- Premier Donald Tusk dokonał rekonstrukcji koalicyjnego rządu KO, PSL, Polski 2050 i Lewicy.
- W nowym, mniejszym rządzie nie ma już m.in. ministry ds. równości Katarzyny Kotuli.
- Kilkadziesiąt organizacji pozarządowych i osób prywatnych napisało już do premiera list, w którym sprzeciwiają się umniejszeniu rangi urzędu Kotuli do pełnomocniczki ds. równego traktowania.
- Więcej o liście i komentarze ekspertów - w artykule "Kotula przestaje być ministrą. Środa nazywa Tuska 'dziadem'".
Justyna Suchecka: Nie będzie już pani ministrą, tylko pełnomocniczką. Co to właściwie oznacza?
Katarzyna Kotula: Nie będę chodziła na posiedzenia Rady Ministrów.
Czyli pani rola maleje?
Mam nadzieję, że nie, choć oczywiście będziemy musieli z premierem ją na nowo zdefiniować. Marzeniem byłoby mieć duży, osobny resort, ale okazało się, że to w obecnej sytuacji politycznej niemożliwe. Staram się na to nie obrażać i robić swoje.
Obowiązuje nas unijna dyrektywa o organach równościowych, a to oznacza, że chociaż dziś może wyglądać to tak, że robimy krok do tyłu, to przed nami kilka kroków do przodu. W najbliższej przyszłości musi powstać niezależny urząd, coś na kształt Państwowej Inspekcji Pracy czy Urzędu Regulacji Energetyki, który będzie zajmował się równością. I my to zbudujemy poza rządem.
Co nam to da?
Wiele usprawnień. Dalej będzie działał Rzecznik Praw Obywatelskich, który dziś też jest organem równościowym, ale przejmiemy od niego część kompetencji i przekażemy do tego urzędu.
A ja jako pełnomocniczka zostanę w funkcji nadzorczej. W każdym resorcie będzie ktoś odpowiedzialny za równe traktowanie. Tak jak dziś mamy taką osobę u każdego wojewody. To są moje pełnomocniczki i pełnomocnicy…
… i od nich dziś słyszę, że odebranie pani ministerialnej teki to fatalny sygnał dla Polek i Polaków.
Wiem, że to dla nich trudne. Ale szukam też pozytywów: wszyscy teraz pytają, czym się zajmujemy, co się u nas działo, co z tego zostanie.