- Przy hipotezie o zdradzie, trzeba zakładać, że współpraca mogła trwać od dawna - mówi w rozmowie z "Dziennikiem" gen. Gromosław Czempiński na temat zaginionego szyfranta wywiadu wojskowego. Polskie służby szukają Stefana Zielonki już trzy miesiące. Bez skutku.
Według gen. Gromosława Czempińskiego, b. szefa UOP, "ci, którzy mówią, że Stefan Zielonka nic nie wiedział, nie znają pracy wywiadowczej". - Najcenniejsza wiedza, jaką posiadał, nie dotyczyła środków czy technik łączności, jakich używany. To mniej więcej obce służby wiedzą - zaznacza w rozmowie z "Dziennikiem" Czempiński. Według niego najważniejsze informacje, jakie można wyciągnąć od Zielonki, to polskie źródeł informacji. - Jeżeli on szyfrował dokumenty przez wiele lat, to z ich treści mógł się domyślać, gdzie były uplasowane źródła naszych informacji - twierdzi generał.
Choć - zdaniem Czempińskiego - sam Zielonka nie byłby w stanie z elementów swojej wiedzy ułożyć większej całości, obce wywiady potrafią to zrobić.
"Rozmawiałem z ludźmi, którzy go znali"
Generał mówi też, że przy hipotezie o zdradzie, trzeba zakładać, iż współpraca mogła trwać od dawna. - Wywiady rzadko zgadzają się na natychmiastową ucieczkę. Najczęściej proszą, by człowiek trochę popracował, zasłużył na wyjazd - wyjaśnia generał.
Sobotni "Dziennik" ujawnił, że w sprawie zaginięcia chorążego Zielonki dziś policja za najbardziej prawdopodobny uznaje wariant wywiezienia go za granicę przez obce służby. Gazeta napisała, że według ustaleń śledczych szyfrant, tuż przed tajemniczym zniknięciem, zabrał z domu swoje najcenniejsze rzeczy osobiste. Nie chodzi jednak o paszport, czy inne dokumenty, ale np. pamiątki, do których był bardzo przywiązany.
- Rozmawiałem z ludźmi, którzy go znali. Pracował w kraju i za granicą, dużo wiedział - dodaje w wywiadzie dla "Dziennika" gen. Marek Dukaczewski, b. szef WSI. Według niego, ludzie którzy rozmawiali z Zielonką byli zdziwieni, że "jest on tylko chorążym".
Źródło: "Dziennik", TVN24
Źródło zdjęcia głównego: nasza-klasa.pl