Jak co roku po Wigilii Paschalnej odbyło się bziukanie ogniem w Koprzywnicy w diecezji sandomierskiej. Strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej wydmuchiwali naftę na płonące pochodnie. - Jest to niezwykłe widowisko i prawdopodobnie nigdzie indziej nie ma podobnego zwyczaju - powiedział prezes OSP w Koprzywnicy, Kazimierz Gorycki.
Strażacy specjalnie przygotowani
W procesji wokół kościoła p.w. Matki Bożej Różańcowej co roku bierze udział kilku strażaków specjalnie przygotowanych do tego zadania. - Do podtrzymywania tej niezwykłej tradycji zgłasza się coraz więcej chętnych. Zwykle są to młodzi mężczyźni - dodał Gorycki.
Strażakom, podobnie jak w poprzednich latach, towarzyszyli Rycerze z Chorągwi Ziemi Sandomierskiej i Staszowskiej, którzy wystrzelali salwy z armat. - Nikt nie wie, skąd ta tradycja się wzięła i od jak dawna jest kultywowana w Koprzywnicy. Wiadomo jednak, że przekazywana jest z dziada pradziada - powiedział Gorycki.
Zalążek w powstaniu styczniowym?
Zdaniem etnologa z Muzeum Wsi Kieleckiej, Teresy Kurzyk, tradycja bziukania może wywodzić się z okresu powstania styczniowego. - Kiedy władze carskie zabroniły świętowania Zmartwychwstania Chrystusa pojawił się pomysł, aby strażacy nabierali nafty w usta, a wypluwając ją podpalali. Było to ciche świętowanie, ale jakże efektowne - powiedziała Kurzyk.
Nazwa "bziukanie" wzięła się od specyficznego odgłosu jaki towarzyszy wydmuchiwaniu ognia. Często słupy ognia, które sprawiają wrażenie, jak gdyby wydostawały się z ust strażaków, mają wysokość nawet kilku metrów.
Autor: zś/iga / Źródło: PAP