Najważniejszy w tym reportażu jest mechanizm, jak to działa, jak są zawłaszczane spółki, jak ci ludzie muszą się opłacać - mówił w TVN24 Dariusz Kubik z "Czarno na białym", współautor materiału "Do spółki z PiS. Dla dobra partii". Dziennikarze dotarli do dwóch byłych szefów spółek Skarbu Państwa i wieloletnich działaczy PiS. - Udało nam się, można powiedzieć, przełamać zmowę milczenia - powiedział Grzegorz Łakomski z tvn24.pl.
- Gdybyśmy nie byli w PiS, nie dostalibyśmy tych stanowisk - dwaj byli szefowie spółek Skarbu Państwa, a przy tym wieloletni działacze PiS mówią wprost do kamery Dariuszowi Kubikowi z "Czarno na białym" i Grzegorzowi Łakomskiemu z tvn24.pl w reportażu "Do spółki z PiS. Dla dobra partii".
Pod nazwiskiem, z konkretami i pierwszy raz publicznie tłumaczą, jak działa ten mechanizm, jak partia daje awanse, za które trzeba się jej odwdzięczać, czyli zatrudniać w spółkach kogo trzeba i wpłacać na kampanię. Zgodnie z prawem finansowanie kampanii musi być dobrowolne i bezgotówkowe. Wszystko powinno być opłacane z przelewów na partyjny fundusz wyborczy, który potem rozlicza Państwowa Komisja Wyborcza.
Rozmówcami są były dyrektor elektrowni Turów Piotr Frąszczak oraz były prezes spółki MegaSerwis Kazimierz Szczech. Obaj związani są z regionem Bogatyni w województwie dolnośląskim - to właśnie w niej znajduje się elektrownia oraz działa MegaSerwis.
MATERIAŁ "DO SPÓŁKI Z PiS. DLA DOBRA PARTII" MOŻNA OBEJRZEĆ TAKŻE W TVN24 GO
Łakomski: dwóch byłych prezesów spółek działało w układzie
O reportażu mówili w środę we "Wstajesz i wiesz" w TVN24 jego autorzy. - Udało nam się, można powiedzieć, przełamać zmowę milczenia, bo w naszym materiale głos zabiera dwóch byłych prezesów spółek Skarbu Państwa, którzy działali w pewnym układzie. Układzie, który polega na tym, że lokalny poseł, można powiedzieć baron, w tym wypadku była to Marzena Machałek, też wcześniej Adam Lipiński, decydują, albo mają duży wpływ na to, kto trafia na kluczowe stanowiska w spółkach Skarbu Państwa - powiedział dziennikarz tvn24.pl Grzegorz Łakomski.
Dodał, że "te osoby, które dostają takie lukratywne stanowiska, potem odpłacają się w różny sposób tym swoim posłom, którzy właśnie pełnią rolę takich baronów". - Ci nasi rozmówcy mówią, że tak jest, tak wszyscy robią - powiedział.
- Wcześniej, w naszych poprzednich materiałach, słyszeliśmy bardzo często jako taką główną linię obrony ze strony PiSu, że rzeczywiście wpłacają ludzie ze spółek Skarbu Państwa na kampanię, ale przecież każdy może, to jest dobrowolne, oni to robią z własnej woli. Tu usłyszeliśmy od jednego z naszych rozmówców wprost: nie, musiałem to robić, ponieważ gdybym tego nie robił, mógłbym stracić stanowisko. Więc tu już można tę dobrowolność de facto wykluczyć, a te wpłaty są zgodne z prawem pod warunkiem, że są dobrowolne - zaznaczył Łakomski.
Kubik: widzowie mogli się dowiedzieć, jak wygląda mechanizm
Reporter "Czarno na białym" Dariusz Kubik mówił, że najważniejszy w tym reportażu jest "ten mechanizm, jak to działa, jak są zawłaszczane spółki, jak ci ludzie muszą się opłacać".
Odnosząc się do faktu, że byli prezesi spółek opowiedzieli o tym pod nazwiskiem, Kubik powiedział, że "to jest taki mechanizm, że jeśli ktoś uważa, że bardzo ciężko dla tej partii pracował, robił właśnie takie rzeczy, a później został, jego zdaniem, w bardzo zły sposób potraktowany, jest to poczucie niesprawiedliwości, poczucie krzywdy".
Dodał, że "to jest ta motywacja, dlaczego ci ludzie o tych wszystkich złych rzeczach nam opowiedzieli". - Najważniejsze jest to, że jakiekolwiek są motywacje, dowiadujemy się dzięki temu, jak to wyglądało, bo te rzeczy potwierdzaliśmy po prostu. To się po prostu stało, więc jakkolwiek tutaj były motywacje poczucia krzywdy, żalu, to jednak dzięki temu widzowie mogli się dowiedzieć, jak to wyglądało - zaznaczył Kubik.
"W trakcie rozmowy ksiądz przyznał się do tego, że uczestniczył w tej kampanii i że żałuje"
Karol Dejas, który współpracował przy tworzeniu reportażu, przyniósł do studia gadżet z napisem "Krzysztof Kubów, Prawo i Sprawiedliwość".
- To jest gadżet, który rozdawał ksiądz katolicki. Jego wątek jest poruszony w reportażu "Czarno na Białym". Ksiądz współpracował między innymi z Krzysztofem Kubowem. Panowie znają się z młodości. Ksiądz, z którym się spotkałem, i który rozprowadzał te noże powiedział, że to była forma takiej pomocy drugiemu człowiekowi, jego koledze. Mimo, że był aktywnym księdzem cały czas, mimo, że prowadził swoją posługę duszpasterską, zdecydował się właśnie na takie jawne i aktywne uczestnictwo w kampanii wyborczej - mówił.
- Rozprowadzał banery wśród swoich parafian, wśród wyborców z tego okręgu numer jeden. Rozprowadzał właśnie takie gadżety jak ten nóż - dodał. - Bardzo trudno było się do księdza dostać, trudno było się z nim skontaktować, ponieważ jest to ksiądz rezydent, nie jest wikariuszem. My już po tych ustaleniach, po tym, że dowiedzieliśmy się, jak się nazywa, próbowaliśmy wielokrotnie jeździć na Dolny Śląsk. Udało się znaleźć księdza w Legnicy. W trakcie półgodzinnej rozmowy przyznał się do tego, że uczestniczył w tej kampanii, i że żałuje. Wyraził taką skruchę w rozmowie ze mną - opowiadał Dejas.
Źródło: TVN24