Proces Jerzego K. oskarżanego o wyjątkowo okrutne znęcanie się fizyczne i psychiczne nad podejrzanymi, nie może ruszyć. We wtorek rozprawę byłego oficera UB, nazywanego przez ludzi, których miał maltretować, "katem z Mokotowa", przełożono na styczeń. Oskarżony nie pojawił się w sądzie. Przedstawił lekarskie zwolnienie.
Śledztwo Instytutu Pamięci Narodowej w sprawie Jerzego K. byłego oficera UB, który w latach 40-tych i 50-tych miał znęcać się i torturować między innymi członków Armii Krajowej, cichociemnych i innych ówczesnych "wrogów ludu", rozpoczęło się w 1996 roku. W 2005 roku zostało jednak zawieszone ze względu na śmierć osób, o których torturowanie był podejrzany.
Śledztwo zostało jednak wkrótce wznowione. - Akt oskarżenia wpłynął do nas 1 października 2009 roku. Na wtorek wyznaczona była pierwsza rozprawa, ale została odroczona - relacjonuje w rozmowie z tvn24.pl Maciej Gieros z sekcji prasowej warszawskiego Sądu Okręgowego.
Pięć lat za znęcanie
Kolejną rozprawę wyznaczono dopiero na styczeń. - Proces nie mógł ruszyć we wtorek ponieważ do sądu wpłynęło pismo pana K. wraz ze zwolnieniem od lekarza sądowego - tłumaczy Gieros. Były oficer śledczy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, który podejrzanych przesłuchiwał przede wszystkim w tajnym więzieniu X Departamentu MPB w Miedzeszynie (zwanym "Spacerem") i więzieniu na warszawskim Mokotowie, ma dzisiaj 85 lat.
Oskarżony jest o "znęcanie się fizycznie lub moralnie nad pozostającą w stałym albo przemijającym stosunku zależności od sprawcy osobą nieletnią poniżej 17 roku życia lub bezradną" (artykuł 246 Kodeksu Karnego z 1932 roku w związku z artykułem 2, ustęp 1 i art. 3 Ustawy o IPN-ie). Kędziorze grozi za to do pięciu lat więzienia. - Jego nazwisko przewija się w wielu śledztwach prowadzonych przez prokuratorów Instytutu - przyznaje rzecznik IPN Andrzej Arseniuk.
"Wchodziłem w serca"
Pracę w Urzędzie Bezpieczeństwa Kędziora rozpoczął w wieku 20 lat. Był też członkiem Grupy Specjalnej Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego - tajnej komórki, powołanej latem 1948 roku i następnie przekształconej w X Departament MBP. Zajmował się on głównie oczyszczaniem PZPR z agentów i prowokatorów. Większość z nich trafiała do tajnego więzienia w Miedzeszynie.
Za "łamanie socjalistycznej praworządności" i stosowanie w Miedzeszynie "niedozwolonych metod śledczych" został aresztowany (w areszcie spędził 21 dni) już w 1955 roku. Skazano go wówczas na trzy lata więzienia w zawieszeniu. Nie czuł się winny. Odpowiedzialnością za prowadzone przez siebie tortury obarczał przełożonych.
Podczas ich procesu, w którym występował jako świadek, zeznawał: "Kiedy zostałem skierowany do Miedzeszyna, miałem 23 lata. Podczas przesłuchań używano takich metod jak: klęczenie na stołku, karcer czy wkładanie ołówka między palce. (...) W 1949 roku były rozkazy karne na temat bicia, ale równocześnie Romkowski i Różański sami bili więźniów. W tym okresie, kiedy stosowaliśmy bicie, nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że to jest nieludzkie. Wydawało nam się, że stosowanie tego przymusu jest koniecznością. Słyszeliśmy w tym czasie opowiadania na temat metod stosowanych w »dwójce« i dlatego wydawało się nam, że nasze postępowanie było łagodne." Podczas jednej z rozpraw K. wyznał, że "potrafił wejść do serca tych ludzi".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24