Kazimierz Kujda, prezes Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i bohater ostatnich nagrań upublicznionych przez "Gazetę Wyborczą" dotyczących spółki Srebrna, wydał oświadczenie w sprawie kontaktów ze Służbami Bezpieczeństwa PRL. "Nigdy nie podjąłem z SB współpracy, która doprowadziłaby do czyjejś krzywdy" - oświadczył, dodając, że mógł "podpisać jakieś dokumenty" ubiegając się o wyjazd za granicę. Jak napisała "Rzeczpospolita", jego teczka "trafiła do zbioru zastrzeżonego IPN" w 2002 roku.
"Gazeta Wyborcza" opublikowała we wtorek 5 lutego stenogram i nagranie z rozmowy austriackiego biznesmena Geralda Birgfellnera z Kazimierzem Kujdą, szefem Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska.
Tego samego dnia rzecznik prasowy Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska przesłał TVN24 oświadczenie Kazimierza Kujdy, w którym podkreślał, że "we wszystkich swoich działaniach kieruje się (Kujda - red.) zawsze przepisami prawa i nigdy nie naruszył jakimkolwiek swoim działaniem obowiązujących norm".
We czwartek wieczorem Kazimierz Kujda przesłał Polskiej Agencji Prasowej oświadczenie w sprawie doniesień o jego współpracy ze Służbami Bezpieczeństwa PRL.
"Mogłem podpisać jakieś dokumenty"
"W związku z medialnymi spekulacjami i pytaniami dziennikarzy, w których sugeruje się, że byłem tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL, oświadczam, że nigdy nie podjąłem z SB współpracy, która prowadziłaby do krzywdzenia kogokolwiek lub naruszania czyichś dóbr. W szczególności nigdy nie podjąłem i nie prowadziłem działań polegających na donosach czy ujawnianiu informacji o osobach trzecich" - napisał Kujda.
"Przyznaję natomiast, że w latach młodości - w okresie studenckim, przy okazji ubiegania się o paszport na wyjazdy do tzw. krajów kapitalistycznych w Zachodniej Europie - mogłem podpisać jakieś dokumenty podsunięte mi w trakcie prowadzonych ze mną rozmów i pouczeń" - dodał. "Mam świadomość, że był to mój wielki błąd, którego popełnić w żadnym razie nie powinienem" - podkreślił.
Kujda wyjaśnił, że jedną z podróży, organizowaną przez Biuro Współpracy z Zagranicą Politechniki Warszawskiej, odbył w 1981 r. krótko przed stanem wojennym. "Po powrocie do kraju, w lipcu 1982 roku, złożyłem w BWZ PW sprawozdanie z pobytu w stolicy Austrii. Natomiast podczas oddawania paszportu w Biurze Paszportowym przy ul. Kruczej w Warszawie (co było wówczas obowiązkiem) zostałem przesłuchany oraz przedstawiłem pisemne wyjaśnienia dotyczące pobytu w Wiedniu" - napisał.
"Nikogo nie skrzywdziłem"
"W moim najgłębszym przekonaniu podczas tych kontaktów nikogo nie skrzywdziłem i nikomu nie zaszkodziłem. Tematyka rozmów i treść złożonych przeze mnie relacji w żadnej mierze nie dotyczyła spraw, które mogłyby narazić na szwank czyjeś dobra czy interesy albo przynieść komuś uszczerbek w jakimkolwiek wymiarze" – zapewnił.
Dodał, że przeprasza wszystkich, którzy czują się urażeni samym faktem "kontaktu czy dialogu ze służbami PRL", który "jest powszechnie oceniany jako wysoce naganny". "Wiem, że popełniłem błąd i pragnę bardzo, aby został mi wybaczony. Ośmielam się przy tym stwierdzić, że przez ponad 25 lat lojalnie pracuję dla Polski i obozu niepodległościowego, z którym czuję się ideowo związany" – dodał.
"Zapewniam, że już w piątek 8 lutego br. zwrócę się do IPN z wnioskiem o przeprowadzenie autolustracji, a następnie opublikuję całość dokumentacji na mój temat, która znajduje się w zasobach archiwalnych IPN. Chcę, aby każdy mógł zapoznać się z tymi dokumentami i ocenić, jaki charakter miały moje kontakty z SB" - zadeklarował Kujda.
NOWE > Teczka, która wstrząsnęła PiS-em. Materiał programu "Czarno na białym" o teczce Kazimierza Kujdy
"Rz": teczka Kujdy w zbiorze zastrzeżonym
Nazwisko Kazimierza Kujdy pojawiło się również w piątkowej "Rzeczpospolitej". "Kazimierz Kujda widnieje w jawnym już inwentarzu IPN jako tajny współpracownik o pseudonimie Ryszard, który współpracę miał rozpocząć w 1979 r. w Siedlcach - zgadza się jego data urodzenia" - czytamy w e-wydaniu piątkowego numeru gazety.
Według ustaleń "Rzeczpospolitej", "w 2002 roku teczka Kazimierza Kujdy trafiła do zbioru zastrzeżonego IPN". "Biuro Lustracyjne IPN w Lublinie, które widnieje w inwentarzu jako posiadacz teczki 'Ryszarda' (teczkę założyło WSUW w Siedlcach), odsyła nas do warszawskiego IPN" - informuje gazeta.
"Pytamy o postępowanie lustracyjne Kazimierza Kujdy, który od lat pełni kierownicze stanowiska państwowe, m.in. był prezesem w Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w latach 2000-2002, 2006-2008 i ponownie od 2015. W latach, kiedy rządziła PO - PSL, Kujda był prezesem zarządu spółki Srebrna" - pisze gazeta.
Zaznacza jednocześnie, że Kujda "po zdobyciu władzy przez PiS decyzją prezydenta Dudy wszedł do Narodowej Rady Rozwoju". "Okazuje się, że lustracja nigdy de facto prezesa Kujdy nie objęła" - zaznacza "Rz".
"Prezes Zarządu NFOŚiGW nie podlega obowiązkowi złożenia oświadczenia lustracyjnego" - mówi "Rz" Karolina Jackowska, rzecznik IPN.
Gazeta przypomina, że "ustawa z 2006 r. o ujawnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa z lat 1944–1990 oraz treści tych dokumentów faktycznie wymienia praktycznie wszystkie stanowiska państwowe, które lustracji podlegają - od parlamentarzystów, radnych, przez sędziów, prokuratorów, po szefów NBP, ZUS, KRUS, NFZ".
"Wśród wymienionych nie ma tylko prezesa Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska" - zaznacza dziennik. "Jednak, jak wskazuje w nieoficjalnej rozmowie jeden z prokuratorów, punkt 6 wskazuje, że lustracji podlegają inni niewymienieni pracownicy urzędów państwowych oraz członkowie korpusu służby cywilnej, zajmujący kierownicze stanowiska" - wylicza gazeta.
Autor: asty/adso / Źródło: PAP