej przyjaciółka Anna. - Zadzwoniła do mnie około 11 rano, była bardzo dziwna, powiedziała, że musi ze mną porozmawiać, że była u Daniela, że coś się stało, że Daniel zniszczył jej życie, że sobie z tym nie poradzi. Powiedziałam jej, że przejdziemy przez to razem, że zaraz do niej przyjadę, ale powtórzyła mi kolejny raz, że później się spotkamy - relacjonuje rozmowę Anna.
To była ostatnia rozmowa przyjaciółek. - Dopiero o godzinie 22 napisała do mnie mama Klaudii i zapytała, czy Klaudia jest u mnie, bo powiedziała jej, że idzie do mnie. A ja nic o tym nie wiedziałam – wspomina Anna.
Zanim licealistka wyszukała w internecie hasło "jak popełnić samobójstwo?", dostała od byłego partnera kilkanaście, pełnych nienawiści, wulgarnych SMS-ów, w których wyzywał ją i groził, że oprócz jej nagich zdjęć nagrał też film z jej udziałem.
"Namowa musi być wyraźna i jednoznaczna"
Daniel J. pytany o wysyłanie wiadomości z groźbami zasłonił się niepamięcią. - Nie miałem żadnego filmu. Dowiedziałem się, że mnie oszukuje. Czułem się oszukany i tak zareagowałem - powiedział reporterom. Przyznał jednak, że wysłał nagie zdjęcie licealistki nowemu partnerowi Klaudii.
Przekonywał, że nie udostępnił zdjęć w internecie, a wysłał do bliskiej jej osoby. - To był jej chłopak. Ona przed nim się rozbierała, a później się wstydziła swojego nagiego zdjęcia, tak? – mówił. Dodał jednak, że ma wyrzuty sumienia. – Muszę z tym żyć i co? Mam sobie strzelić w głowę? Ja jestem drugą ofiarą - stwierdził.
Za namawianie innej osoby do popełnienia samobójstwa lub pomoc w targnięciu się na własne życie grozi kara od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności. Zdaniem prokuratury, Klaudia funkcjonowała w swego rodzaju trójkącie miłosnym i to właśnie jej problemy emocjonalne doprowadziły ją do targnięcia się na własne życie. Śledczy stwierdzili, że Klaudię z Danielem łączyły relacje partnerskie i nie można mówić o nękaniu jej lub o nakłonieniu do samobójstwa.
- To, że Daniel J. czuje się winny moralnie z tego powodu, jest bezsporne. Na pewno jego działanie w jakimś stopniu przyczyniło się do tego, że Klaudia czuła dyskomfort psychiczny w tym czasie - mówi prokurator.
- W doktrynie prawa karnego, ze znamion tego przepisu, namowa do popełnienia czynu samobójczego musi być wyraźna i jednoznaczna. To nie może być wskazywanie na czyjeś ułomności, to nie może być wskazywanie na czyjeś błędy czy dążenie do obniżenia poczucia samowartości u tej osoby, czy nawet wywołania myśli samobójczych - dodaje.
Mam poczucie niesprawiedliwości, że on chodzi bezkarnie, służy w obronie państwa, pracuje w wojsku. To do czegoś zobowiązuje Jolanta Kazieczko
"Mam poczucie niesprawiedliwości, że on chodzi bezkarnie"
Matka Klaudii do dziś nie może pogodzić się ze śmiercią córki. Walczy z depresją. Została sama z synem. Codziennie odwiedza grób córki.
- Mam poczucie niesprawiedliwości, że on chodzi bezkarnie, służy w obronie państwa, pracuje w wojsku. To do czegoś zobowiązuje – mówi Jolanta Kazieczko. Obwinia Daniela o to, że doprowadził Klaudię do takiego stanu. - Obwiniam go też o zrobienie nagich zdjęć Klaudii i ich rozpowszechnianie, bo być może to było główną przyczyną decyzji Klaudii. Zabrał jej plany, marzenia, życie jedną nieprzemyślaną myślą, jednym ruchem – mówi.
Kartka na osiemnaste urodziny
W tym roku Klaudia skończyłaby 22 lata. Prokurator, umarzając śledztwo w sprawie jej śmierci, stwierdził, że licealistka wcześniej nie miała problemów psychicznych, nie leczyła się psychiatrycznie ani odwykowo, miała dobry kontakt z matką.
Kilka tygodni przed śmiercią zrobiła prawo jazdy, chciała wyjechać z Brodnicy na studia. Swoje ostatnie, 18. urodziny obchodziła w sali weselnej pod Brodnicą. Podczas tej imprezy rodzina Kazieczków zrobiła sobie pamiątkowe, jak się później okazało, ostatnie wspólne zdjęcie.
Matka Klaudii pokazała kartkę, którą dostała od córki w dniu jej osiemnastych urodzin: "Osiemnaście lat minęło jak jeden dzień. Przepraszam za zszarpane nerwy, nieprzespane noce. Dziękuję za przekonanie, że największym darem w życiu jest matczyna miłość. Dziękuję, że znosiłaś to, czego nie sposób było znieść. Że robiłaś coś z niczego. Że dawałaś mając puste kieszenie. Że kochałaś, gdy kochać się mnie nie dało. Że robiłaś rzeczy niemożliwe, bym tylko ja była szczęśliwa. To ty przytulałaś, gdy świat okazał się zły. Tłumaczyłaś, jak robić, jak żyć. Dziękuję ci mamo za zwyczajne sprawy, uśmiech, zrozumienie, dni zabawy. Twoja córeczka Klaudia".
- Teraz to takie pożegnanie od niej - mówi matka.
Autor: asty, akw / Źródło: Superwizjer TVN
Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer TVN