Jerzego w punkcie szczepień rozpoznali lokalni dziennikarze. Martyna i Ela zaliczają tu praktyki, a Daniel przyszedł, bo nie mógł wytrzymać bez ludzi.
Jerzy Undro, rocznik 1947. Jest najstarszym wolontariuszem w Netto Arenie, największym punkcie szczepień w Szczecinie.
Małgorzata, salowa: - Pan Jurek? Ooooo, to jest bardzo fajny facet. Bardzo mi się podoba, jak pracuje. Ogarnięty, umie zarządzić ludźmi, nikt mu się nie sprzeciwia. On chyba jakimś wojskowym był, bo kiedyś coś o wojnie wspominał…
Bogna Bartkiewicz, rzeczniczka prasowa punktu, śmieje się: - Było tu ostatnio jakieś spotkanie z dziennikarzami. Ktoś do mnie podchodzi i mówi zaaferowany: ty, widziałaś, kto tam u was jest w żółtej kamizelce?! Jerzy Undro!
Jest tu pięć dni w tygodniu po sześć godzin dziennie.
Jerzy pisze CV
- Jurek zadzwonił do mnie i po prostu zapytał, czy może zostać wolontariuszem – opowiada Bogna Bartkiewicz, rzeczniczka.
Aby dostać angaż, musiał oficjalnie zwrócić się do dyrektora szpitala na szczecińskich Pomorzanach. - Miałem napisać CV. Kiedyś mówiło się na to po prostu życiorys. Nie pisałem czegoś takiego od lat przecież – mówi.
Napisał tak:
Chciałbym zgłosić swój akces do pracy w Waszej jednostce jako wolontariusz.
Jestem 73 letnim emerytem zawodowo wcześniej związanym przez ponad 40 lat z Centralną Agencją Fotograficzną i Polską Agencją Prasową jako dziennikarz-fotoreporter.
Przez ponad 5 lat jako korespondent wojenny uczestniczyłem w ramach misji wojskowych prowadzących działania (bojowe i humanitarne) w Iraku, Afganistanie i Czadzie.
Zostałem przeszkolony w sposobie zachowań w sytuacjach kryzysowych oraz w zakresie indywidualnego zabezpieczenia medycznego.
Jestem osobą w pełni mobilną (prawo jazdy kat B z doświadczeniem od 1972 roku) posiadającą samochód, posługuję się komputerem bez problemu.
Posiadam pewne ograniczenia ruchowe związane z endoprotezą stawu biodrowego (od 7 lat) oraz bajpasami (od 8 lat) nie stanowią one jednak większej przeszkody w normalnym funkcjonowaniu.
Z chęcią zaangażuję się w pomoc jako wolontariusz w szeroko pojęte działania anty Covidowe.
"Gnić i czekać na Godota?"
Jerzy Undro to między innymi laureat prestiżowej nagrody Grand Press Photo. Fotografował upadek muru berlińskiego, Czesława Miłosza, kiedy ten odbierał Nagrodę Nobla, towarzyszył Aleksandrowi Kwaśniewskiemu podczas wizyty u George'a Busha.
Martyna, wolontariuszka: - Robi więcej niż my wszyscy razem. Super, że to osoba starsza… W tym sensie, że starsza wiekiem od nas. Pacjenci dobrze się przy nim czują, ma poważanie. Fajnie się na to patrzy, że komuś takiemu chce się coś robić.
Ela, wolontariuszka: - Oprócz tego, że pomagamy, to my jednak mamy w tym też jakiś interes, bo godziny wolontariatu będą nam zaliczone do obowiązkowych praktyk. Jesteśmy na drugim roku fizjoterapii i ja po prostu chcę mieć wolne wakacje. A ten pan nic nie musi. Mógłby sobie siedzieć spokojnie w domu i nic nie robić.
Powtarzam Jerzemu Undrze te słowa.
- Siedzieć, gnić i czekać na Godota? No nie!
200 markerów tygodniowo
Netto Arena to największa hala widowiskowo-sportowa w Szczecinie. Podczas pandemii została przygotowana do tego, aby mógł powstać tu szpital tymczasowy. Ostatecznie zamieniła się w gigantyczny punkt szczepień, za który odpowiada Samodzielny Publiczny Szpital Kliniczny nr 2 PUM w Szczecinie. Obecnie każdego dnia szczepi się tu nawet ponad 1600 osób.
Aby uzmysłowić sobie ogrom tego przedsięwzięcia, można spojrzeć na pozornie tak banalną rzecz jak… czarne markery, które służą tu do opisywania kopert z dokumentacją medyczną pacjentów. Tygodniowo zużywa się tu 200 takich markerów.
Oficjalne statystyki na dzień 5 maja to 88 013 szczepionek podanych w Netto Arenie.
Żeby wszystko działało jak należy, pracuje tu cały sztab osób. Od kadry zarządzającej, przez lekarzy, pielęgniarki, rejestratorów, personel sprzątający, kierownika Apteki Szpitalnej, który odpowiada za całą logistykę związaną z dostarczaniem szczepionek, kierowców, osoby dowożące kanapki dla pracowników i wolontariuszy, obsługę punktu informacyjnego, rzecznika prasowego i wreszcie samych wolontariuszy. Ci ostatni przede wszystkim zajmują się kierowaniem ruchem, aby nikt się nie czuł zagubiony i na każdym etapie miał w zasięgu wzroku osobę w żółtej kamizelce, którą może zapytać o drogę do wyjścia, toaletę, a czasem i opowiedzieć, że wyjście na szczepienie to pierwsze wyjście z domu od roku i dlatego trzeba było na tę okazję elegancko się uczesać i włożyć koszulę i marynarkę.
Mundur, ale i łysina budzą respekt
Szczepienia zaczynają się o godzinie 8.00, ale ludzie przed wejściem gromadzą się już przed 7.30. Grupka staje pod samymi drzwiami.
- Koleżanka po astrze dwa dni źle się czuła. – Mama dostała pfizera, ręka ją potem bardzo bolała… - No, ale trzeba, trzeba. - A ja po pierwszej dawce nic. Wszystko normalnie – kolejkowe rozmowy dotyczą właściwie tylko jednego tematu.
Za chwilę na miejscu pojawia się policja.
- Dzień dobry! Proszę ustawić się tam niżej, przy barierkach, zachować odstępy. Kto jest na godzinę ósmą? To na początek, o tu – komenderuje jeden z policjantów. Policja, straż miejska i żołnierze z 12. Brygady Zmechanizowanej i 12. Batalionu Dowodzenia każdego dnia delegowani są tu do pomocy.
Mundurowi pomagają głównie na zewnątrz. - Czasem, kiedy kolejka jest duża, jest zimno, to robi się nerwowo, a mundur jednak budzi respekt – tłumaczy Bogna Bartkiewicz.
Jerzy Undro na ogromny parking przy Netto Arenie przyjeżdża swoim autem kilka minut po ósmej. Idzie do wejścia, trzymając żółtą kamizelkę w ręku.
Jak każdy wolontariusz musi się wpisać do specjalnej książki i pobrać kluczyk do szafki. W pudełku nie ma żadnego klucza. – O, zabrakło dziś szafek? To nic – mówi. Wiesza kurtkę na wieszaku na niewielkim zapleczu punktu rejestracji, zakłada swoją odblaskową kamizelkę z napisem na plecach "pomoc punktu szczepień" i już jest gotowy do pracy.
"Pan tu dobrze koordynuje"
Kiedy pacjenci wchodzą do budynku, "przejmują" ich żołnierze. W pierwszym pomieszczeniu trzeba zdezynfekować ręce. Tu można pobrać i wypełnić formularz. Kolejne "ogniwo" to właśnie Jerzy Undro.
- Zapraszam kolejne pięć osób – wydaje polecenie żołnierzom.
- Dzień dobry, pani pierwszy raz? Proszę pokazać formularz… Tu brakuje daty, tu jeszcze trzeba się podpisać. Proszę uzupełnić, zdjąć kurtkę i powiesić tu w szatni, przygotować dowód osobisty, stanąć w kolejce przy białej ścianie – mówi stanowczym głosem.
- Proszę zachować odstępy metrowe! A państwo razem? – zwraca się do młodej pary stojącej w kolejce. - No to stańcie jak najbliżej siebie – uśmiecha się.
- Pani tu stanie, na rogu. Tu proszę siadać, na krzesełka…
- Pan to tu dobrze koordynuje – zauważa jedna z pacjentek.
Jerzy Undro: - Lubię mieć wszystko poukładane.
Młoda kobieta wychodzi z punktu po szczepieniu. Zauważa znajomego. Jerzy akurat sprawdza mu formularz.
- O cześć, ja już po. Ręka boli, ale jest okej – mówi kobieta.
- Szykujcie protezy, jutro wam odpadnie – żartuje Undro. Kolejka wybucha śmiechem.
Mężczyzna pcha wózek inwalidzki z niepełnosprawną mamą do wyjścia z hali. Są już po szczepieniu. Jerzy, mimo że zajęty sprawdzaniem formularzy, zauważa, że kobieta trzyma kurtkę na kolanach.
- Proszę tu zjechać na bok i spokojnie założyć kurtkę – mówi.
- Nieee, my tylko do samochodu – odpowiada kobieta.
- Jest zimno, proszę się ubrać, przewieje panią – Jerzy jest stanowczy.
Syn zjeżdża wózkiem na bok i pomaga kobiecie się ubrać. – Dziękujemy. Ma pan rację.
Szczepienia jak święto
Cywilnych wolontariuszy jest w punkcie 39. Większość to bardzo młodzi ludzie. Tak jak Martyna czy Ela, studentki. Godziny wolontariatu będą im zaliczone do obowiązkowych praktyk, dzięki temu będą miały wolne wakacje. Obie podkreślają, że pomaganie też jest w tym wszystkim ważne. – To, co robimy, jest potrzebne – mówi Martyna.
Karolina Szymańska, drobna blondynka, studiuje fizjoterapię, a ten dzień dla niej jest wyjątkowy. – Od jutra zaczynam tu pracę. Tak bardzo mi się tu spodobało. Będę zatrudniona jako rejestratorka medyczna – mówi. – Ale z wolontariatu nie zrezygnuję. Jeśli tylko będę mogła, to będę dodatkowo przychodzić na wolontariat. Dla mnie bardzo ważne jest to, że mogę zrobić coś dobrego, pomóc.
Pokoleniowe różnice widać chociażby w momentach, kiedy wszyscy pacjenci są obsłużeni i jest chwila na oddech. Młodzi wykorzystują ten czas, aby przejrzeć smartfony. Jerzy szuka zajęcia, zagaduje. – Wolę, jak coś cały czas się dzieje, nie przychodzę tu, żeby przebierać nogami – mówi.
Wśród wolontariuszy jest też Daniel Makus, nauczyciel niemieckiego i wicedyrektor jednej ze szczecińskich prywatnych szkół. Wiecznie zabiegany, ale znajduje czas, żeby przyjść do Netto Areny i jako wolontariusz usiąść na stanowisku rejestratora.
- Sprawdzam tożsamość pacjentów, patrzę, czy wszystko się w skierowaniu zgadza, wydaję im kartę szczepień – tłumaczy.
Zgłosił się do pomocy, bo nie mógł wysiedzieć bez kontaktu z ludźmi. – Ja tego po prostu potrzebuję. Jestem nauczycielem. Nauczanie zdalne w jakiś sposób mnie tego pozbawiło, więc musiałem czymś się zająć.
O pandemii dużo rozmawia ze swoimi uczniami. Angażuje ich w pomaganie. – W pierwszej fali braliśmy udział w akcji "Paczka dla medyka". Teraz na przykład zaangażowałem ich w zbiórkę napojów dla wolontariuszy i pracowników punktu szczepień. W dobę udało się wszystko zrobić. Zebrać pieniądze, skontaktować z rodzicami, którzy mają hurtownie.
Pod ścianą stoją zgrzewki z sokami. Każdy może korzystać.
Daniel Makus mówi też o podejściu młodych do pandemii. – Najgorzej było we wrześniu. Ciężko im było wytłumaczyć, że to poważna sprawa, że nie ma żartów. Nie chcieli nosić maseczek. Uważali, że to bez sensu. Ale w grudniu jeden z uczniów zachorował i bardzo ciężko to przeszedł. Był w szpitalu, potrzebował wspomagania tlenem. Wieści wśród młodych szybko się rozchodzą, mimo że to był już moment, kiedy znowu byliśmy na zdalnym. Byli wystraszeni i chyba wtedy do nich dotarło, że to nie jest coś wymyślonego. Że to coś, co może dotknąć też ich samych. Uczeń na szczęście czuje się już dobrze.
Makus wspomina, że najbardziej niesamowite dni w punkcie szczepień były na początku, kiedy szczepili się najstarsi ludzie.
- Widać było, że dla nich to coś wyjątkowego. Wielkie święto. Nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy, ale przecież wielu z nich przez rok wcale nie wychodziło z domów! Jedna pani powiedziała mi, że pierwszy raz od roku się uczesała. Zapamiętałem też pana, który ma 104 lata! Patrzę na metrykę i odruchowo zacząłem bardzo głośno mówić. Na co on ze śmiechem: Ale ja nie jestem głuchy. Była też jedna ze szczecińskich aktorek. Zatańczyła nam i zaprosiła do teatru – opowiada Makus.
Wolontariusze są zgodni: pacjenci najczęściej boją się igły.
Stara zasada terenowa
Po czterech godzinach w punkcie szczepień zaczynam odczuwać ból w stopach. Od razu myślę o Jerzym Undrze i tym, że przecież ma endoprotezę stawu biodrowego.
- Czuję się znakomicie! To dla mnie jak codzienna gimnastyka. Chodzę, robię mnóstwo wymachów ramionami. W domu jeszcze potem robię sobie masaż piłeczką tenisową…
- Na czym to polega? – dopytuję.
- Bierzesz piłeczkę między plecy i ścianę i masujesz tak, aby nie spadła. Naprawdę dobre ćwiczenie – mówi.
W hali jest coś w rodzaju zaplecza socjalnego dla pracowników i wolontariuszy. Jest kawa, herbata, codziennie dowożone są kanapki, jogurty. W szatni jest niewielka kanapa, można usiąść i choć chwilę odetchnąć. Ela i Martyna jedzą tu drugie śniadanie, salowa Małgorzata przysiadła w części kuchennej, żeby wypić kawę. Kolejne osoby przychodzą, aby coś przekąsić.
Jerzy z tego nie korzysta.
- Stara zasada terenowa to zjeść rano porządne śniadanie. Dziś to była duża bułka z masłem, wędzonką krotoszyńską, herbata. Szkoda mi tu czasu na kawki – śmieje się. - W domu zrobię sobie dobre podwójne espresso, zjem obiad. Tu piję tylko wodę – pokazuje na dystrybutor, który stoi tuż za jego stanowiskiem. Może z niego korzystać każdy, także pacjenci oczekujący na szczepienie.
Kiedy pytam ludzi w punkcie, czy wiedzą, kim jest Jerzy Undro, większość kręci przecząco głową. Dla nich to po prostu najstarszy wolontariusz, energiczny i stanowczy pan, który dba o porządek przy wejściu.
Daniel Makus: - My właściwie nie mamy czasu na takie prywatne rozmowy.
Martyna: - Jakoś nie było nigdy okazji, żeby go zapytać.
Nie wiedzą też żołnierze. - Ja tu jestem pierwszy dzień, kolega drugi raz – tłumaczą.
Kiedy im mówię, zapada cisza.
Martyna po chwili: - Wow!
Żołnierze patrzą na Jerzego rozstawiającego kolejnych pacjentów w odpowiednich miejscach.
- No to ogromny szacunek. Szok – mówi jeden z nich.
Jerzy Undro, choć jest emerytem, nie zrezygnował zupełnie z pracy. Wciąż robi zdjęcia dla jednej z agencji. Aparat fotograficzny zabiera nawet na urlop. Fotografował między innymi protesty przed sądami i marsze kobiet.
Ale do Netto Areny przychodzi bez aparatu.
- Nie da się robić dwóch rzeczy dobrze naraz. Tu się skupiam na tym, żeby wszystko szło, jak należy.
Zna swoje atuty. - Mam odpowiedni głos, a i moja łysina też ma znaczenie, bo to budzi respekt.
Pytam, czy mimo wszystko nie wypatruje tu sytuacji, które mógłby zamknąć w kadrze.
- Nie. Naprawdę. Jestem tu w konkretnym celu. Chociaż przyznam, że wolałbym coś troszkę ambitniejszego. Najbardziej chciałbym móc osobiście szczepić – zdradza.
- Ja tu przyszedłem, bo miałem poczucie, że dzieje się coś ważnego, a ja jestem sprawny, mam czas i mogę pomóc. Mam też swoje spostrzeżenia. Obserwuję ludzi. I jestem tym bardzo zbudowany, jak życzliwe mamy społeczeństwo. Każdy ma poczucie odpowiedzialności, mimo stresu, jaki wielu towarzyszy, uśmiechają się do siebie. Gdyby cała Polska była taka jak tu, w punkcie szczepień, to żylibyśmy w idealnym kraju.
Bogna Bartkiewicz śmieje się: - Przy Jurku nie można złego słowa o pacjentach powiedzieć. Wiadomo, zdarzają się różne sytuacje, jesteśmy ludźmi. Ale to prawda, że atmosfera jest tu w jakiś sposób wyjątkowa.
***
Jerzy Undro kończy swój dyżur przed czternastą. Szybko się przebiera. Już z kamizelką w ręku jeszcze rzuca okiem na kolejkę. - Proszę się tu przesunąć i następne pięć osób może wchodzić!
Na jego miejscu staje jeden z żołnierzy. – No to pilnuj tu dobrze wszystkiego. I do zobaczenia jutro.
Po południu Undro chce jeszcze spotkać się z jednym z wnuków. Podkreśla, że rodzina wspiera go bardzo w tym, co robi. – Nie pytałem żony, kiedy jechałem na wojnę. Ale teraz spytałem ją o zgodę. Ona doskonale wie, że ja nie umiem w miejscu wysiedzieć.
Autorka/Autor: Katarzyna Świerczyńska
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Robert Stachnik